Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trudne początki

ZBIGNIEW JANICKI 0 68 377 25 91 [email protected]
Mirosława Ryszkiewicz widzi w nich piękno zewnętrzne i duszę. Tę miłość odziedziczyła "w spadku" po przodkach. Cała jej rodzina kochała tykające cacka.

Rodzinna pasja rozpoczęła się w 1945 r., tuż po wojnie, przy ul. Odrodzenia w Szprotawie, od 1951 r. również w Żaganiu. Zegarmistrzostwem zajął się dziadek pani Mirosławy - Władysław Ruliński i brat dziadka - Wiesław.

Trudne początki

- Wtedy brakowało wszystkiego - części, materiałów i środków czyszczących. Elementy do zegarów dziadek dorabiał na podarowanej od kogoś poniemieckiej tokarni. Mechanizmy z początku oczyszczane były pędzlami, potem już w samodzielnie zrobionej czyszczarce - opowiada pani Mirosława.
Interes zegarmistrzowski zaczął promieniować na pokolenia. Powstały dwa zakłady w Żaganiu przy ul. Warszawskiej, potem przy ulicy 1 Maja (dzisiejsza Keplera), w Żarach przy ul. Ułańskiej. Tajniki fachu przekazuje już sobie czwarte pokolenie, w sumie trudni się nim 10 osób.
- Pasjonatką była moja mama. Podpatrywała dziadka przy pracy. Stała za jego plecami i notowała w pamięci, co pomogło jej zdać egzamin - wspomina pani Mirosława. Ona sama szkoliła się u szwagra. Egzamin miała w 1978 r. - Uczyłam się jeszcze toczenia części. Na egzaminie czeladniczym musiałam wytoczyć wałek naciągowy i prowadnicę. Oba elementy pasowały i działały! - mówi.

Wolą kupić nowy

Co widzi patrząc na zegary? - Lubię piękne rzeczy. Podoba mi się wyszukany wygląd zegarów. Ale przede wszystkim zachwycam się mechanizmami. Jak widzę szwajcarską, czy rosyjską konstrukcję, buzia mi się śmieje - wyjaśnia.
Swój zakład otworzyła w 1996 r. przy ul. Żaganny w Żaganiu. Ale jej zdaniem zawód zegarmistrza już wymiera. - Dawniej kupno zegarka było wydarzeniem. Często był to najważniejszy podarunek na komunię. Teraz kupuje się rowery, komputery, cyfrowe aparaty fotograficzne - wylicza. - Dziś zegarek kosztuje parę złotych. Na rynku królują tanie dalekowschodnie wyroby. Nie opłaca się ich naprawiać. Lepiej wyrzucić i kupić nowy.

Moda na starocia

Na szczęście zaczynają być doceniane zabytkowe, ścienne zegary. Coraz więcej się ich naprawia. Pani Mirosława miała nawet przyjemność zmierzyć się z zegarem z 1890 r. - Klienci dostają je od dziadków, przywożą je z Niemiec. Często trzeba w nich konserwować szafki, dorabiać koła zębate i czopy. Są to unikaty, nie można do nich dostać gotowych części - wyjaśnia kobieta.
Pasja zegarmistrzowska w rodzinie wciąż jest żywa. Jednak nie zapowiada się kontynuowanie tradycji. Nikogo z najmłodszego pokolenia nie ciągnie do zegarów. Syn Dariusz to majsterkowicz-mechanik, a córka Marta - ekonomistka. - Jedyna nadzieja w naszych wnukach, chociaż może i dzieci z upływem lat przekonają się do tego zawodu - mówi pani Mirosława.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska