Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten diabelski kawałek Niemiec warto zwiedzić

Beata Bielecka
Tak wygląda jedno z jezior, które powstało na pokopalnianym terenie.
Tak wygląda jedno z jezior, które powstało na pokopalnianym terenie. fot. Beata Bielecka
W Brandenburgii chodziłam po dnie jeziora, jeździłam jeepem po Marsie, pływałam po niemieckiej Wenecji, oglądałem żmije na dachu i dowiedziałam się, dlaczego kobiety w Spreewaldzie muszą używać 50 wsuwek do włosów. Tam po prostu trzeba być. W dodatku to od nas żabi skok.

Granicząca z Polską Brandenburgia to wyjątkowo smaczny kąsek dla turystów. I to nie tylko dlatego, że nigdzie nie jadłam tak pysznych naleśników, jak te szprewaldzkie robione na drożdżach, które po usmażeniu smaruje się rozgrzanym masłem zmieszanym z cukrem i cynamonem. Brandenburgia urzeka ścieżkami rowerowymi, labiryntami kanałów, po których pływa się kajakami, nieziemskimi krajobrazami i niebanalnymi pomysłami, na zagospodarowywanie nawet nieatrakcyjnych terenów.

Zdobywamy F60

- Chcecie zobaczyć wieżę Eiffla nie jadąc do Paryża? - pyta grupkę polskich dziennikarzy Jolanta Tenner-Imbierska z niemieckiej centrali turystycznej TMB (Tourismus-Marketing Brandenburg), która ma nam pokazać najciekawsze miejsca tego landu.

- No to jedziemy do Lichterfeldu koło Cottbus - proponuje. To tam znajduje się leżąca "wieża Eiffla", największy na świecie most przerzutowy zwany F60, czyli dawne urządzenie do transportu węgla. W latach 90. po zamknięciu miejscowej kopalni miało pójść na złom. I wtedy Niemcy postanowili uczynić z tego ważącego 11 tys. ton żelastwa prawdziwą atrakcję turystyczną. I to im się udało. - Przyjeżdża do nas 60 tys. osób rocznie - opowiada Olaf Umbreit, który oprowadza nas po F60.

Kiedyś sunęły tędy wagony z węglem teraz można wspinać się po gigantycznej budowli o długości 502 metrów (wieża Eiffla ma 320 m), którą umieszczono na wysokość 60 metrów nad ziemią. Tym, którzy mają lęk wysokości miękną kolana. Gdy docieramy na górę czeka nas jednak nagroda w postaci pięknego widoku na okolicę. W oczy rzuca się natychmiast jedno ze sztucznych jezior, które powstają na tym terenie w ramach unijnego projektu IBA- SEE (Internationale Bauausstelung Fuerst-Pueckler-Land - Międzynarodowa Wystawa Budownictwa "Kraina księcia Puecklera").
To pomysł kilku powiatów z rejonu Cottbus na zagospodarowanie dawnych łużyckich kopalni.

Przed laty odkryto tu ogromne pokłady węgla brunatnego (wydobywano go do lat 90.) i wysiedlano stąd całe wioski. Dziś robi się wszystko, żeby tereny te znów zaludnić. Najlepiej turystami. Mają ich tu ściągnąć m.in. pokopalniane jeziora. Niektóre z nich już wypełniają się wodą, inne to jeszcze hałdy skamieniałej ziemi. - Kiedyś była tu kopalnia, a za kilka lat będzie jezioro, pod dnie którego właśnie chodzicie - opowiada nam jeden z przewodników. tóry pracuje przy projekcie IBA-SEE.
Krajobraz jest tu marsjański. Tak też nazywa się wycieczka, na którą zabierają nas Niemcy. Reise zum Mars rozpoczyna się w Grossraeschen, na wysokości naszej Łęknicy. Spacer po wyrobiskach zajmuje nam dwie godziny. Potem wsiadamy do jeepów i zwiedzamy resztę okolicy.

Do 2015 roku ma tu powstać 30 jezior. Zostaną połączone ze sobą kanałami, a na niektórych zbudowane będą osiedla szklanych domków na wodzie. Na razie Niemcy usilnie pracują nad tym, żeby zapewnić odpowiedni poziom ph wodzie gruntowej, która zalewa dawne wyrobiska, tak żeby turyści mogli się tu w przyszłości bezpiecznie kąpać.

W szprewaldzkim labiryncie

- Po co jechać do Wenecji, skoro diabeł stworzył świat zwany Szprewaldem? - pyta często Jola Tenner-Imbierska turystów, których chce przekonać do odwiedzenia Brandenburgii.
Bo jak głosi miejscowa legenda, tylko diabelskim mocom można przypisać powstanie 350 kanałów, o łącznej długości tysiąca kilometrów, które przecinają Szprewald. Diabłu podczas orania pola miały spłoszyć się woły, które zaczęły dziko rwać raz w jedną, raz w drugą stronę, przez co powstała gęsta sieć kanałów. W rzeczywistości było tak, że po ostatniej epoce lodowcowej rzeka Szprewa podzieliła się na bardzo wiele wąskich cieków.

Teren ten, nazywany przez turystów brandenburską Wenecją, a przez samych Łużyczan Blotami, od 1991 roku jest na liście obszarów chronionych Unesco. - Te kanały były kiedyś jedynymi drogami transportowymi - opowiada Jola. Jeszcze dziś, w niektórych miejscach, jak na przykład na wyspie Lehde koło Luebbenau, gdzie ruch samochodowy jest ograniczony, niemieccy listonosze dostarczają przesyłki pływając łodziami z charakterystycznym żółtym logo Deutsche Post. Szprewald to też raj dla wodniaków. Można popływać tu dwudziestoosobowymi łodziami z flisakiem lub wypożyczyć kajak (7 euro na dwie godziny) i zwiedzać ten wodny labirynt samemu. Po drodze mija się tradycyjne domy kryte strzechą, zdobione drewnianymi żmijami, które jak głosi inna szprewaldzka legenda, mają przynieść dostatek i szczęście.

Mieszkańcy tego regionu są silnie związani z tradycją. Przekonujemy się o tym, gdy nasza przewodniczka zabiera nas do typowej łużyckiej gospody w Lehde na szprewaldzką kolację. Mamy tam okazję obejrzeć miejscową gospodynię w typowym stroju łużyckim. Okazuje się, że panie z tych okolic, a także ich mężowie, muszą wykazać się nie lada cierpliwością, bo żeby ubrać lub zdjąć z głowy typowy łużycki czepek trzeba poradzić sobie z ponad 50 wsuwkami. Serwują nam tam też lokalne potrawy. Próbujemy m.in. ogórków, przyrządzanych tu na kilkadziesiąt sposobów, bo region słynie w całych Niemczech z ich uprawy (w Luebbenau jest nawet Muzeum Ogórka). Przyrządza się je tu chrzanem, musztardą, czosnkiem, papryką, na słodko, gorzko, słono... Smakują pysznie i można je kupić na każdym kroku.

Rowerem na lody...z koziego mleka

Ogórek szprewaldzki jest przysmakiem znanym poza granicami Niemiec. Od jego imienia został nawet nazwany szlak rowerowy, liczący 250 km, łączący Luebbenau, Luebben, Cottbus i Peitz. Brandenburgia to zresztą istny raj dla rowerzystów. Na jej terenie znajduje się 4, 5 tys. km wyasfaltowanych ścieżek rowerowych. Jola zabiera nas na jeden z nich, prowadzących wzdłuż Odry.

Wsiadamy na rowery w Gross Neuendorf. W tamtejszej wypożyczalni przy Hafenstrasse, która jest czynna od kwietnia do października, dwa kółka można wypożyczyć już za 7 euro na dzień i objechać całą okolicę. My zaglądamy m.in. do Theater am Rand w Oderaue koło Bad Freienwalde, który prowadzą Tobias Morgenstern i Thomas Ruehmann. Zbudowali ten teatr w szczerym polu przy domu. Na drewnianej scenie letniej prezentują się znani i mniej znani artyści, ale klimat tego miejsca jest tak niesamowity, że zjeżdżają tu nawet berlińczycy.

Przy niepogodzie spektakle i koncerty odbywają się pod dachem w wielkim pomieszczeniu, któremu styl nadaje drewno i naturalny kamień. Chwilę później porzucamy sztukę dla...kóz. - Kozy są jak kobiety: eleganckie, uprzejme, ciekawskie i często kapryśne - mówi Michael Rubin, który w Zollbruecke ma swoją koziarnię. Można tu spróbować kozich wyrobów: sera, salami, szynki i pasztetu a nawet...lodów z koziego mleka. - Nasze produkty są już znane także w Polsce - mówi właściciel i na dowód pokazuje puchary zdobyte podczas targów w Gorzowie i Krośnie Odrzańskim. Potem ruszamy dalej przed siebie. Odra zachwyca krajobrazami...

Po tej wyprawie nie dziwią mnie już statystyki, z których wynika, że coraz częściej Polacy doceniają uroki kraju sąsiada. Dwa lata temu hotele w Brandenburgii gościły 74 tys. gości zza rzeki, o ponad 20 proc. więcej niż rok wcześniej.
Obejrzyj galerię zdjęć na www.gazetalubuska.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska