Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Antek to była prawdziwa instutucja

Leszek Kalinowski
Tak wygląda okładka właśnie wydanej książki wspomnieniowej pt. O Antku bez Antka. 25 osób pisze w niej, kim dla nich był redaktor Antoni Łusiak
Tak wygląda okładka właśnie wydanej książki wspomnieniowej pt. O Antku bez Antka. 25 osób pisze w niej, kim dla nich był redaktor Antoni Łusiak Archiwum rodzinne
Antoni Łusiak w "Gazecie Lubuskiej" przepracował 42 lata. W radzie czeka wniosek o przyznanie mu honorowego obywatelstwa. A teraz ukazała się książka "O Antku bez Antka". W piątek w galerii U Jadźki odbędzie się spotkanie wspomnieniowe...

Nikt tak jak on nie znał miasta. Jak lew walczył o jego rozwój. O to, by mieszkańcom żyło się lepiej. Jego pióra bali się gospodarze Winnego Grodu, ale też cenili za pomysły, podpowiedzi rozwiązań wielu problemów. Praca w "Gazecie Lubuskiej" była jego pierwszą (jako absolwent dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego dostał nakaz pracy w 1956). Przez wiele lat był kierownikiem działu miejskiego, wychowawcą kilku pokoleń nie tylko zielonogórskich dziennikarzy (w tym niżej podpisanego). Do dziś wielu z nas mówi, że jesteśmy "ze szkoły Antka".
Po 42 latach odszedł na emeryturę. Odszedł od nas w styczniu tego roku. Trudno było w to uwierzyć. Jego syn, Bartosz Łusiak, chciał ocalić od zapomnienia dawne chwile. To on nakłonił osoby, znające Antka, do wspomnień. Dla Taty, dla innych, może przyszłych dziennikarzy...

- Mam dla ciebie małą niespodziankę. Taki wspólnymi siłami zorganizowany pożegnalny upominek - napisał we wstępie do książki. - Nawet nie wiesz, ile bym dał, żeby móc zobaczyć teraz twoją reakcję, minę. I widzę oczami wyobraźni, jak wstajesz z fotela i krzyczysz: Pierunie, nie wygłupiaj się! Bartuś... bracie drogi, ani mowy nie ma.
Bo Antek nigdy nie myślał o sobie
- Nigdy nie lubiłeś zajmować się sobą. Unikałeś pchania się do pierwszych rzędów. Wolałeś wstawiać się za kimś, niż we własnej sprawie. Był czas, że mnie ta postawa wkurzała - przyznaje Bartek. - Dlaczego musieliśmy tak długo gnieździć się na tych 17 mkw. przy ul. Podgórnej?
W innym miejscu pisze: - O tym, że byłeś dla mnie nie tylko ojcem, ale i wzorem do naśladowania w wielu innych rolach: dziennikarza, wędkarza, działkowca, brydżysty, miłośnika Zielonej Góry, kibica Falubazu. Zawsze blisko ludzi i blisko przyrody. Razem z innymi i w zgodzie żyje się łatwiej, mówiłeś mi. Nie można żyć bez ludzi. Pokazywałeś mi, jak być sobą, jak cieszyć się duperelami.

Nie tylko syn wiele mu zawdzięcza. Małgorzata Kordoń (dziennikarka "GL" w latach 1983-2002) przyznaje: - Myślę, że to jaki Antek był, wpłynęło na to, jaka ja jestem. I nie dotyczy to tylko życia zawodowego.
Wspomina swój pierwszy dzień w pracy. Rozmowa z Antkiem w kanciapie działu miejskiego była krótka.
- Na jutro musisz napisać dwie informacje - wydał dyspozycję.
- Prawdziwe, czy mogą być zmyślone? - zapytałam całkiem serio.
Szkoda, że nie widzieliście jego miny. Darował tę wpadkę. Cierpliwie tłumaczył, by znaleźć coś w swoim otoczeniu, co działa na nerwy i opisać to.
Piotr Piotrowski (dziennikarz Nadodrza w latach 1985-87 i GL w latach 1990-96) tak wspomina swojego kierownika: Antoś był jak pszczoła, która daje miód, ale ma też żądło. I dodaje: - Moja współpraca z Antkiem nie była drogą usłaną różami. Miał ze mną krzyż pański. Mój kierownik przetrzymał wszystkie głupoty, które wyczyniałem.
A w dziale miejskim drzwi się nie zamykały. Co chwilę zaglądali tu czytelnicy, osoby, które coś zgubiły lub znalazły, bo szafa w dziale spełniała rolę biura rzeczy znalezionych (to red. Łusiak wymyślił rubrykę "Życzliwość na co dzień").
W gorących momentach, gdy strona była w proszku, a czas gonił, Antek potrafił powiedzieć znajomym, żeby się wynosili. Albo gorzej. Bo bywał szorstki, a klął jak marynarz zawsze. Nikt się nie obrażał. Bo wszyscy wiedzieli, jaki jest. A jaki był? Kompletny! Wszyscy go kochaliśmy.

Andrzej Flugel (szef działu sportowego GL) podkreśla: Antek to był gość, który potrafił szybko skracać dystans. Już w pierwszej rozmowie proponował przejście na ty. I doskonale potrafił wychwycić sprzeczności, o przecinkach i błędach językowych nie wspominając. Dziś już takich redaktorów nie ma.
- To był poeta wodociągów! - zauważa Edward Mincer (wiceprezydent miasta w latach 1990-98). - To był człowiek, który kochał Zieloną Górę miłością nieograniczoną, kochał jej mieszkańców miłością bezgraniczną. Znał problemy miasta na pamięć. Strasznie się nimi przejmował, chyba bardziej niż własnymi...
- Pamiętam Antoniego jako dziennikarza wnikliwego, poświęcającego dużo czasu na wdrażanie się w problematykę inwestycyjną. Bo w Zielonej Górze działy się w tym czasie "duże rzeczy" - wspomina Henryk Masternak (wiceprezydent w latach 1990-94, prezydent 1994-98).

Wraz z dyr. MZKiM Wojciechem Janką zainicjował temat budowy nowoczesnej kompostowni na wysypisku odpadów w Raculi oraz zbiórki selektywnej odpadów, która dziś przynosi wymierne korzyści.
- Antek stanowił instytucję - napisał W. Janka.
- Antek był urodzonym reporterem miejskim. Dzisiaj tacy są rzadkością - podkreśla Zenon Wesołek (zastępca red. naczelnego w latach 80. i 90.).
- Antoni tworzył historię Zielonej Gory ze sobą w ważnej roli - to głos Alfreda Siateckiego (literat, dziennikarz w latach 1977-2008).
Wszyscy go szanowali.

PS. Książka pt. O Antku bez Antka, ukazała się nakładem Regionalnego Centrum Animacji Kultury, dobór autorów, redakcja: Bartosz Łusiak, zdjęcia: Bronisław Bugiel, Jerzy Chłodnicki, Czesław Gierlach, archiwum rodzinne. Projekt okładki i grafiki: Leszek Hermanowicz, rysunki: Stanisław Ziarnkowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska