Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bogusław Nowak, Jerzy Rembas. Takich mistrzów nie da się zapomnieć

Jarosław Miłkowski 95 722 57 72 [email protected]
Tak wyglądali złoci  stalowcy w 1975 r. przed finałem MPPK w Lesznie. 19-letni wówczas Rembas (z prawej) wygrał wszystkie swoje biegi. 23-letni Nowak za każdym razem był tuż za kolegą z klubu.
Tak wyglądali złoci stalowcy w 1975 r. przed finałem MPPK w Lesznie. 19-letni wówczas Rembas (z prawej) wygrał wszystkie swoje biegi. 23-letni Nowak za każdym razem był tuż za kolegą z klubu. Archiwum Bogusława Nowaka
We wtorek 10 marca Bogusław Nowak odsłoni swoją tablicę na gorzowskim "Jancarzu". Legendarny Jerzy Rembas ma już taką od 20 lutego.

Przez kilkanaście lat wspólnie jeździli dla Stali Gorzów. Teraz, w odstępie trzech tygodni, gorzowski klub na koronie stadionu im. Edwarda Jancarza honoruje ich pamiątkowymi tablicami. Jerzy Rembas i Bogusław Nowak. Pierwszy swoją tablicę odsłonił 20 lutego, drugi zrobi to już za kilka dni. - To przyjemne, że klub oraz kibice o nas pamiętają - mówi Rembas, który w kwietniu skończy 59 lat.
- To naprawdę wielka sprawa. Drzewo bez korzeni umiera, więc skoro klub się od przeszłości nie odcina, to bardzo dobrze - dodaje starszy o cztery lata Nowak.

Obaj zawodnicy to przedstawiciele tzw. złotej Stali. Drużyny, która w latach 70. zdobyła pięć tytułów mistrza Polski (1973, 1975-78). Te lata to też czas największych życiowych sukcesów dwóch przyjaciół z toru. Nowak w 1977 zdobył tytuł indywidualnego mistrza Polski. Rembas rok później zajął 5. miejsce w finale indywidualnych mistrzostw świata na słynnym londyńskim Wembley. Żaden Polak przez lata nie zajął tam wyższej lokaty.
- Przy odrobinie szczęścia powinienem zająć tam trzecie miejsce - mówi Rembas.
W rozgrywanych 2 września 1978 r. zawodach gorzowianin zdobył 11 punktów, co dawało mu start w biegu barażowym o trzecie miejsce. - W tym wyścigu nikt by nic Jurkowi nie zrobił, gdyby on nie wyjechał na zewnętrzną. Na Wembley robił się pas przy krawężniku. Taki na metr, dwa. Tam była przyczepność. Kto z niego wyjechał, tracił pozycję i przegrywał - dodaje Nowak.

To piąte miejsce Rembas uważa za swoje największe osiągnięcie. Jednocześnie najbardziej mu jednak tego medalu żal. Podobnie zresztą jak tego, że nigdy nie został indywidualnym mistrzem Polski. Choć dwa razy - w 1976 i 1984 na torze w Gorzowie - był tego blisko. W obu przypadkach stanął jednak tylko na drugim stopniu podium.

Choć obaj jeździli w jednej drużynie, to razem na torze występowali rzadko. Powód? Byli zawodnikami prowadzącymi parę, więc do wspólnych startów spod taśmy mogło dochodzić jedynie przy okazji rezerw taktycznych oraz mistrzostw Polski par klubowych. Efekt był piorunujący. Rembas i Nowak zdobyli jeżdżąc ze sobą dwa złote medale - w 1975 w Lesznie i 1977 w Ostrowie Wlkp. W pierwszym przypadku byli bezkonkurencyjni. Żadnego z nich nie wyprzedził nikt z rywali. Wygrali sześć biegów po 5:1 i z kompletem punktów wskoczyli na podium.
Recepta na sukces nie była zbyt skomplikowana. Rembas był jednym z najlepiej startujących zawodników na świecie. - Tak już miałem. Kolegom, którzy pytali, jak ja to robię, mogłem jedynie powiedzieć, żeby się przyglądali - przyznaje skromnie.
Gdy więc pan Jerzy wychodził najlepiej ze startu, "ustawiał" rywali. - Umawialiśmy się, że Jurek ich wywiezie, ja wykorzystam zrobione miejsce i w ten sposób wygrywaliśmy 5:1.

Każda kariera ma jednak swój kres. W przypadku Nowaka brutalny. 4 maja 1988 podczas kolejnego w karierze finału MPPK doznał kontuzji kręgosłupa, która skazała go na wózek inwalidzki. - Moje życie przed wypadkiem i po to zupełnie dwa różne światy. Ten wypadek zmienił mnie jednak na lepsze, bo zmieniłem się duchowo. Do wypadku byłem katolikiem, takim od święta, ale i tak żyłem po swojemu. Teraz jestem bardzo religijny - mówi Nowak.
O tym, że warto iść przez życie z Bogiem przez lata mówił też małym chłopcom, którzy - niekiedy w wieku już kilku lat - zaczynali przygodę ze sportem w założonej przez niego szkółce miniżużlowej.

Rembas karierę zakończył dwa lata później, w wieku 34 lat. Podczas pożegnalnego turnieju w 1990 r. wystąpił w pokazowym biegu ze swoim synem Piotrem. Szykujący się do licencji żużlowej junior miał 15 lat. Tyle samo, ile ojciec, gdy zaczął zawodową przygodę z żużlem. - Już rok przed zakończeniem kariery powiedziałem, że chcę skończyć ze sportem. Czułem po sobie, że mój organizm jest wyeksploatowany - mówił nam pan Jerzy przy okazji odsłaniania swojej tablicy. Na uroczystość przyszedł odmieniony - z nowym kształtem nosa, który został "naprawiony" dzięki chirurgom plastycznym ze Słubic. W rozmowie z naszym dziennikarzem Rembas zdradził, że narząd powonienia zniekształcał mu nowotwór. - Było już z tym bardzo źle - przyznawał.

Choć od wspólnych startów Nowaka i Rembasa minęło przeszło ćwierć wieku, obaj cały czas są przyjaciółmi. - Lubimy sobie z Bogusiem podłubać przy starym sprzęcie - mówi pan Jerzy. Nowak, który od kilku lat zbiera też pieniądze na rehabilitacje dla swoich kolegów z toru, wyjaśnia: - Staramy się poskładać stare motocykle. Moim zadaniem jest zdobywać części, a Jurka i naszych kolegów składać je w całość. Mamy już cztery takie maszyny. Być może kiedyś zrobimy z nich wystawę.
Na razie przed nimi odsłonięcie tablicy upamiętniającej na "Jancarzu" sukcesy Nowaka. Będzie to już w piątek, 13 marca.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska