- Dlaczego jest pan bezdomny?
- Bo kolega zawiódł. To znaczy, żonę miałem. To nie była kobieta tylko... no... hm... no, była z rynsztoku. Podałem jej rękę i ożeniłem w 1974 roku. A w czerwcu 1990 nakryłem ją na zdradzie. I na dodatek kolega po pijanemu przyniósł majtki i powiedział, że ją... no, ten tego... I jak stałem, tak wyszłem z domu, nawet zapałek żem nie wziął. Honorowy jestem.
- No i gdzie pan się wyniósł?
- Na ulicę. Najpierw pociągami po całej Polsce żem jeździł na bilet kredytowy. Konduktorowi kit wciskałem, adres fałszywy i tak dalej. Dziś już się tak nie da. Dziś kopa dają z pociągu i po sprawie. Dlatego nie jeżdżę i już na stałe do Zielonki wróciłem.
- I z czego pan żyje?
- Z tego, co znajdę w śmietnikach. Ludzie takie rzeczy wywalają, że w głowie się nie mieści. Wszystko jest: i jedzenie i ubranie. Od skarpetek, butów, koszuli i tej bluzy... Wszystko ze śmietnika. A niech pani patrzy, jakie balerony, jakie szynki dziś znalazłem na Strumykowej (Andrzej otwiera reklamówkę z jedzeniem). No i co pani na to? Sam tego nie zjem, kumpli poczęstuję. A na Wielkanoc to takie przyjęcie żem sobie wyprawił, że hej! Wszystkie śmietniki pozamiatałem, z jajkami na czele. Żyć, nie umierać! A jak siedziałem przy Lewiatanie na Skłodowskiej, to z bloku wyszła młoda, elegancka pani i dała mi czekoladę i 50 złotych, żebym miał na święta. Czasami jak ludzie mają dobre serca, to jakiś grosz wcisną. Ile to ja chleba w śmietnikach znajduję, ile konserw... O! Mam jedną ważną prośbę... Mogę prosić?
- No, może pan.
- To jest mój apel do ludzi. Ludzie, jak macie jakieś jedzenie, choćby zepsute, jakiś stary chleb, wszystko jedno co - to nie wyrzucajcie tego do kontenerów! Tylko zapakujcie w reklamówkę i zostawcie przy śmietniku. Bezdomny przyjdzie i sobie weźmie. I będzie bardzo wdzięczny, bo my jemy wszystko i nic nam nie szkodzi, bo żołądek przerobi jak kot. I nie będziemy musieli wtedy grzebać w kubłach za jedzeniem. Taki jest mój apel do ludzi w imieniu wszystkich bezdomnych.
- Gdzie znajduje pan najwięcej jedzenia?
- Przy Strumykowej, bo tu mieszkają bardzo bogate rodziny. Dobrze jest na Śląskim i Pomorskim. To mój rewir, tam najlepsze jest spanie.
- Śpi pan w śmietnikach?
- Od 19 lat. Kładę się spać, gdzie słońce zachodzi... Latem ciepło, zimą zawsze jakaś kołderka się znajdzie. Ludzie nie przepędzają, bo trzeba wokół siebie porządek robić. Ja robię, bo kulturę mam. U mnie słowo się liczy, a słowo to pieniądz... Do noclegowni nie chcę, bo raz byłem i załapałem odzieżówkę. Znaczy się całą tapetę wszów miałem. A teraz mam święty spokój, wszów żadnych, bo koszule zmieniam codziennie... A chce pani zobaczyć prawą nogę? Wystraszy się, jak pokażę. Jest wykończona!
- Przez wszy wykończona?
- Skąd?! Przez zimę. Minus 17 było, jak szłem w samych skarpetach z Jędrzychowa do Zielonej Góry. No i szlag nogę trafił! Ale daję jakoś radę.
- A co jest, gdy choroba dopadnie?
- A co ma być? Jak mnie porządnie złapie, to idę na Staszica, do jednej magisterki, która ma aptekę. Za darmo daje mi leki przeciwbólowe. No i w sklepie leczę się na paliwie okrętowym.
- Na paliwie okrętowym?!
- Co pani, dziecko, że nie wie?! Okrętówka albo jagodówka się nazywa, bo to bardziej elegancko. Pół literka denaturatu, pół literka coca coli, do tego cukier waniliowy... Wybełtać razem i paliwo gotowe. Na zimę jak znalazł! I nie tylko.
- Na takim paliwie to świat pewnie piękniejszy.
Świat się kręci dookoła, człowiek idzie do przodu, grzebie w śmietniku... Rano rondo za butelkami i do sklepu. Koło stawów jest najwięcej butelek. Dziennie z 7 złotych uzbieram i na paliwo starczy. Czasami na żebrach stanę i z 15 złociszy dodatkowo wyciągnę.
- Gdzie pan się myje?
- W stawach nogi zamoczę, a jak nikogo nie ma, to goły wskakuję. A zimą wody żadnej nie uznaję. Dowiedziono, że człowiek może nie myć się przez pięć lat, a potem brud sam odpada. Ja się mogę nie myć miesiącami, ale skarpety muszą być czyste, bo inaczej zrobią się jak beton.
- Do samej śmierci będzie pan wiódł taki żywot?
- Życie wilkołaka, co nie? Ha, ha, ha... A bo mi to źle na tym świecie? Oby tylko paliwo było, to nurka pyk do trawy i LB. Leżenie bykiem. Coś pani powiem, na ulicy Urszuli jeden bezdomny umierał mi na rękach. Ze trzy lata temu to było. I jak umierał, to dał mi krzyż z łańcuszkiem. To mój talizman. Żebym tego krzyża nie miał, to bym od pani pięciu złotych nie dostał. On mi zawsze szczęście przynosi i prowadzi drogą. I nigdy nikomu Chrystusa tego nie oddam. I choćbym miał skisnąć, to na okrętówkę też nie wymienię.
- A teraz gdzie pan się wybiera?
- Do sklepu po paliwo, a potem pyk i w trawę. Noce ciepłe, można kimać pod drzewem.
- No to powodzenia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?