W muzeum powinna panować idealna cisza. Tymczasem wokół słychać wrzaski, jakby kogoś obdzierano ze skóry. Skojarzenie jak najbardziej uzasadnione. To podziemia zielonogórskiego muzeum i sala, a raczej sale tortur.
- Nie, gwiazdą tej ekspozycji wcale nie są czarownice i ich procesy, mimo że oczywiście poświęcamy im bardzo dużo miejsca - mówi szefowa działu historycznego Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze Izabela Korniluk. - Wszystko zaczęło się od tych w sumie niepozornych dwóch połączonych łańcuchem kamieni...
To słynne kamienie hańbiące pochodzące z XIII wieku. Prawdziwe perły, gdyż przetrwały tylko dwa egzemplarze, ten zielonogórski oraz drugi we Francji. „Urządzenie” zostało wykonane z piaskowca, waży około kilograma i na każdym z połączonych łańcuchem głazie znajduje się portret niezbyt urodziwej kobiety z wyciągniętym narzędziem „zbrodni” - językiem.
- Źródła przekazują, że kara ta była przeznaczona tylko dla kobiet i to dla tych, które roznosiły nieprawdziwe informacje, czyli krótko mówiąc dla plotkarek - tłumaczy Korniluk. - Jedna pani, powiedziała drugiej pani, że mąż innej pani... Pewnie z naszego punktu widzenia nie wydaje się to być dotkliwą karą. Wystarczy przejść się z tymi kamieniami przewieszonymi przez szyję... Jednak nie było szansy, aby przemknąć niepostrzeżenie, gdyż przed taką niewiastą szedł dobosz i wszystko działo się w dzień targowy. Po drugie mentalność ówczesnych ludzi była różna od naszej. Byli zastraszeni, bardzo karni i wyczuleni na to, co o nich sądzą inni ludzie. A do prawdomówności przywiązywano bardzo dużą wagę...
Więcej przeczytasz w piątek, 19 sierpnia w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej" oraz w serwisie plus.gazetalubuska.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?