Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bóg prowadzi go na szczyt

Przemysław Piotrowski 68 324 88 69 [email protected]
fot. sxc.hu
Jest bardzo religijny, słucha Radia Maryja, a przed każdą walką odmawia różaniec. A potem wychodzi do ringu i zwycięża. Czy Bóg pomoże mu w spełnieniu marzeń o pasie mistrza świata wagi ciężkiej? Tomasz Adamek twierdzi, że tak.

On nie jest zwykłym bokserem, zawadiaką ze slumsów, który do ringu trafił dzięki diabelskiemu charakterowi na ulicy. Nie bił kolegów, nie wdawał się w zadymy. Zamiast tego był ministrantem, uczył się w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i uprawiał półhektarowe pole w Gilowicach. Żył skromnie, też dlatego, że mając dwa lata stracił ojca Józefa, który zginął w wypadku samochodowym na moście w Wilczym Jarze, gdy jechał do kopalni Brzeszcze. Samej matce Annie trudno było wychowywać małego Tomka i czwórkę jego sióstr. Ale on się nie poddał, nie zboczył z drogi, nie wpadł w złe towarzystwo, tylko dążył do celu. Chciał być sportowcem i mimo że najpierw grał w piłkę nożną w Beskidzie Gilowice, od czwartej klasy podstawówki na dobre zainteresował się boksem. Gdy już zaczął trenować, był jak lokomotywa, nie do zatrzymania, bo jego cel był jeden - zostać mistrzem świata.

Młody Adamek potrafił dzielić obowiązki. Studiował, pracował, a resztę czasu spędzał na modlitwie lub w sali treningowej. Jego wytrwałość szybko przyniosła efekty, bo na 120 amatorskich walk, wygrał aż 108, co jest wynikiem wręcz nieprawdopodobnym. W 1999 roku mógł jechać z reprezentacją na igrzyska w Sydney, ale zrezygnował. Wybrał zawodowstwo.

Pierwszych dziesięć starć kończył przed czasem, a pierwszym, który zatrzymał "Górala" na 12 rund, był Sycylijczyk Rudi Lupo. Adamek wygrał i dalej piął się szczebel po szczebelku, aż w 2004 roku zdecydował się wyjechać do USA, aby tam kontynuować karierę. Był już zawodnikiem uznanym, ale bez tytułu, a szansę o mistrzowską walkę miał mu zapewnić słynny promotor Don King.

Dostał ją już rok później, gdy zmierzył się o wakujący pas mistrz świata federacji WBC z Australijczykiem Paulem Briggsem. Cóż to był za bój! Prawdziwa jatka, a dodajmy, że Adamek przystąpił do pojedynku z nie do końca zaleczonym złamaniem nosa. Rywal już w drugiej rundzie znów go złamał, ale twardy "Góral" przetrwał 12 rund i stosunkiem głosów sędziów dwa do remisu zwyciężył. King powiedział wówczas, że "Tomasz pokazał, że wy Polacy macie wielkie jaja". Nasz as miał, a jak wielkie, to miało okazać się w najbliższych latach.

Polak wygrał dwie kolejne walki z Thomasem Ulrichem i dał szansę na rewanż Briggsowi, który jej nie wykorzystał. Cios przyszedł w kolejnej, gdy na Florydzie wyraźnie uległ na punkty Chadowi Dawsonowi. Nie załamał się i już wkrótce odbył pierwszy ważny pojedynek w Polsce, pokonując Luisa Pinedę. W końcu udało mu się odzyskać pas, wygrywając ze Stevenem Cunnighamem, wcześniej rozprawił się z O’Neillem Bellem. Wrócił na szczyt i obronił tytuł, bijąc Jonathona Banksa. Znów był mistrzem, ale jemu wciąż czegoś brakowało, nie był syty, chciał więcej. Do tej pory nosił pasy w kategoriach pół i juniorciężkiej. Ale król jest tylko jeden, ten który zostanie czempionem królewskiej dywizji - wagi ciężkiej.

Wielu mu odradzało, mówiło, że jest za mały, za lekki, nie ma genetycznych predyspozycji do walki wśród największych. Ale on się uparł i powtarzał, że "siły nie bierze z jedzenia, tylko od Boga. Przed pojedynkiem odmawia różaniec, a ten mu pomaga". Na pierwszy ogień poszedł Andrzej Gołota, z którym dodatkowo miał prywatne porachunki.

24 października 2009 roku w łódzkiej Arenie rozbił starszego kolegę, definitywnie kończąc jego bogatą karierę. Później pokonał Jasona Estradę i szykowanego na "numer 1" Ameryki - Chrisa Arreolę. Słynny magazyn "The Ring" sklasyfikował go wówczas na piątym miejscu wśród ciężkich za braćmi Władymirem i Witalijem Kliczkami, Davidem Hayem i Aleksandrem Powietkinem. Już zaczęło mówić się o starciu z którymś z Ukraińców. Ci jednak wybierali innych rywali, a Witalij m.in. drugiego Polaka Alberta "Dragona" Sosnowskiego, który jednak już przed walką był skazany na pożarcie. W tym czasie Adamek pokonał pogromcę Gołoty z 2000 roku, wysokiego i wyglądającego jak prawdziwy gladiator, Michaela Granta, a potem uwielbianego w Nowym Jorku, pochodzącego z dzielnicy Quenns, Vinny’ego Maddalone. Ten ostatni nie był wielkim zawodnikiem i to było widać, bo "Góral" nie miał z nim najmniejszych problemów.

Wielu pytało, co dalej? Część zaczęła krytykować Adamka za dobieranie sobie ,,kelnerów". I w grudniu gruchnęła wiadomość, że pochodzący z Żywca Polak stoczy pojedynek z Władymirem, ewentualnie z Witalijem w razie gdyby jego brat odniósł kontuzję. Wielu skazuje naszego "Górala" na porażkę. Czy ma szanse pokonać hegemona wagi ciężkiej, najlepszego pięściarza ostatniej dekady?

Pojedynek jest planowany na wrzesień, ale najpierw obaj zawodnicy muszą stoczyć walki z innymi rywalami. Adamek będzie bił się z mocnym, ważącym aż 130 kg Irlandczykiem Kevinem McBridem, a Kliczko z niepokonanym do tej pory, Brytyjczykiem Dereckiem Chisorą - oba starcia mają odbyć się w kwietniu. Choć to nieprofesjonalne, załóżmy, że Polak i Ukrainiec zwyciężą. Co może stać się we wrześniu?

Władymir jest wyższy (199cm), cięższy (110kg) i ma większy zasięg ramion (206 cm), w porównaniu do Adamka (odpowiednio 188 - 98 - 191). Czym zatem może zaskoczyć rywala? Na pewno powinien być szybszy, choć mistrz znany jest z tego, że również, przy takiej masie jest jak błyskawica. Techniką? Obaj mają porównywalną, ale Ukrainiec znacznie dłuższy zasięg ramion. Siłą? Odpada. Wytrzymałością? Nie, bo gdy Kliczko trafi, to urwie głowę. Sprytem? Może. Psychiką? I tu mamy szansę, bo "Góral" ma umysł ostry jak brzytwa i nigdy się nie podpala. I na to trzeba liczyć.

fot. Jason Szenes/PAP/EPA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska