Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alfabet jednego meczu

Marcin Łada
Najskuteczniejszy strzelec Stelmetu Bogumił Buchwald (z prawej) próbował wziąć ciężar meczu na swe barki. Dobrze broniący Wolsztyniak pokrzyżował jego plany.
Najskuteczniejszy strzelec Stelmetu Bogumił Buchwald (z prawej) próbował wziąć ciężar meczu na swe barki. Dobrze broniący Wolsztyniak pokrzyżował jego plany. fot. Tomasz Gawałkiewicz
Historia pojedynków Wolsztyniaka z zielonogórskimi akademikami poznaczona jest dramatycznymi momentami i kontrowersjami wokół pracy sędziów.

W środę było podobnie.

Nikt nie miał wątpliwości, że Stelmet oprze siłę ataku na parze najlepszych snajperów: Bogumile Buchwaldzie i Krzysztofie Martyńskim. Zadaniem gospodarzy było więc odcięcie tego duetu od podań. Wolsztyniak, choć trapiony kontuzjami, miał więcej wariantów.

K jak kłopoty kadrowe
- Mimo że kilku zawodników miało problemy ze zdrowiem, udało się nam zwyciężyć w spotkaniu, którego bardzo się obawialiśmy - powiedział rozgrywający miejscowych Marcin Pietruszka.
- Mariusz Młynkowiak jest praktycznie bez treningu, ja też miałem tydzień przerwy, Piotrek Marciniak narzeka na kłopoty z kręgosłupem. Choć brakuje nam ludzi, stanęliśmy na wysokości zadania.

Strzelcy Wolsztyniaka mieli je nieco ułatwione, bo w bramce Stelmetu słabo spisywał się Marek Długosz, a jego zmiennik Marcin Bednarek był bezradny wobec większości mocnych rzutów z dystansu. Ale nikt specjalnie nie liczył, że to oni odmienią losy meczu.
- Bednarek zagrał naprawdę dobre spotkanie. Myślę, że to było 110 procent jego możliwości - podsumował kolegę Martyński.

N jak nadrabianie strat

Jeżeli rywale dysponują podobnym arsenałem i konsekwentnie realizują plan, spotkanie musi układać się na remis. Dopiero kiedy w tryby dostanie się piach, przeciwnik odskakuje. Właśnie tak zacięła się "maszynka" Wolsztyniaka. Choć tylko na chwilę, zielonogórzanie odskoczyli. Później los się odwrócił.

- Wyłączyliśmy dwóch najgroźniejszych rywali: Martyńskiego i Buchwalda. Wtedy trochę się zacięło w zielonogórskim zespole. To pewnie był klucz do zwycięstwa - ocenił Pietruszka. - Poza tym, lepiej broniliśmy i poprawiliśmy się nieco w ataku.

- Wydaje mi się, że po kryzysie, w którym przyjezdni nam odskoczyli i grali w przewadze, za szybko uwierzyli w sukces. A nasi odrobili straty i kiedy wyrównali, wycisnęli z siebie jeszcze trochę siły - dodał kierownik Wolsztyniaka Cezary Sokołowski.
Ale zdaniem gości, ktoś zupełnie inny sypnął piaskiem w ich tryby...

S jak sędziowie

- Zwyciężyliśmy Wolsztyniaka, a przegraliśmy z sędziami - powiedział rozgoryczony Martyński.
- Nie rozumiem sytuacji, w której zdobywamy gola, a oni odgwizdują nam faul w ataku czy jakieś przejście. W zeszłym roku ulegliśmy Wolsztyniakowi w podobnych okolicznościach i znów trafiliśmy na tych samych arbitrów. Pilnowali wyniku, jak mogli.

Znany ze zdecydowanych reakcji trener Stelmetu Henryk Rozmiarek, tym razem stał z obojętną miną przy linii.
- Ja się już przestaję znać na piłce ręcznej. Chłopaki zagrały bardzo dobry mecz i od momentu, kiedy prowadziliśmy aż lub tylko czterema golami, zaczęły się zupełnie inne zawody - zauważył sarkastycznie. - Polski Związek Piłki Ręcznej powinien się zająć typowaniem wyników w totolotku. Bo to nie jest przypadek, że ci sami ludzie znów byli arbitrami. Wiedziałem o tym już pięć tygodni temu, ale co ja biedny mogę zrobić, no co?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska