Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ZAKRĘCENI W LEWO: Spiskowe teorie i egzotyczny okaz na początek ligi żużlowej

Cezary Konarski
Cezary Konarski
Mariusz Kapała
Wystartowali. Żużlowcy na dobre przepędzili zimę z torów i bez przeszkód rozegrali pierwsze mecze we wszystkich ligach. Spotkanie inaugurujące ekstraligową batalię we Wrocławiu dostarczyło sporo emocji, ale nie obyło się bez wpadki.

Z „balonu” zeszło powietrze, a konkretnie z dmuchanej bandy na jednym z łuków. Awaria sprawiła, że mecz został przerwany aż na trzy kwadranse. To sytuacja, która nie ma prawa zdarzać się podczas widowiska, w którym łączny czas wszystkich wyścigów to niewiele ponad 15 minut. Jak to bywa w polskim piekiełku żużlowym, nie obyło się bez teorii spiskowych. Wysnuto, że gospodarze, którym w starciu z mistrzem Polski szło średnio, celowo doprowadzili do usterki, by w czasie przerwy popracować trochę nad torem, który później bardziej by im sprzyjał. Nie kupuję tego.

Odmieniona w czasie zimowej przerwy, czerwona nawierzchnia wrocławskiego toru była nieźle przygotowana. Żużlowcy stoczyli na dystansie chyba tyle walki, co we wszystkich meczach poprzedniego sezonu na Stadionie Olimpijskim. Do tej pory ten tor „kochał” startowców. Emocje zwykle kończyły się na pierwszym łuku. To był duży atut miejscowych, dla kibiców sytuacja oczywiście mocno drażniąca. W sobotę było ściganie, a Sparta ledwie zremisowała z Unią Leszno. Komentujący to spotkanie dla telewizji nc+ żużlowiec Mirosław Jabłoński zastanawiał się nad tym, czy to nie był czasem ostatni mecz, w którym gospodarze pozwolili sobie na takie przygotowanie toru. Obawiam się, że potwierdzenie tych rozważań zaobserwujemy już w kolejnym wrocławskim meczu. Będę zaskoczony, jeśli stanie się inaczej.

Kto to jest Facundo Leonel Albin Paredes? Nie, to nie żaden południowoamerykański piłkarz. To żużlowiec, który w miniony weekend ścigał się w polskiej drugiej lidze. 26-letniego mistrza Argentyny zatrudnił klub z Rawicza. Egzotyczny zawodnik nie oszołomił kibiców, w trzech startach zdobył ledwie dwa punkty. To nie pierwszy „okaz” z Argentyny na polskich torach. Epizodyczne starty w zespołach z Krosna i Rzeszowa zaliczył kiedyś Nicolas Covatti. Ścigał się z włoską licencją. Przed czterema laty prawie witał się z cyklem Grand Prix. W finale eliminacji niemal pewnego awansu pozbawił go Peter Kildemand, który był sprawcą przerwania wyścigu, w którym Covatti mknął po zwycięstwo. Gdyby dojechał do mety mielibyśmy pierwszego Argentyńczyka w mistrzostwach świata. Może dobrze, że tak się stało, bo z całym szacunkiem dla Nicolasa i Facundo, Argentyńczycy stworzeni są dla piłki.

Zobacz też:„Do śmierci będę kibicował. Moje serce bije dla klubu" [ZDJĘCIA]

Zobacz też: Ostatni bieg zdecydował o zwycięstwie Jaskółek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska