Minister mówił, że walki zawsze nasilają się w okresie letnim i nie odpowiedział na pytanie, czy ma to związek z toczącą się w Polsce kampanią wyborczą i próbą wymuszenia na naszych władzach zmiany stanowiska w sprawie interwencji w Afganistanie. To udało się np. w Hiszpanii.
A moment jest trudny, bo w niedzielę od miny zginął kolejny żołnierz kpr. Paweł Sypuła. Jest 19. Polakiem, który poległ w Afganistanie. Tylko w czerwcu zginęło tam trzech polskich żołnierzy. - Tragedia, zwłaszcza dla rodzin, z którą łączymy się w bólu i bardzo jej współczujemy - mówił szef MON. - Już w zeszłym roku, przy akceptacji św. pamięci prezydenta Lecha Kaczyńskiego, podjęliśmy decyzję o zwiększeniu polskiego kontyngentu z 2.200 do 2.600 żołnierzy. To wystarczy, zwłaszcza, że mamy w kraju 400-osobowy odwód. Ciągle dozbrajamy nasze oddziały. Są o wiele lepiej wyposażone. W tym roku pójdzie na to ok. 819 mln zł. W tym tygodniu Amerykanie mają nam przekazać kolejnego predatora do obserwacji terenu.
Pytany przez dziennikarzy, mówił również o planie wycofania polskiej armii. - Nie ma Polaka, który nie chciałby wyjścia naszego wojska z Afganistanu - mówił Klich. - Początkowo plan strategii wycofywania się wyznaczał termin w 2013 r. Teraz pracujemy nad projektem, żeby to nastąpiło do końca 2012 r. Wydaje się to możliwe, ale na razie trzeba wzmóc akcję wojskową.
Minister nie mówił o toczącej się w Polsce kampanii wyborczej, ale wyraźnie się odnosił do stawianych wojsku zarzutów. Obrazując dobre przygotowanie do operacji w Afganistanie, wyliczał kolejne dostarczane tam pojazdy opancerzone (w najbliższym czasie kolejne rosomaki) czy śmigłowce. Pytany czy odnosi się to do stwierdzeń o szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego (gen. Stanisław Koziej mówił w zeszłym tygodniu o nadmiernym obciążeniu zadaniami) nie chciał wymieniać żadnych nazwisk.
Minister Klich nie mówił też, że polemizuje z Jarosławem Kaczyńskim, który w niedzielnej debacie zarzucił marne przygotowanie wojska do powodzi. Tłumaczył, że armia nie jest od tego, by w takim przypadku stać na pierwszej linii.
- To anachroniczne myślenie, rodem z XIX wieku - tłumaczył. - W nowoczesnym państwie to zadanie przede wszystkim dla strażaków. Żołnierze tylko pomagają w krytycznych sytuacjach. Do akcji powodziowej skierowaliśmy 5 tys. żołnierzy.
W naszym województwie były to tysiąc ludzi. - Bardzo dobrze współpracowało się nam z wojskiem - chwaliła ministra wojewoda lubuski Helena Hatka.
Oficjalnie celem wizyty było podsumowanie współpracy ministerstwa z władzami województwa. Przy okazji Klich przypomniał, że łącząc dwa pułki przeciwlotnicze w Lesznie i Czerwieńsku dowództwo pozostawił w tym drugim mieście.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?