Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brama niałecka

PIOTR DROZDOWSKI 347 40 72 [email protected]
W czwartek wieczorem zainaugurowano obchody roku Roberta Kocha. Czesław Olejnik wygłosił wykład o ówczesnym mieście.

Przypomnijmy, że po studiach w Getyndze i pobycie w Rakoniewicach, w sierpniu 1872 r. Robert Koch otrzymał nominację na lekarza powiatowego w Wolsztynie. Miasto było dużo mniejsze niż obecnie. Liczyło 2.791 mieszkańców - katolików, protestantów i Żydów. Były dwa szpitale oraz trzy szkoły i kościoły. Ulice były szerokie i brukowane, częściowo obsadzone drzewami, dominowała parterowa zabudowa. Budynki piętrowe były rzadkością.

Brama niałecka

Do wyjątków zaliczała się m.in. kamienica przy ul. Biała Góra 12, w której mieszkał i pracował noblista. Obecna ul. Kocha kończyła się drewnianą kładką przerzuconą nad strumykiem, który łączył jeziora Wolsztyńskie i Berzyńskie. Za kładką, teraz zakrytą, były tylko szczere pola. Zamiast dzisiejszych ulic Lipowej i Gajewskich była polna droga z rowami odprowadzającymi wodę.
Całkiem inaczej pod koniec XIX w. wyglądała też dzisiejsza ul. 5 Stycznia, zwana kiedyś Królewską. Przy kościele protestanckim stała brama niałecka. Nie miała jednak celów obronnych, bo miasto nigdy nie posiadało żadnych umocnień ani wałów ziemnych. Brama służyła do pobierania opłat, bo kiedyś trzeba było płacić tzw. brukowe czy kopytkowe. Od ul. Królewskiej biegła ul. Cmentarna, dzisiejsza Słodowa. Nic dziwnego, że nazywała się inaczej, bo przy niej znajdowały się cmentarze - ewangelicki i katolicki.

Młyn na Dojcy

Na ul. Królewskiej nie było znanych dziś budynków starostwa i poczty. Była wolna przestrzeń, bez ul. Dworcowej i dzisiejszego Zatorza. Ul. Poniatowskiego nazywała się Kargowska, była drogą wylotową z miasta. Stało tam kilka niskich domków, jeden jest do dziś, naprzeciw liceum. Most na Dojcy był drewniany, a przy rzece, tam gdzie dziś jest restauracja i hotel, stał tartak i młyn wodny.
- Wolsztyn był małym i cichym miasteczkiem, gdzie życie toczyło się sennie. Nie było przemysłu, głównym źródłem utrzymania były sklepy i warsztaty. Uliczną ciszę przerywał od czasu do czasu turkot wozu konnego, a miejscem towarzyskich spotkań były pompy uliczne, przy których z wiadrami spotykały się panie i dziewczęta - opowiada historyk Czesław Olejnik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska