Jak wynika z relacji brata ofiary podczas alkoholowej libacji 34-letni mężczyzna zaczął drażnić szerszenie, których gniazdo znajdowało się w murze budynku. Gdy rozjuszone owady zaatakowały, na ratunek ruszył 53-letni ojczym ofiary, mimo że wiedział, iż jest uczulony na jad szerszeni. W chwili, gdy obaj mężczyźni padli nieprzytomni na ziemię, próbowała ich ratować kobieta, matka jednego, a żona drugiego z nich.
Gdy chwilę później na miejsce dramatu przyjechała reszta rodziny, kobieta była oblepiona żądlącymi ją owadami, które zaatakowały także samochód. Wezwane pogotowie dotarło na miejsce po pół godzinie. Samotny dom stoi z dala od zabudowań, w środku lasu. Rozjuszone owady zaatakowały także załogę ambulansu. Na tyle skutecznie, że ratownicy nie tylko salwowali się ucieczką, ale musieli podać sobie zastrzyki ze adrenaliny i hlorokortyzolu.
Mężczyznom nie dało się pomóc, nie żyli. Kobieta w stanie ciężkim, ale stabilnym, trafiła do szpitala. Zdaniem lekarzy jest niezwykle odporna na jad błonkoskrzydłych.
Jak opowiada rodzina ofiar, o szerszeniach wiedzą od dawna i na co dzień starają się ich unikać. Wzywali wcześniej strażaków, ale ci stwierdzili, że nie są w stanie pomóc w sytuacji, gdy rój zagnieździł się w ścianie. Potrzebna była interwencja specjalisty, który pracuje z użyciem środków chemicznych.
Mieszkańcy opanowanego przez szerszenie domu mówią, że nie było ich stać na kupno potrzebnych specyfików.
W sobotę wieczorem rodzina ofiar odmówiła ewakuacji twierdząc, że potrafi żyć z szerszeniami. W niedzielę rozpoczęto akcje usuwania owadów z ich domu.
Więcej czytaj jutro w "GL".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?