Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

AZS UZ Zielona Góra: Awans? Czy to jeszcze możliwe?

Przemysław Piotrowski 68 324 88 69 [email protected]
Jakub Kowalczyk rzadko dostawał takie piłki. Szkoda, bo wtedy Damian Lisiecki (nr 8) i Jakub Szcześniewski (nr 11) nie mieli nic do powiedzenia
Jakub Kowalczyk rzadko dostawał takie piłki. Szkoda, bo wtedy Damian Lisiecki (nr 8) i Jakub Szcześniewski (nr 11) nie mieli nic do powiedzenia fot. Tomasz Gawałkiewicz/ZAFF
Walkę o zwycięstwo w naszej grupie drugiej ligi zaczęliśmy fatalnie. Akademicy przegrali u siebie z poznaniakami oba spotkania i o awans będzie bardzo trudno. Jeśli to jeszcze w ogóle możliwe...

Mimo że spotykały się dwa równe zespoły, wierzyliśmy, że nasi odeślą rywali z kwitkiem. Tę nadzieję zielonogórzanie zniszczyli już w pierwszym meczu, choć zdecydowanie zabrakło im nie tylko umiejętności, ale również szczęścia. Pierwszy set przegrali na przewagi, w drugim rozbili rywali i wyglądało, że złapali właściwy rytm. Niestety, w kolejnym znów nie zachowali zimnej krwi. Gdy w czwartym, w którym absolutnym bohaterem został rezerwowy środkowy Mateusz Świerzewski, nasi pewnie zwyciężyli, wydawało się, że triumf jest na wyciągnięcie ręki. Ale akademicy tie break zaczęli źle, stracili kilka punktów z rzędu, choć trzeba dodać, że wydatnie przyłożył się do tego arbiter spotkania, który podjął w tym czasie kilka bardzo kontrowersyjnych decyzji. I niestety, tylko na korzyść gości. Nic nie dały krzyki trenera Tomasza Palucha i wszystko się posypało. Po meczu nawet szkoleniowiec gości Nicola Ventoli przyznał, że jego ekipa miała szczęście.

Może i to był brak szczęścia, ale podobno ono sprzyja lepszym. Wczoraj trzeba było udowodnić, że fortuna wybrała nie tę ekipę, co trzeba, ale już w pierwszym secie nasi zawiedli. Nie było przyjęcia, w którym seryjnie zawodził kapitan Mikołaj Mariaskin, ataku i co najważniejsze, słynnego zielonogórskiego bloku, który nie istniał tak w sobotę, jak i wczoraj. Ciężar gry próbował brać na siebie Wojciech Lis, ale nie miał wsparcia u kolegów. Szczególnie brakowało mocnych zbić z krótkiej Jakuba Kowalczyka i Piotra Przyborowskiego, który nie wiadomo dlaczego został na rezerwie, a Świerzewski wyraźnie nie potrafił go zastąpić. Druga odsłona dała nadzieję, bo AZS UZ wręcz zmiażdżył gości, ale w trzeciej zobaczyliśmy smutne deja vu, z lekcji jaką dali nam poznaniacy w pierwszej partii. Czwarty znów dla nas i ponownie o zwycięstwie miał zadecydować tie break. Tym razem sędzia nie odegrał żadnej roli, nasi prowadzili nawet 8:7, ale po zmianie stron Lis i Przyborowski dostali dwie czapy, nie skończyliśmy kilku ataków i było "po ptakach".
AZS UZ ZIELONA GÓRA - AZS UAM POZNAŃ 2:3 (23:25, 25:19, 29:31, 25:19, 11:15) i 2:3 (20:25, 25:16, 18:25, 25:17, 11:15) - do trzech zwycięstw 0:2

AZS UZ: Klucznik, Przyborowski (wczoraj na zmiany), Lis, Kowalczyk, Borkowski, Mariaskin, Odwarzny (libero) oraz Świerzewski (w sobotę w szóstce), Zasowski, Gwadera, Matuszewski, Gałka (tylko wczoraj).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska