Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaczęliśmy od nowa

Sergiusz Paszkiewicz
Edward Szczepaniak zawsze chciał mieć konie. Na wsi marzenie się spełniło.
Edward Szczepaniak zawsze chciał mieć konie. Na wsi marzenie się spełniło. fot. Sergiusz Paszkiewicz
- Niektórzy stukali się w czoło - opowiada pani Anna. Kiedy jej mąż z dnia na dzień stracił pracę, przenieśli się na wieś.

Edward Szczepaniak był palaczem w jednej ze szkół w Strzelcach. Kiedy stracił posadę, kupił od gminy zniszczone budynki po chlewni przy dawnym technikum rolniczym. Przeprowadzili się tam z żoną w jednej chwili, zostawiając dzieciom mieszkanie w bloku. W spartańskich warunkach, bez toalety i łazienki, postanowili zacząć wszystko od nowa. - Wszystko organizowaliśmy własnymi siłami - mówi Anna Szczepaniak.

Co wy robicie?!

- Niektórzy stukali się w czoło. Pytali, w co myśmy się wpakowali, a Edziu pokazywał: tu będzie salon, tu kominek, a na suficie belki - opowiada pani Anna. Najpierw powstał warsztat pracy. - Musieliśmy z czegoś żyć - tłumaczy pan Edward, z zawodu masaż. Potem rozpoczęli remont pomieszczeń socjalnych, zamieniając je na pokoje. - Niejeden zrezygnowałby od razu. Wywieźliśmy stąd 24 ciężarówki gruzu i śmieci - dodają. Z czasem sprzedali mieszkanie w bloku, by pieniądze przeznaczyć na dalszy remont. - Było nam ciężko, ale od samego początku wiedziałem, jak tu będzie - pan Edward oprowadza nas po obejściu.

Konie, psy i koty

Dziś Szczepaniakowie mają gospodarstwo agroturystyczne i specjalizują się w tradycyjnych wyrobach. - W podgorzowskim Bogdańcu na święcie chleba otrzymałem nawet wyróżnienie za swoją kiełbasę w słoiku - cieszy się masarz.
Inną pasją małżeństwa są konie. Właściciel przyznaje, że od lat marzył o małej hodowli. Pierwszego konia pomógł mu wychować kolega. Z czasem powstała stajnia, ogrodzono teren. Teraz w gospodarstwie są trzy konie. - Jestem w trakcie renowacji starej bryczki. Myślę też o hipoterapii - planuje gospodarz. - Edziu ma dar do koników - chwali męża pani Anna.
W obejściu można spotkać jeszcze cztery psy i koty, których jest tyle, że aż trudno zliczyć. Pierwsza pojawiła się kotka z byłej pracy. - Wróciłem zabrać coś jeszcze z kotłowni, a ona siedziała taka skulona... Nie zastanawiając się zbyt długo, postanowiłem ją wziąć - mówi pan Edward.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska