Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużlowe szkiełko: Rok 2012

Rafał Darżynkiewicz [email protected]
Rafał Darżynkiewicz
Rafał Darżynkiewicz Archiwum GL
366 dzień roku. Wyjątkowo raz na cztery lata emocji jest więcej. Ten mijający bez wątpienia był inny niż wszystkie pozostałe, dłuższe - czyli lata przestępne. Patrząc na wszystkie podsumowania w jednym jesteśmy zgodni - czerwcowe piłkarskie święto było wydarzeniem wyjątkowym.

Wprawdzie sportowo klapa, ale wszystko pozostałe bez zarzutu. To był miesiąc zabawy.
W tym szczególnym czasie - powtórka mile widziana - wbrew prognozom nawet kibic żużlowy żył mistrzostwami w kopanej. "Znawcy" upodobań kibiców z uporem twierdzili, że fan piłkarski to zupełnie inny "materiał" niźli ten zasiadający na stadionach żużlowych. Trwanie przy swoim i wyznaczenie czterech rund ligowej młócki w czasie Euro kosztowało żużel sporo. Mniejsza frekwencja, zainteresowanie niemalże zerowe czyli ogólnie nisza.

Z dna speedway miał się odbić na arenie międzynarodowej. Klapę piłkarską miał przyćmić sukces żużlowców. Kontuzje i nowa formuła Drużynowego Pucharu Świata sprawiły, że o biało-czerwonej husarii prawie nikt się nie zająknął. Może i dobrze, bo mówić nie było o czym. Naszych zabrakło w finale. W rywalizacji indywidualnej też Polaków jakby nie było. Powodów do radości było niewiele. Szukanie pocieszenia w sukcesach juniorów przypomina tonącego, który brzytwy się chwyta.
Liga jako całość też zawiodła. Wprawdzie meczów na styk - przykładem liczba remisów - mieliśmy rekordowo dużo, ale emocji nawet w meczach, które rozstrzygał ostatni wyścig niewiele. Te, o których będziemy i powinniśmy pamiętać można policzyć na palcach jednej ręki. Sytuację ligowej nudy próbowała ratować osłabiona Unia Leszno. "Sami swoi" sprawili, że runda zasadnicza trzymała w napięciu do ostatniego spotkania. Nawet te wyczyny młodych "byczków" nie poprawiły frekwencji na stadionach. Kibic wolał Igrzyska Olimpijskie. Siedział przed telewizorem dopingując biało-czerwonych. Z przyzwyczajenia, a może lenistwa, ale przede wszystkim z oszczędności oglądał też żużel. Telewizyjny rekord oglądalności to jedyny sukces dyscypliny w minionym roku.

Liga skończyła się bez niespodzianki. Wygrali najbogatsi, choć z tym bogactwem to różnie w Tarnowie było. Przegrali najbiedniejsi, choć tych biednych w lidze było coraz więcej. Przegrali, więc biedni i najmniej zorganizowani. Do ligi za uszy i przy zielonym stoliku - powiększenie elity - wciągnięto duże ośrodki. Obecność Bydgoszczy i Gdańska miała zwiększyć zainteresowanie dyscypliną i frekwencję. Klapa. Nie licząc garstki żużlowych fanatyków we Wrocławiu, właśnie na Polonii i Wybrzeżu stadiony świeciły pustkami. Wyjazdowe mecze tych ostatnich to już zupełna porażka. Przynajmniej w dwóch znanych przypadkach gospodarze musieli dołożyć do interesu.

Jadąc po bandzie przez ten mijający rok nie sposób zapomnieć o "reklamie", jaką żużel zrobił sobie w maju w Gorzowie i we wrześniu w Toruniu. Sytuacje diametralnie inne, ale wydźwięk i efekt ten sam. Skandal, hańba, antypromocja dyscypliny. Jedziemy, jedziemy… tak właśnie przejechaliśmy ten 2012 rok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska