Świadek, który widział wypadek prezydenckiego samolotu opowiada, że samolot roztrzaskał się na wiele części. Każda jedna płonęła. Oddzielnie leżały silniki. Jak doszło do tragedii?
- Samolot miał przechył w lewą stronę. Zaczepił skrzydłem o drzewo. Nie było wybuchu, a jedynie głuchy stuk i pojawił się płomień. Szczątki samolotu porozrzucane były na długości 200 metrów - relacjonuje.
Z tego, co widział świadek wynika, że maszynie, która usiłowała lądować w bardzo gęstej mgle, nie udało się przyziemić. Zwiększyła więc moc silników i kiedy ponownie usiłowała podejść do lądowania, zawadziła lewym skrzydłem o drzewa. Samolot spadł 1,5 kilometra od lotniska. Wtedy też miało dojść do potężnej eksplozji.
Zdjęcia z katastrofy, które zrobił świadek, zostały zarekwirowane przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa. Wielu oficerów FSB, którzy ścisłym kordonem otaczają miejsce wypadku, pilnuje, aby nikt, w tym dziennikarze, nie zbliżył się w pobliże roztrzaskanego samolotu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?