- "Zrobię wam tu drugi Auschwitz" - powiedział do nas pan Jurgen na pierwszym spotkaniu przed rozpoczęciem pracy - opisują mieszkańcy Gubina i Lubska. Tak podobno zaczęła się ich przygoda w Lubbenau. Pracowali przy pakowaniu żywności dla jednej z sieci marketów.
Pracę znaleźli przez pośrednika, firmę z Drezna. Dojeżdżali codziennie ponad 60 km w jedną stronę. Zaczynali o godz. 16, a kończyli po godz. 2. Zgodzili się na warunki finansowe oraz czas pracy. Ale jak natychmiast dodają, nie spodziewali się jednak, że praca tak będzie wyglądała i mowa przede wszystkim o... stosunkach międzyludzkich.
- To było nieustanne poniżanie. Kiedy ktoś żuł gumę, funkcyjni podchodzili i kazali otworzyć usta. Taktowano nas jak zwierzęta - mówi Łukasz Kaczmar. - Nie można było nawet połknąć tabletki od bólu głowy, czy zjeść swojego cukierka w pracy.
Poniżające były zebrania pracowników, które wyglądały jak obozowe apele. Za każdym razem wyciągana była z grupy jedna osoba. - Niemiec mówił, że ta osoba miała za długą przerwę i dlatego wszyscy będziemy pracować godzinę dłużej - opowiada Marek Koleśnik.
Ludzie byli karani za co tylko się dało. - Za wymyślone zagubienie jakiegoś kluczyka odciągano nam pieniądze od wypłaty - dodaje Michał Nikiforowicz...
Więcej o tej sprawie przeczytasz w czwartek, 30 kwietnia w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"
Zobacz też: Zrobili obóz pracy dla swych rodaków. Teraz za to zapłacą
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?