MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chciały dorobić na Przystanku Woodstock. Zostały oszukane

(decha)
Zielonogórzanki twierdzą, że pracowały przy grillu po 16 godzin na dobę
Zielonogórzanki twierdzą, że pracowały przy grillu po 16 godzin na dobę Mariusz Kapała
Trzy młode zielonogórzanki twierdzą, że oszukała je właścicielka małej gastronomii, w której pracowały. Nie zadbały o umowę...

Zielonogórzanki Kasia, Joasia i Monika postanowiły dorobić podczas Przystanku Woodstock. Ten sposób podpowiedzieli im znajomi. Porozmawiały z właścicielami małej gastronomii, którzy mieli zamiar żywić uczestników Przystanku i uznały, że 100 zł za dzień pracy w zupełności je satysfakcjonuje. W końcu są bezrobotne.

- To zdecydowanie nie był wyjazd wypoczynkowy - opowiada Kasia. - Praca 16 godzin na dobę i przy grillu. W taki upał... To miało być pięć dni, ale okazało się, że człowiek, który miał nasze stanowisko rozłożyć był, delikatnie mówiąc, wstawiony i my musiałyśmy to wszystko robić.

- Praktycznie żadnych warunków do spania, gdyż wszyscy nieustannie imprezowali, nawiasem mówiąc nas budzili i też namawiali do picia - dodaje Monika. - To była harówka.

Po Woodstocku zmordowane dziewczęta zgłosiły się po wypłatę. Jednak zamiast należnych 500 zł otrzymały po 300. Dlaczego? Nagrały swoją rozmowę z szefową. Kobieta mówi, że nie pracowały, tylko się wylegiwały, a na dodatek handlowały towarem. Mowa o wymianie jedzenia i alkoholu na papierosy.

- To absurd - denerwuje się Joanna. - To były gratisy rozdawane przez hostessy i zarówno papierosy, jak i bransoletki dostawałyśmy za darmo, zresztą jak wszyscy uczestnicy Woodstocku.

Nagranie z tej rozmowy zakończyło się poleceniem, aby "gówniara j...na" sobie poszła i przestała zawracać głowę takimi "bzdetami". A dziewczyny nie są pierwsze i ostatnie.

W drugiej rozmowie, już w obecności świadków, szefowa, znacznie bardziej panująca nad emocjami, dodała jeszcze, że musiała budzić dziewczyny, które nie kwapiły się do pracy, a wszystko było na barkach innych. I powinny się cieszyć, że i tak jakieś pieniądze dostały.

Kasia, Joasia i Monika postanowiły, że nie puszczą tego płazem, chociażby po to, aby nie zdarzyło się to kolejnym. Poszły do Państwowej Inspekcji Pracy. Tam poradzono im wysłanie ponaglenia zapłaty, a później skierowanie sprawy do sądu.

- W takich sytuacjach ofiarom pomogą nasi prawnicy - mówi okręgowy inspektor PIP Franciszek Grześkowiak. - Najgorzej, że nie ma żadnego śladu w dokumentach, a ten pracodawca będzie się zapewne upierał, że była to umowa cywilna, co oznacza postępowanie przed sądem cywilnym, a nie sądem pracy.

I PIP namawia, aby podejmując się jakiegokolwiek, nawet najbardziej doraźnego zajęcia, sporządzić dokument, gdzie znajdą się warunki pracy i zapłaty. Także Wojewódzki Urząd Pracy w Zielonej Górze apeluje do osób podejmujących pracę dorywczą i sezonową o zabezpieczenie dokumentacji. Najważniejsza jest umowa, która będzie zawierała wymagania obu stron, czyli sprecyzowane warunki pracy i płacy. Jak mówi zastępca WUP umowa powinna być podpisana przed wbiciem łopaty w ziemię. Podpisana, ale wcześniej starannie przeczytana.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska