Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Kucharski: - "Wymiatacze" to była dla mnie wielka frajda!

Krzysztof Korsak 95 722 57 72 [email protected]
Tomasz Kucharski ma 37 lat, żonę Monikę i dwoje dzieci. Mieszka w Gorzowie. To były wioślarz, obecnie trener. W parze z Robertem Syczem zdobył m.in. dwa złote medale na igrzyskach olimpijskich. Teraz bierze udział w programie rozrywkowym "Wymiatacze” (co niedzielę o 18.00 w TVN). Uczestnicy mają do pokonania ekstremalne tory przeszkód.
Tomasz Kucharski ma 37 lat, żonę Monikę i dwoje dzieci. Mieszka w Gorzowie. To były wioślarz, obecnie trener. W parze z Robertem Syczem zdobył m.in. dwa złote medale na igrzyskach olimpijskich. Teraz bierze udział w programie rozrywkowym "Wymiatacze” (co niedzielę o 18.00 w TVN). Uczestnicy mają do pokonania ekstremalne tory przeszkód. Kazimierz Ligocki
- Pierwszy raz zobaczyłem tor przeszkód w internecie na parę dni przed wyjazdem. Wzdrygnąłem się i miałem chęć zrezygnować - opowiada Tomasz Kucharski z Gorzowa, dwukrotny mistrz olimpijski w wioślarstwie, który bierze udział w programie "Wymiatacze" w TVN.

- Ile czasu przygotowywał się pan do igrzysk olimpijskich?
- Cztery lata, około 240 dni w roku, trzy do pięciu godzin dziennie. A do programu...

- ... widzę, że wie pan, jakie miało być następne pytanie.
- Tak, tak (śmiech). A do programu prawie w ogóle, bo nie było na to czasu. Wszystko odbywało się z marszu. Wiedziałem, że pojadę do Argentyny, dopiero na dziesięć dni przed rozpoczęciem "Wymiataczy". Ale oczywiście o kondycję dbam na co dzień.

- Widział pan tor przed programem?
- Pierwszy raz zobaczyłem go parę dni przed wyjazdem, kiedy przesłano mi link do strony internetowej z amerykańską wersją. Wzdrygnąłem się i miałem chęć zrezygnować, ale ostatecznie przezwyciężyłem tę chwilową słabość.

- Tak strasznie wyglądał?
- W wersji amerykańskiej niektóre momenty wyglądają dość ryzykownie.

- Przez internet ciężko potrenować.
- Oczywiście. Ale myślę, że nie byłoby tak wesoło, gdybyśmy wcześniej znali ten tor. A tak każdy musiał próbować na gorąco. Choć pierwsza osoba zawsze miała najtrudniej, bo kolejne mogły uczyć się na błędach przeciwnika. W ramach przygotowań mieliśmy jedynie trening na torze w hali w Warszawie. Nie był nad wodą, przeszkody nie były zawieszone wysoko, ale pokazał, co czeka nas na właściwym torze w Argentynie. Ten warszawski przebiegłem tylko raz i byłem strasznie zdyszany. Z argentyńskim poszło mi pod tym względem lepiej: były dłuższe przerwy między przeszkodami, do tego nie trafiałem na konkurencje typowo wytrzymałościowe. Ogólnie było jednak trudno. Przed startem w programie oprowadzono nas jedynie obok toru i omówiono zasady. Chociaż na przykład Ukraina miała zespół, który wcześniej brał udział w podobnym programie.

- W telewizji niektóre upadki wyglądają strasznie. A na żywo?
- Nie jest tak źle. W większości przeszkody są obite gąbką. Jak ktoś chce pokonać je za szybko i za pewnie, to może coś sobie zrobić. Na pewno było dużo strachu, kiedy w mojej kolejce kolega z drużyny wybił sobie łokieć. Na rok musi dać sobie sposób ze sportem, a miał startować w mistrzostwach świata w karate. Gdzieś ta sytuacja została w mojej głowie. O ile na początku nie było lęku, o tyle później miało się na uwadze, że jednak można tu sobie zrobić krzywdę. Obicia i otarcia zdarzały się praktycznie każdemu.

- Panu też?
- Miałem obite żebra, ale na szczęście, nie były połamane, więc wyszedłem z programu prawie bez szwanku.

- Ogląda pan "Taniec z gwiazdami"?
- Zdarzało mi się.

- Nie uważa pan, że "Wymiatacze" to taki gimnastyczny taniec z gwiazdami, gdzie występują znane osoby, ale w trochę innej formie?
- (śmiech) Czy ja wiem. Na pewno każdy musi znaleźć coś dla siebie. Ja nie odważyłbym się rywalizować w tańcach.

- Pytam, bo chciałbym się dowiedzieć, czy po zakończeniu kariery brakowało panu bycia w centrum zainteresowania, w świetle fleszy? Czy udział w "Wymiataczach" miał być po części podtrzymaniem popularności?
- Myślę, że częściowo tak. Na pewno gdzieś zostaje to, że jak się występuje, to nazwisko i twarz są cały czas zauważalne. Jednak bardziej była to dla mnie fantastyczna przygoda i spotkanie z fajnymi ludźmi. Do tego zobaczyłem kawałek świata, którego wcześniej nie miałem okazji poznać. Ja się sam nie zgłaszałem do tego programu. Mnie to zaproponowano. I bardzo się cieszę, bo "Wymiatacze" to była dla mnie wielka frajda!

- Dziękuję.

ALFABET KUCHARSKIEGO

A jak Argentyna. Wycieczka w to miejsce była wspaniałą przygodą, którą zawdzięczam "Wymiataczom". To ciekawy kraj, ale zróżnicowany: z jednej strony bieda, z drugiej przepych.

B jak bombka. Kiedyś gorzowianin Bogusław Buchali poprosił mnie o autograf na bombce choinkowej. Myślałem, że to będzie zwykłe spotkanie. A jego kolekcja bombek zachwyciła mnie.

C jak czas. Ciągle brakuje mi go dla rodziny, nawet po zakończeniu kariery. Najwięcej czasu zabiera mi bycie trenerem, spotkania czy praca jako doradca prezydenta Gorzowa ds. sportu.

D jak dieta. W czasie startów ważyłem około 70 kilo. Trzeba było rygorystycznej diety: na śniadanie jadłem trochę węglowodanów, na kolację trochę białka i... w zasadzie koniec.

E jak ergometr. To urządzenie do wiosłowania na sucho. Kiedyś bardzo go nie lubiłem, a teraz z przyjemnością z niego korzystam. Chyba dlatego, że przestał być obowiązkiem.

F jak film. Jak trenowałem, to często oglądałem komedie, które potrafiły mnie relaksować. Obecnie wolę bardziej ambitne filmy. Ostatnio zachwycił mnie "Autor widmo" Polańskiego.

G jak Gorzów. To moje miasto. Tu się urodziłem, tu się wychowałem, tu lubiłem wracać po zawodach. A teraz bardzo dobrze mi się tu mieszka.

H jak Hennig. To mój trener. W czasie startów był dla mnie jak ojciec. Nauczył mnie woli walki i wydobywania z siebie pokładów energii, które pozwalały mi zwyciężać.

I jak igrzyska. W młodości marzyłem o tym, by w ogóle pojechać na igrzyska. Są dla mnie spełnieniem marzeń, nagrodą za trud wkładany w treningi i za pokonywanie przeszkód.

J jak jesień. Ta pora roku dobrze mi się kojarzy. Jako czas po sezonie, kiedy mogłem odpocząć gdzieś z rodziną, kiedy nie musiałem nigdzie gonić.

K jak kuchnia. Bardzo lubię gotować. Często staram się przyrządzać potrawy, które próbowałem gdzieś w świecie. Można powiedzieć, że moja specjalność to wołowina z warzywami po chińsku.

L jak lekcja życia. Dla mnie taką lekcją było zakończenie kariery. Z ułożonej przez sport codzienności musiałem wrócić do zwykłego życia.
Ł jak łódka. Nasza jest jedyną, w której zdobyto dwa złote medale olimpijskie i sześć złotych medali mistrzostw świata! Odrzucaliśmy nowe łódki, bo mieliśmy w nich taki sam lub gorszy czas.

M jak marzenia. Moje sportowe z dzieciństwa doprowadziły mnie do największych sukcesów. Bez marzeń nie da się niczego osiągnąć. Jakie mam teraz? To na razie tajemnica.

N jak natura. Uwielbiam kontakt z przyrodą. To pozwala mi oderwać się od wszystkiego. Lubię wioślarstwo, bo w tej dyscyplinie mam ciągły kontakt z naturą, na przykład w czasie treningów na Warcie.

O jak olimpijska rodzina. To grono ludzi, do których dołączyłem. Razem promujemy zasady fair play. Pokazujemy, że życie połączone ze sportem pozwala pełniej się rozwijać.

P jak Polska. Jestem dumny, że mogłem reprezentować mój kraj. Pierwszy raz do kadry trafiłem w 1990 roku. Byłem w niej do 2008 roku. Nasze sukcesy to spłata długu wobec kibiców, którzy nas dopingowali.

R jak rodzina. Żona Monika, dziesięcioletni syn Szymon i trzyletnia córka Dominika. Kiedyś miałem dla nich bardzo mało czasu, teraz jestem szczęśliwy, że mogę codziennie z nimi przebywać.

S jak Sycz. Mój partner w łódce, od 1997 roku startowaliśmy w jednej osadzie. Z nim było jak w rodzinie: raz bardzo dobrze, innym razem przychodziły gorsze dni.

T jak trud. Patrząc z perspektywy czasu, widzę, że w trakcie kariery nie zdawałem sobie sprawy, jak dużo pracy i wyrzeczeń trzeba włożyć w trening, żeby osiągnąć sukces. Czasami ciężko było wyjść z łodzi.

U jak ukochana. To oczywiście żona Monika. Pochodzi z Krzęcina, małżeństwem jesteśmy od 13 lat. Od zawsze jest moją podporą, doradza i wspiera.

W jak wioślarstwo. 22 lata spędziłem z moim ulubionym sportem. Wioślarstwo bardzo szlifuje charakter i uczy, żeby się nie poddawać.

X jak ostatnia litera w tytule serialu "Z archiwum X". Kiedyś chętnie go oglądałem. Dziś nie mam za wiele czasu na seriale, a jak już jakieś oglądam, to typu "CSI: Kryminalne zagadki Miami".

Y jak Yellowstone. Park narodowy w Stanach Zjednoczonych, a ja lubię przyrodę, więc to także jedno z kilku miejsc, które chciałbym zobaczyć. Poza tym jeszcze raz wybrałbym się do Szwajcarii.

Z jak zawodnicy. W Zespole Szkół Sportowych w Gorzowie trenuję kilkunastu młodych. Są urwisami, ale ich postępy dają mi wiele radości i satysfakcji.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska