Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej: - Jestem bezdomny, bo kolega zawiódł

Danuta Kuleszyńska 0 68 324 88 43 [email protected]
Andrzej ma 58 lat. Kiedyś pracował w Falubazie na odlewni jako wybijacz. Gdyby miał pieniądze, wyjechałby do Irlandii. Pali pety, jakie znajduje na przystankach. Mówi, że ma czworo dzieci, które się go wyrzekły.
Andrzej ma 58 lat. Kiedyś pracował w Falubazie na odlewni jako wybijacz. Gdyby miał pieniądze, wyjechałby do Irlandii. Pali pety, jakie znajduje na przystankach. Mówi, że ma czworo dzieci, które się go wyrzekły. fot. Marek Marcinkowski
Rozmowa z Andrzejem z Zielonej Góry, który od 19 lat mieszka w śmietnikach i żyje z tego, co ludzie wyrzucą.

- Dlaczego jest pan bezdomny?
- Bo kolega zawiódł. To znaczy, żonę miałem. To nie była kobieta tylko... no... hm... no, była z rynsztoku. Podałem jej rękę i ożeniłem w 1974 roku. A w czerwcu 1990 nakryłem ją na zdradzie. I na dodatek kolega po pijanemu przyniósł majtki i powiedział, że ją... no, ten tego... I jak stałem, tak wyszłem z domu, nawet zapałek żem nie wziął. Honorowy jestem.

- No i gdzie pan się wyniósł?
- Na ulicę. Najpierw pociągami po całej Polsce żem jeździł na bilet kredytowy. Konduktorowi kit wciskałem, adres fałszywy i tak dalej. Dziś już się tak nie da. Dziś kopa dają z pociągu i po sprawie. Dlatego nie jeżdżę i już na stałe do Zielonki wróciłem.

- I z czego pan żyje?
- Z tego, co znajdę w śmietnikach. Ludzie takie rzeczy wywalają, że w głowie się nie mieści. Wszystko jest: i jedzenie i ubranie. Od skarpetek, butów, koszuli i tej bluzy... Wszystko ze śmietnika. A niech pani patrzy, jakie balerony, jakie szynki dziś znalazłem na Strumykowej (Andrzej otwiera reklamówkę z jedzeniem). No i co pani na to? Sam tego nie zjem, kumpli poczęstuję. A na Wielkanoc to takie przyjęcie żem sobie wyprawił, że hej! Wszystkie śmietniki pozamiatałem, z jajkami na czele. Żyć, nie umierać! A jak siedziałem przy Lewiatanie na Skłodowskiej, to z bloku wyszła młoda, elegancka pani i dała mi czekoladę i 50 złotych, żebym miał na święta. Czasami jak ludzie mają dobre serca, to jakiś grosz wcisną. Ile to ja chleba w śmietnikach znajduję, ile konserw... O! Mam jedną ważną prośbę... Mogę prosić?

- No, może pan.
- To jest mój apel do ludzi. Ludzie, jak macie jakieś jedzenie, choćby zepsute, jakiś stary chleb, wszystko jedno co - to nie wyrzucajcie tego do kontenerów! Tylko zapakujcie w reklamówkę i zostawcie przy śmietniku. Bezdomny przyjdzie i sobie weźmie. I będzie bardzo wdzięczny, bo my jemy wszystko i nic nam nie szkodzi, bo żołądek przerobi jak kot. I nie będziemy musieli wtedy grzebać w kubłach za jedzeniem. Taki jest mój apel do ludzi w imieniu wszystkich bezdomnych.

- Gdzie znajduje pan najwięcej jedzenia?
- Przy Strumykowej, bo tu mieszkają bardzo bogate rodziny. Dobrze jest na Śląskim i Pomorskim. To mój rewir, tam najlepsze jest spanie.

- Śpi pan w śmietnikach?
- Od 19 lat. Kładę się spać, gdzie słońce zachodzi... Latem ciepło, zimą zawsze jakaś kołderka się znajdzie. Ludzie nie przepędzają, bo trzeba wokół siebie porządek robić. Ja robię, bo kulturę mam. U mnie słowo się liczy, a słowo to pieniądz... Do noclegowni nie chcę, bo raz byłem i załapałem odzieżówkę. Znaczy się całą tapetę wszów miałem. A teraz mam święty spokój, wszów żadnych, bo koszule zmieniam codziennie... A chce pani zobaczyć prawą nogę? Wystraszy się, jak pokażę. Jest wykończona!

- Przez wszy wykończona?
- Skąd?! Przez zimę. Minus 17 było, jak szłem w samych skarpetach z Jędrzychowa do Zielonej Góry. No i szlag nogę trafił! Ale daję jakoś radę.

- A co jest, gdy choroba dopadnie?
- A co ma być? Jak mnie porządnie złapie, to idę na Staszica, do jednej magisterki, która ma aptekę. Za darmo daje mi leki przeciwbólowe. No i w sklepie leczę się na paliwie okrętowym.

- Na paliwie okrętowym?!
- Co pani, dziecko, że nie wie?! Okrętówka albo jagodówka się nazywa, bo to bardziej elegancko. Pół literka denaturatu, pół literka coca coli, do tego cukier waniliowy... Wybełtać razem i paliwo gotowe. Na zimę jak znalazł! I nie tylko.

- Na takim paliwie to świat pewnie piękniejszy.
Świat się kręci dookoła, człowiek idzie do przodu, grzebie w śmietniku... Rano rondo za butelkami i do sklepu. Koło stawów jest najwięcej butelek. Dziennie z 7 złotych uzbieram i na paliwo starczy. Czasami na żebrach stanę i z 15 złociszy dodatkowo wyciągnę.

- Gdzie pan się myje?
- W stawach nogi zamoczę, a jak nikogo nie ma, to goły wskakuję. A zimą wody żadnej nie uznaję. Dowiedziono, że człowiek może nie myć się przez pięć lat, a potem brud sam odpada. Ja się mogę nie myć miesiącami, ale skarpety muszą być czyste, bo inaczej zrobią się jak beton.

- Do samej śmierci będzie pan wiódł taki żywot?
- Życie wilkołaka, co nie? Ha, ha, ha... A bo mi to źle na tym świecie? Oby tylko paliwo było, to nurka pyk do trawy i LB. Leżenie bykiem. Coś pani powiem, na ulicy Urszuli jeden bezdomny umierał mi na rękach. Ze trzy lata temu to było. I jak umierał, to dał mi krzyż z łańcuszkiem. To mój talizman. Żebym tego krzyża nie miał, to bym od pani pięciu złotych nie dostał. On mi zawsze szczęście przynosi i prowadzi drogą. I nigdy nikomu Chrystusa tego nie oddam. I choćbym miał skisnąć, to na okrętówkę też nie wymienię.

- A teraz gdzie pan się wybiera?
- Do sklepu po paliwo, a potem pyk i w trawę. Noce ciepłe, można kimać pod drzewem.

- No to powodzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska