Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z plebanii w Przewozie znikały pieniądze

Janczo Todorow
Właśnie na tej plebani, która stoi koło kościoła, dochodziło do kolejnych kradzieży.
Właśnie na tej plebani, która stoi koło kościoła, dochodziło do kolejnych kradzieży. fot. Janczo Todorow
Jarosław P. cieszył się wielkim zaufaniem do niedzieli, kiedy huknęła wiadomość, że przez rok czasu okradał proboszcza z datków. W sumie ukradł 15 tys. zł. Nikt nie może pojąć dlaczego to zrobił i na co wydał pieniądze.

Ministrantem 22-letni Jarosław P. został kilka lat temu, jeszcze za poprzedniego proboszcza. Starał się wykonywać wszystkie polecenia, aby w kościele wszystko było na swoim miejscu.

- Był bardzo usłużny, grzeczny, szybko pojmował co ma zrobić i nie trzeba było powtarzać kilka razy - opowiada ksiądz Jerzy Kot, proboszcz parafii p.w. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny w Przewozie. - Miałem do niego ogromne zaufanie, nigdy nie przypuszczałem, że coś takiego może zrobić. Spędzał bardzo dużo czasu u mnie, otwierał i zamykał kościół, dużo pomagał, pilnował, żeby wszystko było przygotowane na czas.

Kiedy jakiś czas temu zorientowałem się, że z plebani podbierane są pieniądze, nawet przez głowę mi nie przeszło, że to on mógł to zrobić.

Nie pije, nie pali

Ksiądz tłumaczy, że liczył na to, iż osoba, która podkrada pieniądze miała chwilę słabości i dlatego to zrobiła i więcej nie powtórzy tego czynu. Ale pieniądze nadal znikały z szafy i szuflady biurka, więc ksiądz postanowił zanotować numery banknotów. Kiedy w ostatnią niedzielę znowu zabrakło tysiąca zł, zgłosił sprawę na policję.

Po tym, jak w niedzielę banknoty z odnotowanymi numerami znaleziono u Jarosława P., ministrant został zatrzymany przez policję. W czasie przesłuchania przyznał się do siedmiu kradzieży. Niczego nie wyjaśnił, m. in. tego na co były mu potrzebne skradzione pieniądze. - Coś tu nie gra, wszystko pisane jest brudną ręką - oburza się Bolesław P., ojciec ministranta. - Przecież syn pracuje, ma swoje pieniądze. Jeżeli wziął, to gdzie ma te pieniądze? Przecież nie pije, nie pali, nie ma rodziny. Nawet jak rozbił auto, to ja wziąłem kredyt i kupiłem mu inne. To są jakieś pomówienia, syn jest w szoku, teraz jest na zwolnieniu lekarskim.

- Jest dorosły, wiedział co robi. Ale ja w to nie wierzę. Jeżeli ksiądz wiedział od roku o kradzieżach, to dlaczego dopiero teraz je ujawnił? To są pomówienia - ucina matka Jarosława P.

Mam nauczkę

Mieszkańcy wsi są zaskoczeni i nie wierzą, że ministrant mógł coś takiego zrobić. - Przecież jest grzeczny, nie pije, nie pali, na hulanki też nie chodzi - komentują.
Drzwi mieszkania w kamienicy, w której mieszka ministrant, otwierają dwie młode kobiety. - Brata nie ma w domu - twierdzą.

- Jest w domu, ale boi się teraz wychodzić, przecież to wstyd - zapewnia jedna z sąsiadek.

Czy ksiądz na kazaniu w niedzielę będzie mówił o tej sprawie? - A po co? Nie ma takiej potrzeby. Ludzie sobie gadają, to ich sprawa - odpowiada ksiądz. Zaraz dodaje, że pierwszy krok należy teraz do ministranta. Jeżeli zwróci pieniądze, to ksiądz puści sprawę w niepamięć.

- A jeżeli nie? - pytamy. - To wtedy się będę zastanawiał co zrobić. Ale stratę trzeba odzyskać - pada odpowiedź.

- Mam do niego żal, bo darzyłem go pełnym zaufaniem. I nigdy nawet nie sugerował, że czeka na jakąś zapłatę za pomoc. Teraz mam nauczkę, wszystkie pieniądze jakie mam, od razu zanoszę do banku - kończy ksiądz Kot.
Ministrant będzie odpowiadał za ten czyn z wolnej stopy. Grozi mu kara do pięciu lat pozbawienia wolności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska