MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bez siatkówki ani rusz

Jarosław Miłkowski, 95 722 57 72, [email protected]
- Staram się nie opuścić żadnego spotkania siatkarzy w Gorzowie - mówi studiujący na Uniwersytecie Mickiewicza Filip Górecki. - Gdy trzeba, przyjeżdżam na mecz z Poznania
- Staram się nie opuścić żadnego spotkania siatkarzy w Gorzowie - mówi studiujący na Uniwersytecie Mickiewicza Filip Górecki. - Gdy trzeba, przyjeżdżam na mecz z Poznania Fot. Kazimierz Ligocki
Na mecze siatkówki chodzi od dzieciństwa, od ośmiu lat należy do klubu kibica, a od kilku jest jego nieformalnym szefem. Dla gorzowianina Filipa Góreckiego dopingowanie siatkarzy to całe życie.

Przygodę z kibicowaniem rozpoczął 15 lat temu za sprawą ojca. Jerzy Górecki zabierał 10-letniego wówczas syna na mecze siatkarskiej drużyny Stilonu. - To były czasy, kiedy grało się jeszcze dwumecze - wspomina dziś Filip. - Do hali przy Czereśniowej przychodziło się w sobotnie popołudnie oraz w niedzielę zaraz po porannej mszy w kościele.
Z tego okresu najbardziej zapadli Filipowi w pamięć Roman Bartuzi, Nikołaj Mariaskin, Karol Hachuła, a także młodziutki Sebastian Świderski. Ten ostatni był zresztą uczniem seniora Góreckiego, wówczas wicedyrektora Zespołu Szkół Budowlanych. Jerzy Górecki siatkówką nigdy nie zajmował się profesjonalnie, ale od 30 lat wraz z innymi nauczycielami w każdy piątek o 19.00 uprawia ten sport amatorsko. Nawet teraz, gdy jest już na emeryturze. Nic więc dziwnego, że siatkówką postanowił zainteresować swojego syna.
Początkowo mecze siatkówki trochę Filipa nudziły. Dłużyły się w nieskończoność. Nastawienie do siatkarskich pojedynków zmieniło się wraz ze zmianą przepisów, gdy zaczęto rozgrywać sety do 25 punktów. Nie bez znaczenia były też sukcesy Stilonu. - W 1997 r. wraz z tatą i bratem Sebastianem słuchaliśmy radiowej transmisji z finału Pucharu Polski, który Stilon sensacyjnie wygrał - wspomina Filip. - Byłem wtedy bardzo dumny, że o naszej drużynie i o Gorzowie mówi cała Polska.
Od tego czasu Filip coraz bardziej żył siatkówką. Śledził wyniki polskiej ekstraklasy, interesował się siatkarzami innych drużyn oraz rosnącą w siłę reprezentacją. - Z tamtego okresu pamiętam początki karier Pawła Papkego, Pawła Zagumnego, Piotra Gruszki oraz wielu innych. Wrażenie robiło na mnie to, że byli już reprezentantami Polski, a w lidze musieli uznawać wyższość Stilonu - mówi. Z tej grupy siatkarzy Filip zapamiętał także Krzysztofa Śmigla. Kilkanaście lat temu nie przypuszczał jednak, że zobaczy go w gorzowskim zespole, a także pozna osobiście. - Spodziewałem się gwiazdy, która przyjechała dorobić do emerytury, a pan Krzysztof okazał się tym, który zawsze doceniał nasze kibicowskie zaangażowanie - ocenia byłego reprezentanta Polski.
Pierwsze lata kibicowania Filipa zbiegły się ze zmianami w polskich halach. Nieśmiało zaczęły powstawać pierwsze siatkarskie kluby kibica, ale w większości przypadków siatkarzy zagrzewali do boju kibice piłkarscy. Tak było również w Gorzowie. Siatkarzy Stilonu dopingowała wówczas ponad 100-osobowa grupa. Nastoletniemu w tamtym okresie Filipowi najbardziej podobał się efekty akustyczne. - Zadaszony obiekt niesie doping - mówi. - Niesamowite wrażenie sprawiał też głośny śpiew i szał po wygranych setach. Do dziś mam w uszach głośne "ZKS" i krzyk całej wypełnionej po brzegi hali, gdy w meczu o brąz z Morzem Szczecin decydującą piłkę skończył Karol Hachuła.
- Ten okres to jednak kibicowanie bierne - mówi Filip. - Aktywnie zacząłem działać dopiero w sezonie 2002/2003. Gorzowscy siatkarze, już jako GTPS, wrócili wówczas do ekstraklasy, w prasie pojawił się artykuł o nowopowstającym klubie kibica. Wraz z kolegą Mateuszem postanowiliśmy się do niego zapisać.
Według niego ludzie, którzy rządzili wówczas tą grupą, odcinali się od stilonowych tradycji. - Zdecydowali, że będziemy skandować tylko nazwę miasta. Poza tym dopingowali na siedząco - wspomina Górecki. To jednak Filipa nie zraziło. Trwał w tej grupie, a z czasem został nawet jej nieformalnym przywódcą. Oczywistym było, że wprowadził zmiany. Już w sezonie 2004/2005 podczas spotkań siatkarzy znów skandowana była nazwa Stilonu, a doping prowadzony był na stojąco. Pojawiło się też więcej szalików oraz skromne oprawy.
Wcześniej jednak Filip zaliczył swój pierwszy mecz wyjazdowy. - 1 czerwca 2003 r. wraz 51 kibicami pojechaliśmy na mecz do Szczecina. Mimo że przegrany przez GTPS 0:3, pozostanie mi w pamięci do końca życia. Zagłuszyliśmy bowiem kibiców Morza - wspomina.
Od tego czasu był niemal na wszystkich organizowanych wyjazdach, a tych od początku istnienia klubu kibica było 29. Najbliższy będzie już 20 stycznia podczas meczu Pucharu Polski z aktualnym mistrzem kraju PGE Skrą Bełchatów. Do grupy kibiców w Nowym Dworze Mazowieckim (tam rozegrany zostanie pojedynek) Filip dołączy, przyjeżdżając z Poznania. Na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza studiuje właśnie na piątym roku historii. - Opuszczę zajęcia i pojadę choćby nie wiem co - mówi. - Takiego wydarzenia w gorzowskiej siatkówce nie było od dawna. Poza tym kibicowanie gorzowskim siatkarzom jest dla mnie odskocznią od szarej codzienności.
Jarosław Miłkowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska