Państwo Kornelia i Roman Wilant nie kryją oburzenia. - Sposób, w jaki potraktowano nas i naszego syna, woła o pomstę do nieba - mówią.
24 lutego dostali priorytetem pismo z przedszkola, do którego uczęszcza ich synek, z wezwaniem do zapłaty 306 zł zaległej od dwóch miesięcy opłaty za pobyt dziecka.
W piśmie była adnotacja, że jeśli nie zapłacą w ciągu siedmiu dni, sprawa zostanie skierowana do sądu. Tego właśnie rodzice chcieli, bo uważają, że powinien to rozstrzygnąć niezawisły skład sędziowski.
- Stać nas na te opłaty, ale odmawiamy dla zasady - przyznaje pan Roman. - Przecież darmowa opieka przedszkolna to obowiązek ustawowy gminy.
Wielkie zaskoczenie
Ale wielkie było ich zdziwienie, kiedy zaledwie dwa dni od otrzymania pisma, strażnik miejski przyniósł im do domu zawiadomienie o skreśleniu małego Eryka z listy wychowanków z dniem 2 marca. "Od tego dnia pozostawienie dziecka w przedszkolu zostanie uznane za pozostawienie go bez opieki i zmusi władze przedszkola do zawiadomienia o tym stosowne służby" - ostrzega w piśmie dyrektor placówki Adelajda Łabusińska.
Państwo Wilant nie mieli więc nawet szansy zastosować się do wezwania i zapłacić, bo zanim upłynęło siedem dni, dziecko nie miało już prawa przebywać w przedszkolu. Dlaczego tak się stało? - Ci państwo mieli całe dwa miesiące na uregulowanie płatności - odpowiada dyrektor Łabusińska. I podkreśla, że wysyłając to pismo, poradziła się prawnika.
Tak samo traktowani
Prezydent Wadim Tyszkiewicz jest oburzony postawą rodziców dziecka. - Przecież oni cynicznie, z wyrafinowaniem deklarują, że nie będą płacić - mówi. - Zupełnie inaczej byśmy postąpili z osobami, które nie mają pieniędzy i proszą o odłożenie płatności. Ale wobec takiej cynicznej gry własnym dzieckiem, nie mogliśmy inaczej postąpić.
Dlaczego jedni rodzice mają być traktowani inaczej niż cała reszta?
Zastępca Tyszkiewicza Jacek Milewski dodaje: - Jest przecież uchwała rady miasta, wprowadzająca opłatę stałą, wojewoda jej nie uchylił, więc obowiązuje. I kto tutaj łamie prawo?
Miasto może jednak polec w tej batalii z przyczyn formalnych, bo nie został zachowany termin między wezwaniem do zapłaty a skreśleniem dziecka z listy wychowanków. - Nie było sensu czekać, skoro mamy pismo pana Wilanta, w którym oświadcza, że odmawia płacenia - uważa Tyszkiewicz.
Niech idzie do sądu
Jednak rodzice dziecka nie chcą puścić tego płazem. Wczoraj interweniowali w kuratorium oświaty, byli już w prokuraturze. Skontaktowali się też z rzecznikiem praw dziecka.
Biuro rzecznika poprosiło ich o przesłanie dokumentacji całej sprawy. - Uważamy, że jeśli miasto chciało wyegzekwować od nas opłatę, powinno to zrobić na drodze sądowej. Wtedy byśmy się temu podporządkowali - mówi pan Roman. Milewski odpowiada: - Przecież pan Wilant też może złożyć skargę do sądu i przyjść do nas z wyrokiem. O ile go uzyska.
Tymczasem mały Eryk od poniedziałku jest pod opieką babci. Do przedszkola nie może chodzić. - Być może poślemy synka do prywatnego przedszkola, a potem na drodze sądowej będziemy egzekwować od miasta koszty pobytu dziecka - dodaje pani Kornelia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?