Narzekaliśmy na liczbę studentów w Polsce i na zawodówki, które produkowały bezrobotnych. No i tworzyliśmy na potęgę ogólniaki. Jak grzyby po deszczu rosły też wyższe uczelnie, dziś mamy prawie 200 prywatnych, nawet w kilkutysięcznych miastach, a nawet na wsiach. W rezultacie studiuje w Polsce prawie 2 mln osób, pięć razy więcej niż 20 lat temu.
Dyrektor Zespołu Szkół Elektrycznych w Gorzowie Wlkp. Stanisław Jodko przyznaje, że w chudych dla placówek zawodowych latach, sam utworzył liceum ogólnokształcące. Młodzież się do niego garnęła. Poza tym kształcenie w LO jest pięć razy tańsze niż w szkołach zawodowych. Jednak teraz sytuacja się odwraca. W elektryku w tym roku nie ma już LO. Coraz więcej młodzieży chce uczyć się w technikach i szkołach zawodowych.
- Jeździłem po świecie i z Danii przeniosłem pomysł spotykania się dyrektorów szkół z właścicielami firm. Dzięki temu wiem, jakie zawody są potrzebne przemysłowi. Stąd np. uruchomiliśmy cztery lata temu mechatronikę - dodaje S. Jodko, który sam jeździ na Politechnikę Warszawską na mechatroniczne studia podyplomowe.
- Myślałem, że jak będę mieć dyplom wyższej uczelni, to z pracą nie będzie problemu. Bardzo się myliłem. Teraz chcę skończyć jakiś kurs i mieć fach w ręku - przyznaje Łukasz Bradzik, absolwent historii.
Z danych doradczo-analitycznej firmy Sedlak&Sedlak wynika, że co drugi młody Polak jest studentem, w Irlandii - co czwarty, a w Wielkiej Brytanii - co piąty. Tymczasem okazuje się, że pracodawcy najbardziej poszukują fachowców a nie osób z dyplomem wyższej uczelni. Na czele ogólnopolskiej listy pożądanych zawodów są: elektrycy, spawacze, murarze, stolarze.
- Najczęściej brakujący u nas specjaliści? Zamiast o województwie, lepiej mówić o powiatach. Bo deficyt związany jest z istniejącymi tam firmami i zakładami. I tak np. w powiecie krośnieńskim brakuje sortowaczy materiałów drewnianych, tapicerów, w międzyrzeckim - pomocników piekarzy, operatorów wózków widłowych, w nowosolskim - monterów podzespołów elektronicznych, kontrolerów jakości, tłoczarzy w metalu - wylicza Małgorzata Kordoń z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Zielonej Górze.
Dyrektorzy lubuskich szkół potwierdzają, że zawodówki wracają do łask. Są atrakcyjne m.in. dzięki nowoczesnym warsztatom i pracowniom, a także takim unijnym programom jak Lubuska Szkoła Zawodowa, wartym 4,5 mln zł.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?