Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wadim Tyszkiewicz: - Wrogowie nie śpią

Jakub Nowak 68 387 52 87 begin_of_the_skype_highlighting              68 387 52 87      end_of_the_skype_highlighting [email protected]
Wadim Tyszkiewicz ma 53 lata. Urodził się w Hancewiczach na Białorusi. Pod koniec lat 50., w ramach repatriacji, cała rodzina przeniosła się do Polski, najpierw do Chełmka koło Lubięcina, a w 1967 r. do Nowej Soli. W 1978 r. rozpoczął studia na wydziale Mechaniki Precyzyjnej Politechniki Warszawskiej. Dyplom obronił w 1984 r. Dwa lata później otworzył w Zielonej Górze własny biznes. Vadim-Soft przez wiele lat utrzymywała status największej firmy informatycznej w województwie. W 2002 r. wystartował w wyborach na prezydenta Nowej Soli. Miastem rządzi już trzecią kadencję.
Wadim Tyszkiewicz ma 53 lata. Urodził się w Hancewiczach na Białorusi. Pod koniec lat 50., w ramach repatriacji, cała rodzina przeniosła się do Polski, najpierw do Chełmka koło Lubięcina, a w 1967 r. do Nowej Soli. W 1978 r. rozpoczął studia na wydziale Mechaniki Precyzyjnej Politechniki Warszawskiej. Dyplom obronił w 1984 r. Dwa lata później otworzył w Zielonej Górze własny biznes. Vadim-Soft przez wiele lat utrzymywała status największej firmy informatycznej w województwie. W 2002 r. wystartował w wyborach na prezydenta Nowej Soli. Miastem rządzi już trzecią kadencję. fot. Paweł Janczaruk
- Przez ostatnie dziewięć lat pozyskałem wielu przyjaciół, choć pojawiła się też wąska grupa ludzi, którzy widzieliby mnie na dnie - przyznaje Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli.

- Niedawno został pan szefem Zrzeszenia Prezydentów Burmistrzów i Wójtów Województwa Lubuskiego. Jak to jest być "capo di tutti capi"?
- To się dopiero okaże, ale nie ukrywam, że to dla mnie duży zaszczyt, choć także duża odpowiedzialność. Mam jednak kilka pomysłów i nadzieję, że uda mi się wprowadzić je w życie. Dam sobie rok na ich zrealizowanie, po tym czasie poddam się ocenie kolegów.

- Od tego roku prezesuje pan też Lubuskiemu Trójmiastu...
- Rzeczywiście, w ostatnim czasie spadło na mnie sporo splendoru i obowiązków zarazem. Lubuskie Trójmiasto zostało wcześniej trochę za mocno "nadmuchane" przez pewną grupę osób. Uważam, że trzeba zejść na ziemię i choć małymi krokami, ale ruszyć do przodu, bo inaczej będziemy dreptać w miejscu. Ważna jest jednak sama świadomość, że razem możemy więcej. Przykładowo: niedługo przyjedzie do nas inwestor, będziemy go obsługiwać wspólnie z Zieloną Górą. Tak naprawdę mniej ważne jest, gdzie powstanie fabryka, bo przy każdym wariancie skorzystają i nowosolanie, i zielonogórzanie.

- Nie ma więc rywalizacji?
- Rywalizacja będzie i być musi, to przecież naturalne. Chodzi o to, aby była zdrowa. Z drugiej jednak strony musimy też się wspierać. Ideą Lubuskiego Trójmiasta jest pokazanie inwestorom, że właśnie w tym rejonie Polski warto inwestować, warto z nim wiązać swoją przyszłość.

- Nie czuje się pan przytłoczony nadmiarem sprawowanych funkcji?
- Na razie nie, ale trochę za dużo dobrego w ostatnim czasie mi się przydarzyło. Tak dużo, że czuje się czasem niespokojnie, że zaraz coś się sypnie (śmiech).

- W regionie zdobył pan wszystko, co było do zdobycia?
- Jeśli chodzi o funkcje samorządowe, zdobyłem wszystko, o co zabiegałem, ale jestem realistą, chciałbym jeszcze, żeby ktoś powiedział, że dobrze wykonuję swoją robotę. Co tu dużo mówić, ogromna praca przede mną.

- Przez ostatnie dziewięć lat zyskał pan więcej wrogów czy przyjaciół?
- Zdecydowanie więcej przyjaciół, choć oczywiście są też wrogowie. To wąska, zajadła grupa ludzi, którzy widzieliby mnie na dnie i gdyby mogli, z chęcią wdeptaliby mnie w ziemię. Przez te lata nauczyłem się, że mój osobisty sukces, jak i sukces całego miasta, niekoniecznie jest wygodny dla niektórych ludzi. Bo niektórzy wychodzą z założenia, że "czym gorzej, tym lepiej", oczywiście dla nich. Nie cieszą się z sukcesów moich i miasta, ale pierwsi "tupią", gdy pojawi się porażka. To boli, ale jeśli mam kryzys, to przed oczami pojawia mi się liczba 87 (tyloma procentami Tyszkiewicz wygrał ostatnie wybory - dop. red.). Wtedy od razu lżej mi na duszy.
- Polityka to ciężki kawałek chleba?
- To nie jest polityka, zawsze bronię się przed tym słowem. Chyba że mówimy o polityce samorządowej, czyli związanej z rozwojem miasta i województwa. Nasze działania mają całkiem inny charakter, nie mylmy tego z tym, co robi się w Warszawie. Ale rzeczywiście, praca samorządowca to ciężki kawałek chleba. Dam panu przykład. Gdy chce pan zrobić remont mieszkania, ma pan przed sobą ogrom pracy i setki problemów. Trzeba mieć pomysł, zrobić projekt, zdobyć pieniądze, kupić materiał, znaleźć fachowców, potem jeszcze trzy razy ich zmienić, bo nie są odpowiedni itd. Po pół roku remontu mieszkania ma pan wszystkiego dość. A teraz proszę porównać to z "remontem" miasta. To naprawdę bardzo trudne tematy, wymagające każdego dnia wielu, wielu godzin wytężonej pracy.

- Jaki jest Wadim Tyszkiewicz w czasie wolnym?
- Muszę przyznać, że niestety, spięty. Głowę mam zaprzątniętą tysiącami spraw i czasami żona widząc, że gdzieś odlatuję myślami, szturcha mnie w domu i mówi: "obudź się!", gdy rozmyślam nad kolejnym problemem, jaki trzeba rozwiązać.

- Jak wygląda dzień prezydenta Nowej Soli?
- Zaczyna się o 8.00-9.00 i trwa do późnych godzin wieczornych, a czasami nocnych. W domu jednak też pracuję, codziennie robię przegląd prasy samorządowej, śledzę wszelkie uregulowania prawne itd. Do tego dochodzą soboty i niedziele, kiedy reprezentuję miasto podczas różnego rodzaju uroczystości. Ale praca to także moja pasja. Choć faktycznie, akumulatory powoli się wyczerpują. Pytanie, kiedy zaświeci się w końcu czerwona lampka. Na razie czasami zaświeca się żółta (śmiech).

- Dziękuję.

ALFABET TYSZKIEWICZA

A jak aktywność. Nie tylko na polu nowosolskim, ale także wojewódzkim. Doceniają to koledzy samorządowcy, którzy wybrali go na swojego szefa.

B jak blog. Jako jeden z nielicznych prowadzi taką formę kontaktu z mieszkańcami. Kiedyś bardzo aktywny, teraz - jak sam mówi - pisze coraz mniej, głównie za sprawą ataków personalnych przez anonimowe osoby w internecie.

C jak czyny. Jego życiowym credo są słowa Demokryta: "Podziwiać należy wielkie czyny, a nie wielkie słowa".

D jak działalność społeczna. Był m.in. współzałożycielem stowarzyszenia "Moje Miasto" w Zielonej Górze, a także założycielem stowarzyszenia Nowosolski Sojusz Niezależnych. Odznaczony również odznaką za zasługi od Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych.

E jak edukacja. Bardzo ważny okres w życiu. Studia na Politechnice Warszawskiej były ciężkie i - jak wspomina - musiał "kuć od rana do wieczora". Później, nawet po wielu latach, zdarzało się, że budził się w nocy z pytaniem: "mam w końcu ten dyplom magistra inżyniera czy nie?".

F jak fighter. Uważa się za takiego, choć - jak przyznaje - każdy wojownik czasem wygrywa, a czasem przegrywa.

G jak gospodarka. Od zawsze powtarza, że jest najważniejsza i wszystko powinno być jej podporządkowane. Determinuje wszystkie jego działania.

H jak Hancewicze. To tu 15 listopada 1958 przyszedł na świat. Hancewicze to niewielka miejscowość na Białorusi, która przed II wojną światową należała do woj. poleskiego II RP.

I jak Interior. Park Naukowo-Technologiczny to jego oczko w głowie. Idea zrodziła się w latach 2006-07. Jak wspomina, wzięła się z jego wizyty w Niemczech. Tam zobaczył doskonale funkcjonujący model, który postanowił przenieść na grunt nowosolski.

K jak kibic. Kiedyś piłki nożnej, choć obecne struktury PZPN-u, komercja i brak wyników odepchnęły go chwilowo od tego sportu. Teraz trzyma kciuki za Zastal i Falubaz. W Nowej Soli kibicuje siatkówce kobiecej.

L jak Lubuskie Trójmiasto. W tym roku objął roczną prezesurę. Jak tłumaczy, idea Lubuskiego Trójmiasta to zasada zbiorów połączonych, znanych z matematyki. W pewnych sprawach po prostu należy łączyć potencjały i walczyć razem.

M jak marzyciel. Marzeń ma kilka i stara się je konsekwentnie realizować. Bo bez nich - jak powtarza - niewiele w życiu się osiągnie.

N jak Nowa Sól. Kiedyś powiedział, że dałby się za nią pokroić. Miastem rządzi już dziewiąty rok, ciesząc się olbrzymim zaufaniem mieszkańców.

O jak oprogramowanie. W czasach, gdy prowadził własny biznes, jego program "Wokulski" był znany w całej Polsce. Rozprowadzany m.in. przez takiego potentata rynku informatycznego, jak amerykański Dell.

P jak partia. A właściwie jej brak. Choć kiedyś był blisko PO, nigdy do niej nie wstąpił. Później - jak sam mówi - zawiódł się bardzo jej nowosolskimi strukturami. Własnej partii zakładać nie zamierza, choć myśli nad rozwinięciem stowarzyszenia. Planuje też wypromować własnego kandydata do Senatu.

R jak rodzina. Szybko musiał się usamodzielnić. W wieku pięciu lat stracił ojca, 14 lat później - mamę. Dziś ma własną rodzinę, która jest dla niego najważniejsza.

T jak Telewizja Polska. W czasach studenckich pracował w telewizji, w gmachu przy ul. Woronicza 17 w Warszawie mył okna i szorował podłogi, żeby zarobić na życie. Zaliczył także epizod w filmie - był statystą w "Człowieku z żelaza" Andrzeja Wajdy.

U jak ulica Zjednoczenia. Tu spędził dzieciństwo. Jak wspomina, wciąż spotyka dawnych kolegów z podwórka, którym niekoniecznie powiodło się w życiu. Czasem zaczepiają go, prosząc o pieniądze na tanie wino. Jak twierdzi, na winko nie daje, ale zabiera delikwenta do sklepu i kupuje mu chleb i inne produkty.

W jak wybory. W listopadzie ub. roku wygrał je po raz trzeci z rzędu. Zagłosowało na niego 87 proc. wyborców. Obecnie ludzie z jego komitetu rządzą miastem, a także tworzą koalicję w powiecie.

Z jak Zielona Góra. Spędził tam pół życia. Nadal jest z nią silnie związany. Jak powtarza, sukces tego miasta to także sukces Nowej Soli. I na odwrót.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska