Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

U nas wspiera się tylko żużel

(zeb)
Krzysztof Pijarowski ma 53 lata, mieszka na Górczynie. Jest szefem fundacji Asante (w języku suashili „dziękuję) z siedzibami w Gorzowie i Bydgoszczy, gdzie mieszka jej współzałożycielka Joanna Kotwicka. Asante pomaga dzieciom z Afryki, stawiając na edukację. W polskich szkołach prowadzi akcję „Kredki dla Afryki”, w ramach której zebrane przez dzieci przybory trafiają do placówek prowadzonych przez polskich misjonarzy w Kenii, Zambii i Wybrzeżu Kości Słoniowej. Więcej o fundacji na www.foundationasante.org.
Krzysztof Pijarowski ma 53 lata, mieszka na Górczynie. Jest szefem fundacji Asante (w języku suashili „dziękuję) z siedzibami w Gorzowie i Bydgoszczy, gdzie mieszka jej współzałożycielka Joanna Kotwicka. Asante pomaga dzieciom z Afryki, stawiając na edukację. W polskich szkołach prowadzi akcję „Kredki dla Afryki”, w ramach której zebrane przez dzieci przybory trafiają do placówek prowadzonych przez polskich misjonarzy w Kenii, Zambii i Wybrzeżu Kości Słoniowej. Więcej o fundacji na www.foundationasante.org. Jakub Pikulik
- Gdybym chciał otworzyć mały tor żużlowy w kenijskim buszu, u nas bez problemu zdobyłbym pieniądze - mówi w kolejnej "Rozmowie o Gorzowie" Krzysztof Pijarowski, prezes Fundacji Asante pomagającej dzieciom w Afryce.

- Powiedziałeś mi, że Gorzów jest rasistą. Mocne stwierdzenie. A jakie dowody?
- Doświadczam ich często. Jak szukam pomocy dla mojej fundacji i mówię, że chodzi o dzieci, to gorzowscy biznesmeni czy menagerowie są zainteresowani. Uśmiech z ich twarzy znika, gdy mówię, że chodzi o dzieci w Afryce. A dlaczego nie w Bieszczadach, pytają, a jeszcze lepiej może gdzieś w Gorzowie czy okolicy.

- To nie jest żaden dowód. Ja też się zastanawiam, czy działalność fundacji zajmującej się pomocą afrykańskim dzieciom, to najważniejszy temat dla regionalnego dziennika w Gorzowie. Kolor skóry nie ma tu nic to rzeczy. I jakoś nie czuję się rasistą.
- Ale czym się różnią tamte dzieci od dzieci polskich? Przecież tylko kolorem skóry. No i dramatycznymi warunkami, w jakich żyją. My, Europejczycy, cały czas zachowujemy się jak pępek świata, jakby w ogóle świat poza Europą nie istniał, a jeśli nawet, to jakby był zupełnie nieistotny. A on jest i to bardziej realny niż nam się wydaje. W buszmeńskiej wiosce ludu Samburu w Kenii istnieje włoska misja katolicka prowadzona przez polską siostrę Alicję po to, żeby dzieciaki mogły zjeść chociaż jeden posiłek dziennie. W Kenii, ale też Sudanie czy Somalii od dwóch lat nie pada deszcz. Susza zabija ludzi, zabija bydło. Ocenia się, że klęska dotknęła ponad 10 mln osób w Afryce Wschodniej. Przyszłość Afryki jest wyzwaniem dla tzw. cywilizowanego świata, a więc także dla Europejczyków, także dla Polaków, także dla gorzowian. Żyjąc w Gorzowie, nie powinniśmy się zamykać i kisić w swoim sosie, to jest po prostu nienowoczesne. I w dalszej perspektywie nie sprzyja rozwojowi miasta. Ludzie wrażliwi i otwarci mogą i powinni stanowić siłę napędową każdej ambitnej miejscowości. Tymczasem w Gorzowie jest z tym problem. U nas takich inicjatyw się nie wspiera, a w najlepszym razie traktuje z obojętnością. W Gorzowie wspiera się żużel. Gdybym chciał otworzyć mały tor żużlowy w kenijskim buszu, to w naszym mieście bez problemu zdobyłbym pieniądze. Tu jednak wracamy do punktu wyjścia: jeśli nie chcemy, żeby nasze miasto nadal było Gorzówkiem, musimy się nauczyć patrzeć na świat szerzej.

Cały wywiad już w sobotę w "Głosie Gorzowa", drukowanym tygodniku "Gazety Lubuskiej" dla północy regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska