Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystko zatuszowali

DARIUSZ CHAJEWSKI (68) 324 88 36 [email protected]
Katarzyna Chądzyńska
Dyrektorka domu dziecka w Łęknicy pobiła wychowanków. Za stare sprawy. "Stare sprawy" to gwałt nastolatków na trzylatku.

Szary budynek wypacykowany od frontu niezdarnym graffiti. Wnętrze domu dziecka w Łęknicy wygląda lepiej, chociaż smutno. Pewnie za sprawą bordowych ścian.
- Pan w TEJ sprawie? - pyta siedzący na schodach nastolatek.
- W jakiej?
- No, pobicia przez dyrektorkę - dziwi się mojemu pytaniu. - To ten chłopak jest ofiarą. Ten obok też.
"Ofiara" zapewnia, że dostała za niewinność. Wiedział, że starsi chłopcy każą młodszym brać do buzi, nie doniósł i za to dostał.
- A co to znaczy brać do buzi?
- No wie pan... - odpowiada. Nawet się nie czerwieni. Jak później wytłumaczy jego kolega, to tylko taka zabawa. Trochę brzydka.

Wszystko zatuszowali

Na nogi postawił nas mail, który przyszedł do redakcji. "17 sierpnia wychowankowie domu dziecka w Łęknicy wrócili z wycieczki, na której przebywali około 10 dni. Po powrocie jedna z wychowawczyń zauważyła na ciele kilku dzieci poważne otarcia i siniaki. Na dzień następny udała się z dziećmi na obdukcję do lekarza w Łęknicy. Natomiast wczoraj były przesłuchiwane na komisariacie policji w Łęknicy. Przyczyną tych siniaków było bicie dzieci pasem wojskowym przez jedną z pań wychowawczyń oraz panią dyrektor, która w ten sposób chciała ukarać dzieci za sytuację, która zdarzyła się przed wyjazdem, a wyszła na jaw na wycieczce...".
- To nie jedyna sprawa tego rodzaju - mówi w rozmowie telefonicznej kobieta przedstawiająca się jako jedna z wychowawczyń. - Było też pobicie siedemnastolatka, u którego ślady zauważyła katechetka w szkole, w której się uczył. Sprawa rozeszła się po kościach. Myślę, że starostwo wszystko to zatuszowało.

Dostaną wszyscy

Na placu zabaw kilkoro wychowanków, dwie wychowawczynie. Nie chcą rozmawiać. Jak przyznają, z obawy o pracę.
- Nie wolno mi wypowiadać się na ten temat, sprawą zajął się prokurator - mówi dyrektorka łęknickiego domu dziecka.
- Gdyby było inaczej i tak nie mówiłabym. Chodzi o dobro wychowanków. Niedługo rozpocznie się rok szkolny, jak te dzieci w szkole się pokażą? Ta historia mogłaby zaważyć na opinii ich wszystkich.
Tylko na pożegnanie dyrektorka niemal szeptem mówi, że wie, iż nie powinna tego zrobić. Uderzyć wychowanka. Jednak jest przecież tylko człowiekiem...
Policjanci odsyłają nas do prokuratury, prokurator zapewnia, że chętnie podzieli się wszystkimi informacjami, gdy otrzyma dokumenty i zapozna się z ustaleniami policji...

Za kromkę chleba

Historię tej wycieczki odtworzyliśmy ze strzępów relacji kilku osób. Wychowankowie domu dziecka wyjechali na kilka dni na obóz w góry. To miała być nagroda. Dzieciaki strasznie się cieszyły, inne im trochę zazdrościły. Spacery, zabawa... Zabawa!!? Pewnego dnia dyrektorka zastała kilku wychowanków podczas niedwuznacznej zabawy. Była to karykatura seksu oralnego. Krzyk, płacz, rozmowa...
Okazało się, że nie była to pierwsza tego rodzaju zabawa poglądowa. Na jaw wyszły szokujące szczegóły edukacji seksualnej wychowanków. Szokujące, jak opowieść o pięciu chłopakach, z których najstarszy miał piętnaście lat, dokonujących oralnego zgwałcenia trzylatka. W zamian za milczenie obiecali mu... kromkę chleba. Jak relacjonuje jeden ze świadków, dyrektorka nie wytrzymała, wpadła w szał, skończyło się biciem. Później była kłótnia między dyrektorką i jedną z wychowawczyń. Okazało się, że kobieta, pedagog z 25-letnim stażem, wiedziała o tego rodzaju praktykach w łęknickim domu. O gwałcie na trzylatku również. Dyrektorka miała do niej pretensje, że ta nie zareagowała. Wtedy wychowawczyni miała powiedzieć, że tak jest przecież we wszystkich bidulach...

Bić nie musiała

Przesłuchania, rozmowy. Wczoraj w domu dziecka spotkaliśmy komisję z żarskiego starostwa.
- Mieliście państwo do czynienia z podobnymi zdarzeniami? - pytaliśmy.
- Proszę pana, jesteśmy pedagogami z dużym stażem - odpowiedziała kobieta.
- Jaka będzie procedura, co dalej stanie się z dyrektorką, wychowawcami, z dziećmi?
- Musimy zbadać sprawę i wówczas będziemy mogli na jej temat rozmawiać.
O tym, co zdarzyło się na wycieczce, i o tym, co działo się w domu dziecka wcześniej, jest już w Łęknicy głośno. I nawet nikogo to specjalnie nie bulwersuje, a raczej nikt nie jest tym zaskoczony. Już przed laty obywatele miasta próbowali wymóc na burmistrzu, aby pozbył się domu dziecka, bo to przecież rozsadnik wszelkiego zła. Tam nic dobrego nie rośnie.
- I to straszne - mówi jedna z wychowawczyń. - Tyle pracujemy nad tym, aby pozbyć się takiej opinii i później jedna taka sprawa... A co do dyrektorki... Od razu bić nie musiała.


  • Gdy wychodzimy z domu dziecka "ofiara" pobicia i jeden z domniemanych gwałcicieli pyta, czy zrobimy mu zdjęcie. Takie do gazety. Zachowuje się jak bohater.
    Zgwałconego przez kolegów trzylatka nie widzimy. A nawet gdyby. On przecież jeszcze nawet nie mówi...
  • Dołącz do nas na Facebooku!

    Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

    Polub nas na Facebooku!

    Kontakt z redakcją

    Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

    Napisz do nas!
    Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska