Milena wróciła z Bośni pod koniec sierpnia, znienacka. Wiktor był wtedy w mieszkaniu. Weszła bez bagażu, nie wyglądała na osobę, która właśnie przejechała 1,5 tys. km. Była zdenerwowana. Twierdziła, że jest coś nie tak z kontami bankowymi i dlatego mężczyzna nie dostał jeszcze pieniędzy. Pokłócili się, ale do rękoczynów nie doszło. Minęło pół godziny, kiedy odezwał się jej telefon. Powiedziała tylko, że musi natychmiast pojechać do urzędu pracy, gdzie była zarejestrowana. Miała być za godzinę, a wróciła 5 września.
Milena myślała, że Wiktor będzie wtedy w pracy. Dzwoniła na domowy i na jego komórkę, ale on specjalnie nie odbierał. Zamknął okno balkonowe, pozasłaniał rolety, tak by myślała, że nikogo nie ma. Gdy weszła do mieszkania, jej kochanek czekał w pokoju. Już był przekonany, że został oszukany, wiedział także o jej mężu. Zaczęło się nerwowe wyjaśnianie sprawy, poleciały przekleństwa po serbsku. W pewnym momencie kobieta chciała nawet uciec z mieszkania, ale Wiktor zamknął drzwi i zabrał jej klucze. Poszedł zrobić kawę. Wziął jabłko i kuchenny nóż, by je obrać i pokroić. Kiedy wrócił, kłótnia zaczęła się od nowa. Zapytał, gdzie są pieniądze.
- Powiedziała, że bawiła się za nie na urlopach z innym. Odpowiedziałem, że jest k... Wtedy uderzyła mnie w twarz - mówił Wiktor P. Zamachnął się nożem. Pamięta, że zadał dwa ciosy, choć nie wyklucza, że mogło być ich więcej.
Więcej o tej sprawie przeczytasz w sobotnio-niedzielnym, papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?