Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica hotelowego pokoju

Alfred Siatecki
Najpierw zbierano na ulicach podpisy pod petycją o utworzenie samodzielnego województwa lubuskiego. Mamy rok 1998.
Najpierw zbierano na ulicach podpisy pod petycją o utworzenie samodzielnego województwa lubuskiego. Mamy rok 1998. Tomasz Gawałkiewicz
To, co się działo na Środkowym Nadodrzu od zimy 1996 do lata 1997 r., było przede wszystkim walką o samodzielny o region. Gorzowianie opowiadali się za 25 nowymi województwami, zielonogórzanie za 17.

Udana reforma administracji gminnej w 1990 r. sprawiła, że jej autorzy zdecydowali się zreformować pozostałe poziomy zarządzania państwem - wojewódzki i pośredni między gminnym a wojewódzkim (rejonowy). Administracja gminna ma być jak najbliżej mieszkańców. A jakie zadania powinny mieć pozostałe poziomy? Jak daleko ma sięgać administracja rządowa? Wedle jednych samorząd powinien być dominujący na każdym poziomie, ale i ma wykonywać zadania wskazane przez administrację rządową. Zdaniem drugich - administracja terenowa, nie uciekając od spraw lokalnych, powinna przede wszystkim robić to, czego oczekuje administracja rządowa, czyli miała przeważać centralizacja nad decentralizacją. W terenie natomiast dominował pogląd, iż samorząd wie lepiej, co należy robić i lepiej wyda publiczne pieniądze.

W miastach, które do 1975 r. były siedzibami powiatów, zaczęły powstawać komitety na rzecz restrukturyzacji powiatów, np. Gubinie, Skwierzynie, Szprotawie, Wschowie. Ich zwolennicy wskazywali przede wszystkim historyczne, ale i gospodarcze, oświatowe czy komunalne związki między gminami. Przekonywali też, że tak jak do 1975 r. administracja powiatowa powinna być nie tylko uzupełniająca, lecz i nadrzędna w stosunku do administracji gminnej. Podobnie sytuacja wyglądała w tych stolicach tzw. starych województw, które, po pierwsze, domagały się powrotu do mapy administracyjnej sprzed 1975 r., po drugie, widziały swoją szansę rozwoju jako siedziby władz dużych regionów, mające wpływ na administrację niższego poziomu. Niektóre, na przykład Bydgoszcz, Opole czy Zielona Góra, zdawały sobie sprawę z tego, ile w promocji miasta znaczy prestiż. Utrata stołeczności oznacza likwidację instytucji o zasięgu regionalnym, a co się z tym wiąże - emigrację specjalistów i innych osób mających wpływ na znaczenie miasta nawet wśród podobnych sobie wielkością. Przekonał się o tym Gorzów, który w latach 1946-1950 był siedzibą Ekspozytury Urzędu Wojewódzkiego Poznańskiego (dla powiatów Ziemi Lubuskiej). Władysław Korcz i Michał Sczaniecki przypominają, że gdy w 1945 r. Środkowe Nadodrze znalazło się w Polsce, zastanawiano się, "jaką nazwę dać tej ziemi. Odwołano się do polskiej tradycji historycznej i starą nazwę Ziemi Lubuskiej rozciągnięto na całe województwo, które podobnie jak w przeszłości Ziemia Lubuska, wiąże Wielkopolskę z Odrą". (A może żeby było mniej wątpliwości nasz region powinien być Nową Ziemią Lubuską.)

Ożywienie prac nad reformą administracyjną kraju zaczęło się pod koniec 1997 r., kiedy władzę przejęła koalicja Akcji Wyborczej Solidarność i Unii Wolności. Premier Jerzy Buzek w swoim exposé powiedział "Szliśmy po władzę, aby oddać ją ludziom".

W kraju nie było powszechnej dyskusji na temat zadań administracji. Owszem odbywały się konferencje, ale niewiele one wnosiły, przyjęto bowiem gdzieś (prawdopodobnie w gabinetach ministerialnych), że na poziomie gmin i powiatów będzie administracja samorządowa, wykonująca zadania zlecone przez rząd. Na poziomie wojewódzkim zakładano oddzielenie administracji rządowej od samorządowej. Takie postawienie sprawy spowodowało, że zamiast dyskusji o zadaniach administracji - rozgorzała dyskusja o liczbach.
O tym, ile powinno powstać powiatów, politycy mówili słabszym głosem. Miasta, które miały doświadczenia powiatowe, domagały się powrotu do starej mapy. Pełnomocnik rządu ds. reformy administracyjnej Michał Kulesza upowszechniał tezę 5, 10, 50, tzn. że powiat to co najmniej pięć gmin, jego stolica to minimum 10 tysięcy mieszkańców, powinno w nim mieszkać nie mniej niż 50 tysięcy osób.

Co do liczby województw - rząd postanowił, że będzie ich od 8 do 12, ale w koalicji AWS-UW w tej sprawie nie było zgody. Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Stępień opowiadał się za utworzeniem 14-17 województw. Wedle wiceprzewodniczącego klubu parlamentarnego AWS Jacka Rybickiego na przyszłej mapie kraju powinno być 17 regionów. Marszałek Senatu Alicja Grześkowiak lansowała koncepcję 25 województw. Grupa posłów Solidarności, Porozumienia Centrum i Konfederacji Polski Niepodległej proponowała likwidację jedynie 18 z dotychczasowych 49 województw. Polskie Stronnictwo Ludowe - PL opowiadało się za pozostawieniem 49 województw. Była też koncepcja Polskiego Stronnictwa Ludowego, według której należy zamienić dotychczasowe województwa na powiaty i utworzyć osiem regionów.

Parlamentarzyści AWS we własnym gronie przeprowadzili ankietę: 90 proc. opowiedziało się za podziałem kraju na 12-17 samorządowo-rządowych województw-regionów.
6 stycznia 1998 r. wojewoda zielonogórski Marian Miłek utworzył tzw. zespół ds. argumentów, który miał przygotować odpowiedź na pytanie: dlaczego na nowej mapie kraju powinno pozostać woj. zielonogórskie (mówiono o jego kształcie z 1998 r., ale myślano o powrocie do granic sprzed 1975 r.)? Zespół przygotował dokument "Środkowe Nadodrze samodzielnym regionem". Była w nim mowa, że gdyby woj. gorzowskie zostało przyłączone do Wielkopolski, a zielonogórskie do Dolnego Śląska to "doprowadzi to do osłabienia możliwości dalszego rozwoju tych ziem". Ponieważ oba województwa są "dochodowe i samowystarczalne", powinny pozostać na mapie lub tworzyć jeden region administracyjny.

Walka o mapę toczyła się we wszystkich 49 województwach. W niektórych jednak zdawano sobie sprawę z tego, że nie ma ona sensu, bo skoro politycy postanowili zmniejszyć liczbę województw, to na pewno zaczną od najmniejszych. W tzw. starych województwach umacniała się nadzieja, że w walce o mapę mają one ogromną szansę, chodziło o Bydgoszcz, Kielce, Koszalin, Opolu i Zieloną Górę.
W propozycji podziału kraju na 12 regionów oprócz największych rząd chciał utworzyć województwa z siedzibami władz w Olsztynie i Rzeszowie. Nie należy się zatem dziwić, że przewodniczący 17 sejmików wojewódzkich utworzyli komitet wsparcia. Pierwsze spotkanie odbyli w Bydgoszczy (sejmik zielonogórski reprezentowała jego przewodnicząca Stanisława Czereda), domagając się tam powrotu do mapy administracyjnej sprzed 1975 r.
W tym czasie na stanowisku wojewody gorzowskiego nie było przedstawiciela rządu. Do dyskusji włączył się prezydent Gorzowa Henryk Woźniak, parlamentarzyści, organizacje społeczne. Wszyscy sprzeciwiali się tym projektom, które ograniczały liczbę województw do 17. Gorzowskie Stowarzyszenie Regionalne broniło koncepcji z 25 województwami, w której znalazło się i woj. gorzowskie. "Uważamy za konieczne i mądre pozostawienie na mapie Polski woj. gorzowskiego. Decyzja taka to wzmocnienie instytucji państwowych w rejonie granic zachodniej Polski" - oświadczyli członkowie Ruchu Społecznego AWS w Gorzowie. Pod koniec stycznia parlamentarzyści gorzowscy zaprosili nawet do swego miasta przedstawicieli tych 13 województw, które nie znalazły się na mapie uwzględniającej tylko 12 regionów.
22 stycznia w pokoju nr 206 hotelu sejmowego zebrało się 14 posłów gorzowskich i zielonogórskich. Jak mówił Czesław Fiedorowicz, politycy zgodzili się, że będą bronili mapy z 25 województwami. Była też mowa o wariancie z jednym dużym województwem w środkowo-zachodniej części kraju, ale nie zyskała ona poparcia posłów gorzowskich.
Ledwie premier powołał Jerzego Ostroucha na urząd wojewody gorzowskiego, spotkał się on z wojewodą zielonogórskim M. Miłkiem. Zielonogórzanin przekonywał gorzowianina do wystąpienia o wspólne województwo, gdyby upadła propozycja utworzenia 17 regionów. Spotkanie to było prywatne, dlatego nie zachował się żaden dokument. Dopiero w połowie sierpnia 1998 r. M. Miłek ujawnił, że odbyło się ono 26 stycznia w Gronowie koło Łagowa.

W tym czasie premier Buzek przekonywał komitety walczące, że województw nie może być 17 ani więcej. "Nawet Opole, które stolicą województwa było od zawsze, jest, za wyjątkiem uniwersytetu i politechniki, ubogie (...). Ale już Koszalin czy Zielona Góra mają tych instytucji naprawdę niewiele albo w ogóle ich nie mają" ‒ powiedział szef rządu. Wtedy pełnomocnik M. Kulesza wyjaśnił, że na zachodzie rząd proponuje "układ wojewódzki w kierunku poziomym. Proszę zauważyć, że jest to realizacja tego samego postulatu, który przyświecał władzom i społeczeństwu w roku 1918. To jest reintegracja terytorialna państwa. Przy takim założeniu znikają wreszcie granice województw z 1939 r., a nawet granice zaborcze." To uzasadnienie przeszło bez echa; echem się odbiła wypowiedź premiera Buzka szczególnie w regionie lubuskim. Przeciwko "niedorozwiniętej" Zielonej Górze protestowali nie tylko politycy opozycji, ale i zwyczajni mieszkańcy.
Oto pierwsza część naszego urodzinowego cyklu. To wyjątkowa okazja do przypomnienia, jak piętnaście lat temu rodziło się województwo. Za tydzień ciąg dalszy w papierowym wydaniu sobotnio-niedzielnego wydania magazynu.

Kup aktualne wydanie "Gazety Lubuskiej" w wersji elektronicznej. Wyślij SMS o treści EGL na numer 72466 (koszt SMS-a to 2,46 zł). Otrzymany kod aktywuj na stronie **

www.e-lubuska.pl

**

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska