Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żary: Garaż z autem spalony, ludzie uszli z życiem

Lucyna Makowska
Pożar strawił niemal doszczętnie garaż wraz z przechowywanym tam sprzętem oraz samochód osobowy właściciela. W akcji uczestniczyły trzy zastępy straży.
Pożar strawił niemal doszczętnie garaż wraz z przechowywanym tam sprzętem oraz samochód osobowy właściciela. W akcji uczestniczyły trzy zastępy straży. Lucyna Makowska
Doszczętnie spalony garaż i samochód to skutek zwarcia, w zostawionej na noc ładowarce akumulatorowej na posesji przy ul. Chłopickiego w Żarach.

Pożar zauważył gospodarz posesji, w czwartek wczesnym rankiem.
- Było już po piątej, wychodziłem do pracy, na podwórku było mnóstwo dymu - opowiadał pan Witold, gdy strażacy dogaszali tlący się wciąż dach garażu właściciel domku. - Byłem w szoku, nie mogłem nawet telefonu komórkowego utrzymać, by zadzwonić po straż. Zrobiła to żona.

Mężczyzna nie bacząc na niebezpieczeństwo otworzył drzwi garażu, z którego wydobywały się kłęby dymu. Wtedy buchnęła na niego gorąca mieszanka. Opary dławiły w gardle, utrudniały oddech. Niewiele myśląc chwycił wiadro z wodą i próbował gasić pożar. Wiedział, że sam jest bez szans wobec szalejącego żywiołu. W tej chwili podjechał pierwszy samochód staży pożarnej. Ogniowcy rozwinęli w błyskawicznym tempie węże, w ruch poszły prądownice. Dopiero środek pianotwórczy pod ciśnieniem kilkunastu bar zdołał zdusić ogień w płonącym seacie cordoba. W międzyczasie na miejsce dotarły jeszcze dwie inne jednostki gaśnicze. Ekipy ratownicze wypchnęły ugaszony wrak na zewnątrz i zajęły się dogaszaniem pomieszczeń garażowych.

Strażacy złapali ogień

Stopione reflektory samochodu stojącego w garażu, zwęglone fotele i niemal doszczętnie opalony lakier wskazywały, że pożar wybuchł właśnie w aucie. Jednak według wstępnych ustaleń straży przypuszczalną przyczyną pożaru było zwarcie w zostawionej na noc ładowarce akumulatorowej do wiertarki. Już w trakcie rozmowy z dowódcą działań ratowniczych, gospodarz przyznał, że robi remont i musiał zapomnieć ją wyłączyć. W środku, oprócz samochodu, znajdowało się mnóstwo sprzętu elektrycznego. Część urządzeń należała do ekipy remontowej.- Niektóre były bardzo drogie i będę musiał je odkupić - pokazywał napalony sprzęt.- Sam też trzymałem tam sporo własnego. Pan Witold szybko ochłonął, strażakom udało się złapać ogień i uratować przed płomieniami dobudowaną do garażu komórkę.

- Wszystko to tliło się godzinę, może dwie - mówił tuż po zakończeniu działań dowódca Grzegorz Bąk - W pomieszczeniu zamkniętym temperatura mogła sięgać nawet 800 stopni. W takich warunkach plastik topi się jak wosk, w bardzo krótkim czasie. Gospodarz miał wiele szczęścia. W garażach trzyma się przecież różne rzeczy: kanistry butle z gazem. Tu też jedna była, dobrze że pusta. Na własnej skórze przećwiczyłem nie raz taki wybuch. Siła jest tak duża, że burzy betonowe płyty, a człowieka odrzuca na kilka metrów.

- Na szczęście stało się to nad ranem - mówi pan Witold- dom połączony jest szeregowo z zabudowaniami gospodarczymi. W nocy mielibyśmy niewielkie szanse. A tak choć domownicy są cali i zdrowi. Łączne straty oszacowano na ok. 20 tys. zł.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska