Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Gorzowie pacjenci i ich rodzice nie mieszczą się na małym oddziale

ANNA RIMKE
Anna Koniowska - Roszak z trzymiesięcznym Wojtkiem trafili do pojedynczej sali, dopiero po tym, jak z chorym na zapalenie płuc dzieckiem było już bardzo niedobrze
Anna Koniowska - Roszak z trzymiesięcznym Wojtkiem trafili do pojedynczej sali, dopiero po tym, jak z chorym na zapalenie płuc dzieckiem było już bardzo niedobrze fot. Aleksander Majdański
"Przez pierwsze noce mogłam spać tylko na fotelu. Łóżek brakuje też dla dzieci" - opisuje Cecylia Trojanowska opisuje sytuację na oddziale dziecięcym w szpitalu przy ul. Dekerta. Pod jej listem do dyrekcji placówki i marszałka województwa podpisało się 25 osób.

Cecylia Trojanowska zwraca uwagę przede wszystkim na warunki, w jakich muszą przebywać maluchy i ich rodzice: "W ramach oszczędności z trzech oddziałów zrobiono jeden malutki z 50 miejscami. Taka ilość łóżek jest zbyt mała dla ponad 100-tysięcznego miasta i okolicznych gmin. Warunki przebywania tam stają się koszmarne.

Układają ich po kątach

C. Trojanowska twierdzi, że w tej samej sali przebywają dzieci z różnymi chorobami. Cięższe i lżejsze przypadki mieszają się ze sobą w salach lub w sąsiadujących boksach. "Mój półroczny synek trafił na oddział z zapaleniem krtani. Po kilku dniach miał już zapalenie płuc. Możliwe, że gdyby przebywał w bardziej komfortowych warunkach, nie doszłoby do pogorszenia się jego stanu zdrowia - twierdzi kobieta. Skandaliczne też w jej opinii jest to, że rodzice mają do dyspozycji jedynie fotele. Matki karmiące piersią też.
O ciasnocie na oddziale dziecięcym pisaliśmy już w "Głosie Gorzowa października w publikacji "Zniosą wszystko". Wczoraj znów odwiedziliśmy ten oddział. - Akurat mamy mniej pacjentów. Ale normalnie jest ciężko - przyznaje oddziałowa Dorota Bilaf.

Najgorzej jest w salach czteroosobowych. Przy każdym łóżeczku stoi fotel dla rodziców. - Nie zmrużyłam oka. Mam materac, ale gdzie go tu rozłożyć - Joanna Potapińska z Witnicy pokazuje metrowe przejście między łóżeczkami a ścianą pokoju. Gdyby cztery mamy rozłożyły tu łóżka polowe czy materace, personel nie miałby dojścia do dzieci. Dlatego rodzice kombinują, wystawiają fotele i układają się po kątach. - Dziecka samego nie zostawię - wzdycha pani Joanna.

Dyrektor: wiem, jak jest

Anna Koniowska - Roszak z Lubna od kilku dni jest w pojedynczej sali. - Z małym było bardzo ciężko. I te wszystkie aparatury podłączane w nocy pewnie przeszkadzały innym dzieciom i rodzicom - mówi. Ale i ona jest zdania, że warunki są tu ciężkie. - Naprawdę mamy powinny mieć jakieś łóżka, a nie tak spać na materacach - podkreśla pani Anna.

- Ci ludzie wcale nie przesadzają. Zdaję sobie sprawę z sytuacji na niektórych oddziałach, ale nie mamy szans od ręki tego zmienić - mówi Andrzej Szmit, od niedawna dyrektor szpitala. "Nie może obiecać", że w najbliższym półroczu warunki się poprawią. - Mamy wiele rozbabranych spraw, które trzeba zakończyć - dyr. Szmit wylicza, co zostało po ekipie poprzednio rządzącej szpitalem. - Na oddziale dziecięcym ma się poprawić, ale niestety nie szybko. - Mam nadzieję, że w ciągu dwóch lat - mówi A. Szmit.

List rodziców z oddziału dziecięcego do dyrektora szpitala

W imieniu swoim i dzieci przebywających na Oddziale Dziecięcym Pańskiego szpitala kieruję do Pana poniższy list.

Pragnę zwrócić Pańską uwagę przede wszystkim na warunki w jakich muszą przebywać najmłodsi pacjenci oraz ich opiekunowie. W ramach oszczędności Pańscy poprzednicy skompresowali trzy oddziały dziecięce do jednego małego oddzialiku o pojemności 50 miejsc.

Z jednej strony taka ilość ,,łóżek" wydaje się zbyt mała dla ponad stutysięcznego miasta i okolicznych gmin, a z drugiej taka liczba pacjentów umieszczona na powierzchni, którą dysponuje oddział powoduje, że warunki przebywania stają się koszmarne.

W tej samej sali przebywają dzieci z różnymi chorobami, cięższe i lżejsze przypadki mieszają się ze sobą w salach lub w sąsiadujących boksach. Mój półroczny synek Adam, trefił na oddział z zapaleniem krtani. Po kilku dniach przebywania w szpitalu ma już zapalenie płuc. Nie można jednoznacznie udowodnić, ale możliwe, że gdyby przebywał w bardziej komfortowych warunkach, nie będąc bezpośrednio narażonym na obecność całego spektrum bakterii czy wirusów nie doszłoby do pogorszenia się jego stanu zdrowia.

To jeden przypadek dotyczący bezpośrednio mnie i mojego dziecka, a ile takich przypadków powoduje ścisk i tłok na Oddziale Dziecięcym, tego na pewno nie da się określić. Wiedząc jak bardzo wymiernym wskaźnikiem w dzisiejszej służbie zdrowia w Polsce jest pieniądz, sugerując takie potencjalne dodatkowe dni przebywania dzieci w szpitalu przeliczyć na jakąkolwiek "podjednostkę", którą wypłaca ZUS z kieszeni podatników.

Wiem, że ta opinia jest krzywdzącą dla wielu, ale jako pacjent odnoszę wrażenie, ze nie liczymy się my, a jedynie cyferki w raportach finansowych.
Kontynuując temat przepełnienia oddziału pragnę również zwrócić uwagę na niemożliwość zapewnienia rodzicom dobrych warunków przebywania z dziećmi. Jakkolwiek czuwaniem przy dziecku kilkuletnim rodzice mogą się podzielić i zmęczenie związane z przesiadywaniem całych nocy na fotelu rozkładać na zmianę, tak umieszczenie matki karmiącej w takich warunkach uważam za skandaliczne.

Przez pierwsze noce miałam do dyspozycji jedynie fotel. Ktokolwiek zdaje sobie sprawę jak wygląda karmienie piersią jest w stanie zrozumieć, jaką udrękę dla matki stanowi brak możliwości skorzystania z łóżka.

Dodatkowo ojciec nie może zastąpić karmiącej matki na następną noc, czy choćby pół dnia. Po 48 godzinach spędzonych na fotelu poprosiłam męża o przywiezienie łóżka polowego.

Ale łóżek nie brakuje jedynie dla rodziców, brakuje też dla tych, którzy powinni być tutaj najważniejsi - dla dzieci. Kilkulatki dostają łóżka przeznaczone dla niemowlaków. Wiadomo jak "wędrują" dzieci podczas snu i całą noc obijają się o metalowe szczebelki łóżeczka rękoma, nogami i głową.

Opiszę jeszcze jeden (według mnie skandaliczny) skutek warunków na Oddziale Dziecięcym. Miesiąc temu, podczas gdy przebywała tu moja bratowa ze swoją córką, po drugiej stronie korytarza, w boksie naprzeciwko umierała dziewczyna z wadą genetyczną. Mimowolni świadkowie takiej sytuacji są zmuszeni do obcowania z tragedią, która rozgrywa się tuż obok.

To nie jest widok, który większość chciałaby oglądać. Są też i tacy, którzy nie zważając na czyjejkolwiek uczucia poszukują sensacji i nie bacząc na rozpacz rodziny starają się zajrzeć i dowiedzieć jak najwięcej.

Skandalicznym i poważnym zaniedbaniem jest według mnie dopuszczanie do takiej sytuacji, kiedy rodzina umierającego dziecka nie może mieć spokoju i prywatności a narażona na ciekawskie spojrzenia zostaje w tan sposób odarta z godności, którą należy zapewnić każdemu umierającemu i jego bliskim.

Zastanawiam się też czy tutejszy szpital (Oddział Dziecięcy) jest nastawiony na dziecko. Chyba tak naprawdę to nie ono jest tutaj najważniejsze skoro maluchy zaraz po przyjęciu do szpitala są zabieranie do gabinetu zabiegowego w celu założenia wenflonu, a rodzicom zamyka się drzwi przed nosem. Dziecko i tak przeżywające stres i mocno wystraszonego jest we tej trudnej dla niego sytuacji dodatkowo pozbawione poczucia bezpieczeństwa, jakie daje bliskość rodzica.

Taka procedura czy przepis wewnętrzny wydaje się być sprzeczny z Europejską Kartą Praw Dziecka, która wisi na korytarzu, a skoro wisi, to chyba należałoby ją respektować. Powyższa sytuacja dotyczy również innych oddziałów takich jak np. Urologia, gdzie przed badaniem cystograficznym trzyletniej córeczce bratowej próbowano w ten sposób założyć cewnik. Dziecko krzyczało w niebogłosy, aż w końcu ojciec nie wytrzymał, otworzył drzwi zabiegowego i wepchnął matkę na siłę... Po chwili bez problemu założono cewnik - a nie można by tak od razu? W bardziej rozwiniętych ośrodkach medycznych jak Poznań czy Szczecin nie stwarza się takich barier.

To tylko nieliczne przykłady z autopsji mojej i mojej rodziny, pozostaje jak choćby stan toalet, w których zwyczajnie cuchnie, zapewne trudno byłoby spisać. Proszę Pana Dyrektora o priorytetowe potraktowanie tek sprawy i poszerzenie Oddziału Dziecięcego Gorzowskiego szpitala. Proszę o to mając na uwadze ostatnio ujawnione fakty dotyczące zarobków lekarzy tego szpitala.

Myślę, że uda się choćby na tym polu zaoszczędzić fundusze sprowadzając zarobki lekarzy do poziomu przyzwoitości a przede wszystkich do poziomu równego ich kompetencjom, które zawsze są na najwyższym poziomie. A mam nadzieję, ze Szpitalowi uda się wykonać choćby pierwszy, malutki kroczek w postaci zakupu czajnika elektrycznego, który uległ uszkodzeniu. Z informacji personelu wynika, że nie będzie nowego, bo szpital nie ma pieniędzy. Czyżby? 30 - 50 PLN jest aż takim wydatkiem? A może ordynator przed Świętami zdobyłby się na gest i z własnych kilkudziesięciu tysięcy złotych pensji zafundował tak "drogocenną" rzecz dla oddziału?

Mam nadzieję, ze do zmian wprowadzających z opóźnieniem nasz szpital w XXI wiek wystarczą prośby pacjentów takie jak ta i nie będziemy musieli czekać ż sprawą zajmie się prasa lub telewizja, co w dzisiejszych czasach staje się jedynym sprawczym impulsem.

Do niniejszego listu dołączam listę podpisów rodziców i opiekunów przebywających obecnie na Oddziale Dziecięcym, którzy w pełni popierają zgłoszone przeze mnie postulaty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska