Były wielokrotny reprezentant Polski i finalista Ligi Mistrzów leczy kontuzję, więc nie zagrał, tak samo zresztą jak siedemnastu (!) innych zawodników, którzy po debiutanckim sezonie odeszli. W zamian LKS zakontraktował czternastu nowych, stąd być może w pierwszych kolejkach straty punktów. Ale ostatnio zespół ze Śląska wygrał dwa mecze z rzędu, zatem do rywalizacji z lubuską ekipą przystępował mimo wszystko jako faworyt. Jednak po pierwszej połowie nie było tego widać na boisku.
Na murawie bowiem lepiej prezentowali się piłkarze szkoleniowca Mateusza Konefała, a przynajmniej przez ponad pół godziny. Przez ten czas goczałkowiczanie tylko raz poważnie zagrozili bramce Oskara Natorskiego, kiedy to w drugiej minucie niecelnie główkowali. A tak, to warciarze częściej niepokoili bramkarza „Goczał”, jak kibice LKS-u określają swoich graczy. Z drugiej strony, bordowo-granatowi, może poza okazją z ostrego kąta Dawida Ufira, również nie mieli stuprocentowej szansy na wpisanie się na listę strzelców. Niemniej kilka razy brakowało niewiele, dokładniejszego podania czy też więcej szczęścia.
W każdym razie o wiele więcej zaczęło się dziać w ostatnich pięciu minutach pierwszej połowy. W 39 min najpierw Natorski skuteczną interwencją ratuje Wartę, a następnie… poprzeczka pomaga podopiecznym Konefała. Ale trzy minuty potem Ufir z Krauzem minęli się z futbolówką, a wystarczyłoby dołożyć stopę, by spróbować zaskoczyć golkipera gospodarzy. To w końcu udało się w 44 min. Maciej Grudziński dośrodkował piłkę z lewej strony, a zamykający tę akcję prawy obrońca Adrian Bielawski głową z siedmiu metrów pokonał Klaudiusza Mazura.
Miejscowi wyrównali w 54 min po rzucie rożnym. Natorski zaczął od obrony główki, ale przy dobitce Szymona Gemborysa nie miał nic do powiedzenia. A przewaga LKS-u już tylko rosła. Między 63 a 70 minutą Natorski trzykrotnie nie łapał piłki po uderzeniach, ale rezultat pozostawał bez zmian. Identycznie było w doliczonym czasie, kiedy to kolejny raz bramkarz Warty był na posterunku. Te wszystkie strzały może nie zmusiły go do wyciągania się jak struna, ale fakty są takie, że gdyby nie on, to mogło być różnie.
Sami warciarze też mogli trafić, a w zasadzie Daniel Czerwiński, ale tym razem, w 73 min, wykazał się Mazur.
1:1, które chyba jednak bardziej cieszy gorzowian.
LKS Goczałkowice-Zdrój – Warta Gorzów 1:1 (0:1)
Bramki: Gemborys (54) – Bielawski (44).
AstroEnergy Warta: Natorski – Grudziński, Gajda, Siwiński, Bielawski – Burzyński, Duda (od 62 Jachno), Marchel (od 62 Kasprzak), Ufir – Gardzielewicz (od 72 Wawrzyniak) – Krauz (od 46 Czerwiński).
Żółte kartki: Bielawski.
- Tak kibice Agencji Inwestycyjnej Stilonu Gorzów dopingowali niebiesko-białych
- Stal Gorzów na Festiwalu Gwiazd Sportu w Dziwnowie. Na plaży warczały motocykle
- Zmarzlik żegna się ze Stalą: "Nie odchodzę dla pieniędzy". Ale dla kibiców to szok!
- Piękne podprowadzające Stali Gorzów już nie mogą doczekać się kolejnego meczu!
PRZECZYTAJ TEŻ
Sprawdź, czy zdasz test na trenera piłki nożnej
Polub nas na fb
Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?