Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trudne dziecko

HENRYKA BEDNARSKA 0 95 722 57 72 [email protected]
- Tej nocy była burza. Czy gdyby ją pobił, chciałaby z nim spać? Ja pilnowałam małego, mąż - Wiktorii - mówi i płacze Renata.
- Tej nocy była burza. Czy gdyby ją pobił, chciałaby z nim spać? Ja pilnowałam małego, mąż - Wiktorii - mówi i płacze Renata. Fot. Katarzyna Chądzyńska
- Stał jak słup i powiedział: uderzyłem i zabiłem - Henryk Bukowski zjawił się w domu opiekunów Wiktorii w poniedziałek tuż po szóstej rano. Nie może zrozumieć, dlaczego kolega oskarża się o jej śmierć.

Ludzie w Niegosławiu nie chcą rozmawiać o tragedii. Mówią, że nic nie wiedzą, nie znają tej rodziny, bo ona mieszka tu tylko dwa lata. To nowa część wsi, z jednorodzinnymi domkami, niemal na granicy z Drezdenkiem. - Jego nawet nie znam. Ją tak, bo chodziła z moją córką do szkoły - przyznaje starsza kobieta. - No co, pani, straszne nieszczęście.
W poniedziałek rano rodzice zastępczy odkryli, że 6-letnia Wiktoria nie żyje. Policja zatrzymała jej opiekuna Marka K. Przyznał się do uderzenia jej w brzuch. Ale sekcja zwłok wykazała, że dziewczynka zmarła z powodu zapalenia otrzewnej, powstałego przez nieusunięty na czas wyrostek robaczkowy. - A ludzie już wydali na niego wyrok! - denerwuje się Bukowski, przyjaciel domu. Opiekun jednak został aresztowany na dwa miesiące. Prokuratura zarzuca mu fizyczne i moralne znęcanie się nad dzieckiem, pobicie dziewczynki w niedzielę (3 września) i nieudzielenie pomocy w związku z chorobą.

Trudne dziecko

W niedzielę Wiktoria narzekała na ból brzucha. - Myślałam, że kłamie, symuluje, bo nie chce iść do zerówki - przekonuje 43-letnia Renata K., opiekunka dziewczynki. Nie ma odpowiedniego wykształcenia i właśnie straciła pracę germanistki w szkole. Jej mąż jest młodszy, pracował w Niemczech, teraz w jednej z firm na terenie kraju.
Wiktoria była w ich rodzinie od kwietnia zeszłego roku. Wzięli ją z Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Zielonej Górze. Na razie tworzyli rodzinę zastępczą, ale myśleli o adopcji. Przynajmniej na początku. - Po miesiącu, dwóch przekonałam się, że to trudne dziecko. Kłamała na każdym kroku, wszystko kradła i chomikowała: jedzenie, choć dużo jadła i nawet w nocy wstawała do lodówki, biżuterię, pieniądze, kosmetyki, także leki synka Kacperka. Chowała w tapczan, za szafę, w moje rzeczy - opowiada opiekunka. Jak mówi, Wiktoria nie słuchała poleceń, nie chciała nawet łóżka pościelić. Renata zaczęła zastanawiać się, czy adopcja ma sens, myślała o oddaniu dziecka. - Ale mąż się nie zgadzał. Przekonywał, że jak pójdzie do szkoły i zobaczy, że dzieci też mają obowiązki, to zmądrzeje - mówi. Z jej opowieści o Wiktorii wyłania się obraz wyjątkowo trudnego dziecka, które np. potrafiło powiedzieć przyszywanemu 2,5-rocznemu bratu (Kacper to adoptowany syn K.), by poszedł zrobić siusiu do stawu na ich posesji. - Może się utopić, powiedziałam do niej. A ona - to się utopi - mówi opiekunka.
Sąsiad rodziny K., były policjant złości się na to, co wygadują ludzie: - Uderzył ją... Zrobiła kupę w majtki, a potem zaczęła ją deptać. Wtedy Marek chciał odsunąć dziewczynkę i to było to uderzenie. Teraz ludzie pokazują mi to jak cios. A on psa by nie oddał, dwie znajdy mają. Jeśli ktokolwiek mu coś zarzuca, niech mu język uschnie. Renatę też kopią, nikt nie chce jej zrozumieć.

Trzymała go za rękę

Renata przyznaje, że ciąży na niej jakieś fatum. 11 lat temu pochowała przyjaciela, z którym miała syna Rafała. Miała, bo pięć lat temu chłopak powiesił się w areszcie. Był zamieszany w zabójstwo matki kolegi. Teraz Wiktoria...
Kiedy Marek karcił Wiktorię, Renata była u matki w szpitalu. - Uderzył..., takiego dziecka nie dało rady skarcić. Stosowałam różne kary: nie wolno jej było oglądać bajki, zabierałam zabawki i oddawałam po jednej. Karcenie polegało też na klapsie. Czy to bicie? - pyta. Zapewnia, że tego dnia Wiktoria zjadła kolację, a wymiotowała później, gdy wypiła herbatę. Dlaczego nie poszli do lekarza? Bo nieraz oszukiwała, że coś ją boli. A zwymiotowała dopiero po tym, jak włożyła palce. Lekarz z Gorzowa mówi dziś, że wymioty mogły być pierwszym objawem zapalenia otrzewnej. Nie wierzy też, że dziecko chciało coś zjeść. Wtedy pojawią się odruchy obronne przewodu pokarmowego: stolec, wymioty...
Renata opowiada i płacze: - Poprzedniego dnia nie skarżyła się, że ją coś boli. Na noc dałam jej czopek. Mąż spał z nią, ja z małym, bo oboje bali się burzy. Trzymała go za rękę. Przy nim umarła...

Ciężar adopcji

Prokurator Małgorzata Czaplewska-Pacała postawiła Markowi K. trzy zarzuty, w tym znęcania się nad Wiktorią. - Przyznał, że bił ręką, pięścią, kapciem. Najpierw po całym ciele, później w pupę, głównie w ostatnich 2-3 miesiącach. Dziecko miało zasinienia - mówi. Chcieliśmy się dowiedzieć, czy zielonogórski ośrodek adopcyjny sprawdzał rodzinę, zanim oddał dziecko. Ale jego dyrektorka jest na urlopie (próbowaliśmy się dodzwonić, ale telefon milczy), a pedagog Bożena Wołk nie chciała rozmawiać. Teraz rodzinę K. kontrolowało Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Drezdenku. - Dziecko chodziło do psychologa, opiekunka kontaktowała się z nami, rodzinę sprawdzaliśmy wiele razy. Nic nie zapowiadało tragedii. Ale jestem zaskoczona, że dziecko przyznaje się osobie, która przeżyła tyle nieszczęść - mówi kierowniczka Izabela Najdek.
Psycholog Bogna Sterna z Gorzowa mówi, że w sprawie jest za dużo niewiadomych, żeby cokolwiek wyrokować. - Można jedynie stawiać pytania. Dziecko pochodziło z rodziny patologicznej. Czy ktoś więc brał pod uwagę jego ograniczenia psychiczne, także tej rodziny? Czy ktoś ocenił, czy rodzice są zdolni udźwignąć te ograniczenia? To, co się stało, jest dużym ostrzeżeniem dla służb zajmujących się adopcją - uważa.

Kiedy miał się znęcać

W poniedziałek po szóstej rano Marek K. zadzwonił do kolegi Bukowskiego. - Przyjechałem natychmiast. Stał jak słup i powiedział: uderzyłem i zabiłem. Nic do niego nie docierało - mówi. Nie może zrozumieć, dlaczego kolega oskarża się o śmierć Wiktorii, dlaczego to sobie wmówił. I kiedy miał się nad nią znęcać, jak do domu przyjeżdżał dwa razy w miesiącu. - Tak starał się o dom i rodzinę - twierdzi.
Czy uderzenie w brzuch mogło przyspieszyć zgon dziewczynki? Niektórzy lekarze z Gorzowa i Szczecina mówią nieoficjalnie, że jest to możliwe. Prokurator Czaplewska-Pacała: - W tym względzie zażądamy uzupełniających opinii biegłych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska