- Wyreżyserował pan i zagrał w "Dowodzie", czyli sztuce o relacjach ojca i córki. Na scenie partneruje panu Maria Seweryn, pańska córka. Jak to jest grać z własną córką?
- Normalnie (uśmiech).
- To znaczy?
- Jak z profesjonalistą. Próby, których świadkami byli koledzy, mój asystent pokazały, że było to spotkanie dwojga ludzi teatru. A tak się złożyło, że jesteśmy połączeni więzami krwi. Ale najdelikatniej mówiąc, niczemu to nie przeszkadzało, wprost przeciwnie, rozumieliśmy się w sposób wręcz doskonały. Oczywiście jest w tej całej przygodzie taki aspekt bardzo intymny, ale przecież o tym aspekcie nie będziemy mówili. To była zwyczajna, dobra aktorska robota.
- Czy jakoś szczególnie patrzył pan na grę córki, jako reżyser tego spektaklu?
- Oczywiście nie, patrzyłem na nią, jak na pozostałych aktorów. Natomiast z ogromnym zainteresowaniem słuchałem tak Marysi, jak i kolegów, czyli Joanny Trzepiecińskiej i Marcina Perchucia na temat mojej gry. Bo przecież ja sam siebie nie widziałem. Naturalnie ten prywatny aspekt istniał, ale jak mówiłem, nie chciałbym o tym mówić.
- Czy długo musiała pana do współpracy namawiać Krystyna Janda (była żona aktora)?
- Wystarczyło tylko, że poprosiła, a zgodziłem się natychmiast.
Czy ma pan jeszcze jakieś plany związane z reżyserią w Polsce?
Całe mnóstwo, ale o tym też nic nie powiem, bo to na razie tajemnica (śmiech).
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?