Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyrzucili dziecko z przedszkola, bo... jest za duże

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
sxc.hu
Napisała do nas mama czterolatka, który rozpoczął zajęcia w nowym sulechowskim przedszkolu "Dobra Wróżka". Poprosiła o interwencję, gdyż syn po zaledwie dwóch dniach został wyrzucony, jak to ujęła, z placówki.

- Zapisałam dziecko od poniedziałku - opowiada Justyna Czapla. - Gdy przyszłam je odebrać po pierwszym dniu wychowawczynie mówiły, że było super, dziecko grzeczne i w ogóle... Nie powiedziały, iż mój synek w czasie zabawy zderzył się z innym dzieckiem, które nabiło sobie guza. Następnego dnia, gdy mąż rano zaprowadził chłopca do przedszkola powiedziano mu o zderzeniu. Ale tylko tyle. Dopiero gdy ja po południu odbierałam chłopca kierowniczka zaczęła sugerować, że jest za duży, za silny i może zagrażać innym. I to był powód wyrzucenia go z przedszkola.

Mama nie zgadza się, iż jej synek, Michał, jest zbyt duży na swój wiek, wyrośnięty. Uważa jednak, iż jeśli nawet tak uznano, to należało powiedzieć od razu. - Dziś chłopiec jest rozczarowany, pyta dlaczego nie chodzi do przedszkola, nie rozumie co się stało - mówi mama.

Rodzice Michałka porozumieli się z prowadzącą "Dobrą Wróżkę" w sprawie zwrotu wcześniej wniesionej opłaty. Są jednak niezadowoleni z tej sytuacji. Zwłaszcza, że dziecko zostało pozbawione zabaw z rówieśnikami.

- Gdy przyjmowałam Michałka jego mama sama zwróciła uwagę, iż jest bardzo żywy - mówi Agnieszka Brodzikowska, właścicielka przedszkola. - Wobec tego umówiłyśmy się na pewnego rodzaju próbę. Próba okazała się pechowa. Otóż już pierwszego dnia chłopczyk przypadkiem wpadł na inne dziecko, potrącił je, a ono upadło dość nieszczęśliwie na potylicę. Dodam, iż w sali było wówczas 17 dzieci, dwie wychowawczynie i ja. Wszystko było pod kontrolą, a i tak doszło do zderzenia.

Problem w tym, sugeruje A. Brodzikowska, że większość przedszkolaków to są (na razie) dwu- i trzylatki, zatem dzieci mniejsze od żywego Michałka pani Justyny.

Szefowa placówki mówi, iż znalazła się w trudnej sytuacji, gdyż z jednej strony obawiała się dalszych takich sytuacji, z drugiej zaś nie chciała tracić podopiecznych.

- Tymczasem rodzice potrąconego dziecka wystraszyli się i zabrali je - wskazuje Brodzikowska. - Ale nie wyrzuciłam Michała, to była tylko sugestia. Przepraszałam stukrotnie za tę sytuację, lecz co było robić... Delikatnie zasugerowałam, że skoro on jest taki pędziwiatr, to warto wrócić do sprawy, gdy przybędzie dzieci. Gdy możliwy będzie podział na grupę starszą i młodszą. Wydawało mi się, że się porozumiałyśmy.

W sytuacji, gdy mama Michałka zwróciła się ze swoim problemem do "Gazety", A. Brodzikowska pokazała nam umowę podpisywaną przez wszystkich rodziców. W jednym z paragrafów jest punkt mówiący, iż "Usługodawca ma prawo natychmiastowego wypowiedzenia umowy w przypadku, gdy zachowanie dziecka Usługobiorcy stwarzać będzie zagrożenie dla bezpieczeństwa innych dzieci".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska