Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bitwa pod Grunwaldem przyciąga współczesnych rycerzy

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Tomasz Bączkowski dokonuje ostatniego przeglądu wyposażenia, zanim wyruszy na grunwaldzkie pole.
Tomasz Bączkowski dokonuje ostatniego przeglądu wyposażenia, zanim wyruszy na grunwaldzkie pole. fot. Paweł Janczaruk
Za kilka dni pociągną na grunwaldzkie pola. Mężni rycerze z bractwa Ziemi Międzyrzeckiej. Ale odwaga nic im nie da. I tak przegrają. Bo wyciągną miecze w bardzo złym kierunku.

Polerują zbroje, szyją buty, łatają przeszywalnice... Robią to wszystko, co rycerze przed bitwą. Nawet przed taką, którą muszą przegrać. Bo jakie wyjście mają ciężkozbrojni z osobistej ochrony Ulricha von Jungingena, którzy na dodatek będą chronili Wielkiego Mistrza pod Grunwaldem?

- Nie, to nie jest frustrujące, bo to przecież tylko inscenizacja - mówi Tomasz Bączkowski z Bractwa Rycerskiego Ziemi Międzyrzeckiej, który Wielkiego Mistrza zasłoni własną piersią i padnie na polach grunwaldzkich jako jeden z ostatnich. - Gdy przegrywam walkę na turnieju, to się wściekam, analizuję swoje błędy. A to jest zabawa.

Egzamin na krzyżaka

Ani rycerz Tomasz, ani jego wierny giermek Konrad Gaj nie przeżywają też specjalnie tego, że staną przeciwko wojskom polsko-litewskim. Już od lat w grunwaldzkich inscenizacjach wchodzą w skład Chorągwi Wielkiego Mistrza. A wcale nie było łatwo przystać do zakonnej kompanii i to bynajmniej nie ze względów religijnych. Po pierwsze: musieli mieć dobre pochodzenie (geograficzne), po drugie: odpowiednie wyposażenie.

Specjalna komisja obejrzała ich uzbrojenie, by potwierdzić, że mieszczą się w XV-wiecznych standardach krzyżackich i ich sprzymierzeńców. Wszystko musi być prawie jak prawdziwe, bez tuningu.

Z Międzyrzecza pod Grunwald pociągnie siedmiu ludzi walczących i sześciu obozowych. Dwóch wojaków "sprzedali" Chorągwi Tczewskiej, w której zostaną artylerzystami. Towarzyszyć im będzie rycerstwo z zaprzyjaźnionego niemieckiego Bernau, z którym w kierunku Prus podążają corocznie.

- Buty muszą być solidne - Jakub Troć pod Grunwaldem nie stanie, bo wszyscy walczący w bitwie Anno Domini 2010 muszą być pełnoletni, ale pomaga w kompletowaniu wyposażenia. - Te wzory oparte są na ustaleniach historyków. Oto model "milesy". Staramy się wprowadzać jak najmniej zmian w stosunku do pierwowzoru. Ma być autentycznie.

Zbroja rycerza Tomasza wyszła spod młota zaprzyjaźnionego kowala z Piesków. Tylko tej przyjaźni zawdzięcza, że kosztowała jedyne 6.000 złotych. Nie ma kieszeni na telefon komórkowy, bo na tej inscenizacji obowiązuje zasada, że podobne gadżety zostają w rodowym zamku. No, najwyżej w autokarze. Przecież po starciu rodzina nie zadzwoni z pytaniem: "Kto wygrał?". Także nawet po znajomości nie udało się sprawić, że metalowe wdzianko będzie lżejsze - ten model waży 20 kilo. Do tego ciężka przeszywalnica. To taka dziwna, gruba i ciężka kufajka, która chroni dodatkowo przed skutkami ciosów. Słowem, lekko nie będzie. Zwłaszcza że pod Grunwaldem Polacy okazali się sprytniejsi i przed bitwą zajęli pozycje w lesie. Krzyżacy wraz ze sprzymierzeńcami stali w upalnym słońcu. W tym roku też żar ma płynąć z nieba. Ufff...

- Każdego roku zdarzają się zasłabnięcia - dodaje Bączkowski, który zostanie poddany ciężkiej próbie, bo pieszo będzie walczył w cięższej zbroi konnego. - Tu klimatyzacji nie ma. Upał sprawia nam zresztą więcej problemów. Dużo pijemy, a jeśli dużo pijemy, to... Nie, zbroja nie jest problemem, ma odpowiednie ułatwienia, ale wokół pola bitwy stoją tysiące widzów. Tak, to jest problem.
- A jak to załatwiacie?
- Zawsze znajdą się zacni towarzysze, którzy osłonią cię tarczami...

Oszczędzają karoserię

Pospólstwo pracuje nad wyposażeniem, namiotami, garnkami. Niewiasty (dziewczyna rycerza to blachara, bo w końcu też wabi ją karoseria) układają menu. Oczywiście jak najbardziej w klimacie epoki. Gwoździem programu jest zazwyczaj kasza z gulaszem. Zbrojni pracują teraz nad kondycją - przede wszystkim biegi i rower. Od 14 lipca rozpoczynają się treningi na placu boju. Tylko teoria. Młodsi rycerze, by nabrać praktyki i przywyknąć do łomotu i łoskotu, jeżdżą właśnie z turnieju na turniej. Później zajęcia w terenie.

I tu czeka nas odstępstwo od faktów. W 1410 roku bój stoczono 15 lipca. W tym - ukłon w stronę mediów i publiczności - zbrojni zewrą się w weekend.
Zdarza się, że na polach Grunwaldu leje się prawdziwa krew. Tak bywa, gdy spryciarze w zbrojach próbują oszczędzić sobie trudów i nie zabierają jakichś uciążliwych, aczkolwiek strategicznych części rynsztunku. Bo w końcu to tylko inscenizacja. Ale i podczas takiego pokazu można nieźle oberwać. Przed kilkoma laty wojaka z Międzyrzecza trzeba było z grunwaldzkiego pola zbierać helikopterem. Karoseria się nie wgniotła, ale miecz przeszedł po "zawiasach". Dlatego współcześni rycerze na pole bitwy wchodzą - jak na piłkarski stadion - przez specjalne bramki, gdzie "sędziowie" sprawdzają ekwipunek. Czy nie brakuje rękawic, nagolenników i innych drobiazgów ratujących zdrowie.

- Który moment w grunwaldzkiej bitwie lubię najbardziej? Kiedy ginę... - odpowiada Bączkowski. - Wtedy już nie muszę nic robić w tej rozgrzanej zbroi. Tylko sobie leżę i oglądam dalszy rozwój wypadków. Jak zabijają mojego mistrza, zbierają chorągwie, rzucają je pod nogi Władysława Jagiełły. Dobra zabawa. Za rok chyba pojadę jako widz.

Gdy zaczynali przed laty, zajęli się szeroko pojętym średniowieczem. Ale absurdalnie wyglądało, gdy rycerz w wyposażeniu z XIII wieku ścierał się z przeciwnikiem w pełnej gotyckiej zbroi. Nawiasem mówiąc, dziś już wszystkie bractwa stawiają na specjalizację, bo i organizatorzy wszelkich inscenizacji dbają o detale. Historyczny kit ciężko wcisnąć. Żadnych zegarków na rękach i okularów na nosie...

(Po)mroki średniowiecza

- Taka bitwa to przede wszystkim spotkanie przyjaciół, ludzi opanowanych wspólną pasją - dodają rycerze. - Z jednej strony: można wymienić się doświadczeniami, z drugiej: odwiedzić kramy i kupić coś z epoki. Naprawdę nie jest łatwo wszystko robić samemu...
A później na pierwszym planie obozowe przyjemności - jest wieczerza, gdzie biesiadują i zwycięscy, i pokonani. Pełne misy jadła, trunki lejące się dzbanami, hulanki i swawole. Nie, nie żadna sklepowa okowita. To zwykle miody i nalewki własnej roboty, a nawet wina i gorzałki są zdecydowanie spoza państwowego monopolu. Pełne, (po)mroczne średniowiecze.

Ostatnio nawet musieli walczyć z określeniem Grunwaldu jako... średniowiecznego Woodstocku. Mimo ogromnego pola namiotowego, skojarzenia nie były na miejscu, bo obyczaje starają się również zachować surowe.
Ale i tak odstępstw od tradycji epoki jest sporo. Na przykład zwycięski rycerz z pewnością nie weźmie jeńca dla okupu ani zbroi pokonanego.

- Ooo, o niektóre zbroje, które warte są tyle, ile średniej jakości samochód, walka byłaby na śmierć i życie - żartuje rycerz Tomasz. I tłumaczy przy okazji, dlaczego tak wielu miało równie efektowne zbroje. Już na placu boju miało być wiadomym, że nie warto gościa zabijać, bo jego rodzina jest w stanie zapłacić obfity okup. A i w taką zbroję aż żal było mieczem walić, by karoserii nie zarysować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska