Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Jurzynie jak w serialu Ranczo

Danuta Kuleszyńska
- Najważniejsza to rodzina - przyznają zgodnie: babcia sołtysa Aleksandra Gawron, jego żona Katarzyna oraz synowie: Sebastian i Kamil. A sołtys dopowiada, że dziś to on jest głową rodziny.
- Najważniejsza to rodzina - przyznają zgodnie: babcia sołtysa Aleksandra Gawron, jego żona Katarzyna oraz synowie: Sebastian i Kamil. A sołtys dopowiada, że dziś to on jest głową rodziny. fot. Krzysztof Kubasiewicz
Sołtysowanie to funkcja dziedziczna - śmieje się Mariusz Prokopowicz.

Gdyby dziadek Konstanty wstał dziś z grobu, to by się za głowę złapał. Tyle ziemi w okolicy odłogiem leży. - Nie ma jej kto uprawiać - wzdycha młody sołtys. - Bo ludzie kawę piją.

Sołtysem Jurzyna zaraz po wojnie był Konstanty Gawron. Do wsi skierowało go wojsko, żeby porządku pilnował. Gawron rządził we wsi kilkanaście lat. - I był do tego najlepszym rolnikiem od Jasionnej po Bronice - chwali dziadka Mariusz Prokopowicz. - A potem na cukrzycę zapadł i stracił wzrok. Chodziłem do trzeciej klasy i co rano dawałem dziadkowi zastrzyk. Pamiętam, że był wysoki i dyscyplinę w domu trzymał. Bałem się dziadka, bo krzyczał, gdy broiłem.

Potem stery we wsi przejął Czesław Gawron, syn Konstantego. Cztery kadencje te stery trzymał. Teraz Mariusz z dumą podkreśla jego zasługi. - Dużo wujek dla wsi zrobił - wychwala. - Gdyby nie on, to z Bronic do Jurzyna nie byłoby drogi, ani do Jasionnej. Byśmy byli odcięci od świata. Przystanek wujek postawił, autobusy do wsi załatwił... Dobrym człowiekiem był, na dodatek wychował mnie i mojego brata.

Mariusz lubił za wujkiem chodzić. Podpatrywał go na gospodarce i na sołtysowaniu. I bardzo mu się to wszystko podobało. - Już wtedy przyrzekłem sobie, że jak dorosnę, to będę taki jak wujek Czesiek.

Czekają na lepsze czasy

Rządy Czesława Gawrona w Jurzynie przerwała nagła śmierć. Zginął w wypadku w 1994 roku. Wtedy ludzie przyszli do Mariusza i powiedzieli, że teraz jego kolej. Ale Mariusz do sołtysowania nie był jeszcze gotowy.

- Miałem dwadzieścia lat i się wystraszyłem, że nie podołam. Poza tym poznałem moją obecną żonę i nie w głowie były mi obowiązki sołtysa. Musiałem do nich najpierw dojrzeć. Bo być sołtysem dla samego bycia, to nie ma sensu.

Władza we wsi na trzy kadencje przeszła do rodziny Dudów. Ale rok temu znów wróciła do domu z numerem 21. Tutaj właśnie mieszka Mariusz. - Chcę tę wioskę poprawić, bo od śmierci wujka nic się tutaj nie zmieniło.

Mariusz ma 33 lata i fach mechanika samochodowego w kieszeni. Gdy skończył zawodówkę, to już wiedział, że mechanikiem żadnym nie będzie. Tylko rolnikiem. Tak jak jego dziadek i wujek. Dziś ma 60 hektarów ziemi, 8 krów, 4 byki, 17 kur, 1 świnię i dwa stare traktory. I jest w Jurzynie największym gospodarzem. I najmłodszym sołtysem w historii wsi.

- Jest jeszcze Woźniak, ale on ma tylko dziesięć hektarów. Więcej rolników u nas nie ma - wzdycha sołtys.

Gdyby dziadek Konstanty wstał dziś z grobu, to by się za głowę złapał. Tyle ziemi w okolicy odłogiem leży. - No bo ludzie sprzętu nie mają ani chęci, żeby te pola obrabiać - tłumaczy Mariusz. - Nie mają czasu, bo kawę piją, papierosy palą...Albo pod sklepem wysiadują, jak w serialu "Ranczo". A pracy żadnej nie wezmą, bo do miasta daleko, a w pobliżu żadnych zakładów nie ma...Cegielnię w Drzeniowie zabrali, pegeery padły...Sporo u nas bezrobotnych. Czekają na lepsze czasy.

Tak żył ojciec, tak córka żyje

Mariusz Prokopowicz o mieszkańcach Jurzyna ma jednak dobre zdanie. - Ludzie tu mili, koleżeńscy...

- Akurat - przerywa żona Katarzyna. - Jak coś dla wsi trzeba zrobić, to wszyscy deklarują, że zrobią. A jak przychodzi do konkretów, to nagle znikają. Taki choćby przykład: dom sąsiada się spalił. Cała wioska mówiła, że pomoże. I na co wyszło? Że pomogły tylko dwie rodziny. Taka to u nas koleżeńskość!

Katarzyna zjechała do Jurzyna 11 lat temu. Jako miastowa, z Jasienia, od razu poczuła się we wsi dobrze. Bo tu cisza i spokój. Ale po zagrodach nigdy się nie rozglądała. Nie zauważyła, że w Jurzynie płoty się walą, że błoto po podwórkach, że chałupy rozwalone stoją...- Nie wypada do sąsiadów zaglądać - przekonuje. - Tutaj każdy żyje według własnych potrzeb.

- Nikogo na siłę się nie zmieni - wtrąca sołtys. - Ludzie pieniędzy nie mają, żeby o siedlisko zadbać, na zapomogach ciągną...Swoim życiem żyją...Tak ojciec żył i tak żyje dziś syn, czy córka...

Najokazalszy w Jurzynie jest dom Prokopowiczów. Sołtys mieszka tu z żoną, dwoma synami i babcią. Aleksandra Gawron ma 87 lat, świetną pamięć i dobre zdrowie. - Dwa kilometry do kościoła pieszo jeszcze chodzę - mówi siadając przy kuchennym stole. - Pani, za mojego Konstantego na wsi było biedniej, ale ludzie inne byli. Takich skargów jak są dzisiaj, to nikt nie słyszał...Żeby strajkowali?! A broń Panie Boże! Głowa już nie wytrzymuje, robi się duża i ciężka od tego, co się na tym świecie wyrabia...

Aleksandra Gawron całe życie na gospodarce ciężko pracowała. I dzieci wychowywała, żeby wyrosły na porządnych ludzi. - Mariuszka też wychowałam, bo jego matka chora była i do dziś cierpi...A z wnusia dumna jestem, jak ze wszystkich dzieci...Bo dobrym sołtysem jest.

Odnośnie Jurzyna Mariusz ma dużo planów. Chciałby, żeby wieś ładna była, zadbana. Za nagrodę z dożynek lada dzień kupi ławkę na przystanek i dwa kwietniki...Marzy mu się boisko i plac zabaw dla dzieci. - Na gminę nie ma co liczyć, trzeba działać samemu - mówi.

Przez rok swoich rządów butelki po rowach pozbierał, barierki przy drodze postawił, żeby samochody do rowów nie wpadały...

- I kulig dla wszystkich zrobił - dopowiada Sebastian, lat 9. najmłodszy syn sołtysa. I jego następca w przyszłości. - Bo ja będę tak jak tata pracował. Już za tatą wszędzie chodzę i mu pomagam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska