Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barbara Wiśniewska: - Zaczęłam malować z babskiej przekory

Beata Igielska
Barbara Wiśniewska. Ma dwoje dzieci i czworo wnucząt. Pracowała m.in. jako kierownik zajęć pozalekcyjnych w technikum wikliniarskim. Kierowała także internatem Zespołu Szkół Technicznych.
Barbara Wiśniewska. Ma dwoje dzieci i czworo wnucząt. Pracowała m.in. jako kierownik zajęć pozalekcyjnych w technikum wikliniarskim. Kierowała także internatem Zespołu Szkół Technicznych.
Rozmowa z Barbarą Wiśniewską, emerytowaną nauczycielką i malarką ze Skwierzyny.

- Jak zaczęła się pani przygoda z malarstwem? - Kilka lat temu przeszłam na emeryturę. Zastanawiałam się, czym wypełnić wolny czas. W jakiejś luźnej rozmowie syn wspomniał, że jego sąsiad to malarz. Mówił o nim z zachwytem, a ja zażartowałam, że gdybym chciała, też mogłabym malować. Z babskiej przekory chciałam udowodnić synowi, że mam rację. Nawet nie zauważyłam, kiedy mnie wciągnęło i pokryłam obrazami całe mieszkanie.

- Brała pani lekcje malarstwa? - Sama ich sobie udzielałam. Oglądałam dużo reprodukcji, szkicowałam i kreśliłam. Kupiłam akwarele i plakatówki, kilka pędzli. Pierwsze prace to były kopie, potem zaczęłam malować z natury i wyobraźni. Do wszystkiego dochodziłam metodą prób i błędów. Gdy miałam wątpliwości i obawy, na duchu podtrzymywał mnie mąż, który był pierwszym recenzentem moich prac. On zaczął oprawiać moje obrazy i nauczył mnie tego. Teraz robię to sama, bo gotowe ramy są drogie.

- Co najbardziej panią inspiruje? - Przyroda, bo jest piękna i codziennie inna. Uwielbiam malować krajobrazy, kwiaty, martwą naturę. Od niedawna tworzę też ikony, ale wbrew pozorom, nie jest to łatwe i wciąż się uczę.

- Czuje się pani artystką? - Ależ skąd! Po prostu robię to, co lubię. Odkryłam w sobie tę pasję już jako dojrzała kobieta, ale na nowe hobby nigdy nie jest za późno. To wspaniałe, chociaż nie ma w tym nic niezwykłego.

- Ma pani jednak na koncie indywidualną wystawę… - To było dla mnie wielkie przeżycie. Ponad dwa lata temu wernisaż zorganizował mi Zygmunt Kadłubiski, szef Klubu Garnizonowego, który promuje lokalne talenty. Najpierw się ucieszyłam, potem chciałam się wycofać, bo bałam się reakcji zwiedzających. Przyszło mnóstwo osób, a ja słowa z siebie wykrztusić nie mogłam. Dopiero, gdy zaczęto mi gratulować, stres zastąpiła radość. Najbardziej cieszę się jednak, że swoją pasją zaraziłam wnuczkę Maję.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska