Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chińczycy o sobie, Gorzowie, pierwszym w życiu śniegu, świętach i chińskim Nowym Roku

Stefan Cieśla 0 95 722 57 72 [email protected]
Sylwia i Alen: - Tak jak dla was kolacja wigilijna, dla nas najważniejsza jest rodzinna kolacja przed Nowym Rokiem, który zaczyna się 26 stycznia
Sylwia i Alen: - Tak jak dla was kolacja wigilijna, dla nas najważniejsza jest rodzinna kolacja przed Nowym Rokiem, który zaczyna się 26 stycznia fot. Aleksander Majdański
Sylwia i Alen są dwójką z około 200 Chińczyków pracujących w tajwańskiej fabryce telewizorów TPV w Gorzowie. Sylwia tak naprawdę nazywa się Wei Xue, Alen to Yong Liang Zhou, a europejskie imiona przybrali bo...

... - Tak jest łatwiej i prościej - śmieje się Sylwia.

Sylwia ma 22 lata. Śmieje się często i wtedy jej oczy zamieniają się w wąziutkie szparki. Można z nią pogadać, bo zna polski. Alen ma 30 lat, jest poważny i opanowany, zna angielski, ale do gadułów nie należy.
O sobie

Sylwia: - Urodziłam się w Fuging, prawie 12-milionowym mieście w południowo-zachodniej części Chin. Mam starszą siostrę, która mieszka z rodzicami. Mieszkanie jest w bloku, na trzecim piętrze. Skończyłam średnią szkołę o kierunku księgowym i bardzo chciałam pojechać na studia do Japonii. Tata bardzo chciał, abym poznała świat.

- Zdałam nawet egzamin, ale nie dostałam japońskiej wizy. W 2007 r. przyjechałam więc do Polski i zaczęłam studia w szkole języków obcych dla cudzoziemców w Sopocie. Język polski jest trudniejszy niż chiński, ale nauczyłam się pisać i mówić, choć z błędami. W Sopocie mieszkałam u 83-letniej pani. Ona była bardzo fajna, gotowała mi bigos i rosół. A ja jej smażyłam makaron po chińsku z boczkiem. Dowiedziałam się od koleżanki, że TPV w Gorzowie poszukuje Chinki mówiącej po polsku i w lipcu przyjechałam. Jestem k-o-o-r-d-y-n-a-t-o-r-k-ą.

Alen: Urodziłem się w mieście Ning De w prowincji Fuging, w południowo-zachodnich Chinach. Mama nie żyje, mam siostrę i żonatego już brata. Ja ożeniłem się rok temu, z żoną znaliśmy się wcześniej trzy lata. W 1998 r. ukończyłem Uniwersytet w Hunan, z wykształcenia jestem inżynierem, projektantem narzędzi. Pracowałem dwa lata w firmie elektrycznej, potem przeszedłem do TPV. Po ponad sześciu latach pracy koncern skierował mnie do fabryki monitorów w Żyrardowie. W Gorzowie jestem od stycznia tego roku. Zajmuję się adaptowaniem produktów chińskich do warunków polskich.

O Gorzowie

Sylwia: - Wynajmuję z trzema jeszcze kolegami z Chin domek na Górczynie. Znam już trochę miasto, byłam w Tesco, Askanie, Panoramie i raz pod miastem, nad jakimś jeziorem. Weekendy mamy wolne, chodzę z chłopakami chińskimi do dyskotek. Oni lubią tam chodzić, kochają polskie piwo. Nie mam jeszcze chłopaka polskiego. Jak któryś mi się podoba, to okazuje się, że jest zajęty.

Lubię chodzić na spacery do parków. U was jest więcej zieleni, niż u nas. Macie dużo świeżego powietrza i takie czyste niebo. Ale na ulicach czasami nie jest przyjemnie. Chodzimy zawsze w kilka osób i gdy widzimy pijaków, uciekamy. Bo oni zawsze coś do nas krzyczą, a my nie rozumiemy co. Obiady jem w firmie, mamy chińskiego kucharza, w domu kolację sama gotuję. Są w mieście chińskie bary, ale mają takie chińskie jedzenia dla Polaków. Jak dla mnie za słodkie. Macie taki jeden bar, chyba nazywa się Pekin, ale napis wisi do góry nogami.

Alen: - Od niedawna żona jest ze mną, też pracuje w TPV. Wynajmujemy mieszkanie, gotujemy sami. Nie mamy jeszcze dzieci. Robimy zakupy w Tesco i Askanie, żona jest lepszym kucharzem niż ja. Zaskoczony byłem, jak przyjechałem do Polski, że u was jest tyle jedzenia z Azji. Z polskich dań najbardziej lubię zupy, polski smak mi odpowiada. Polacy są przyjacielscy, łatwi w kontaktach. Ale tylko w firmie, bo w mieście trudno się porozumieć, mało kto zna angielski. Ja po polsku mówię ,,cień topry'' i ,,taksi do TPV''.

Znam już dobrze wasze miasto. Nie znam tylko jego historii. Weekendy spędzamy w domu, odpoczywamy, oglądamy w internecie chińską telewizję. Czasami organizujemy imprezy w domu w swoim gronie albo idziemy do dyskoteki.

O śniegu, świętach i chińskim Nowym Roku

Sylwia: - U mnie na południu Chin nigdy nie było śniegu. Zobaczyłam go pierwszy raz w Sopocie. Ale nie leżał długo, w minione święta go nie było. Wigilia była w szkole językowej. Był długi wspólny stół, choinka, opłatek. Każda nauczycielka coś przyniosła. Córka jednej z nich grała i one śpiewały kolędy. Moja gospodyni podarowała mi pod choinkę anioła w kształcie dzwonka, a ja jej zapachowe świeczki. Tęskniłam bardzo za domem i rodzicami. Nie widziałam ich już 16 miesięcy. 24 grudnia lecę do domu, będę do końca stycznia.

- My świętujemy Nowy Rok, zaczyna się 26 stycznia. Dzień wcześniej będzie rodzinna kolacja, będzie ryba, pierogi, piwo i wódka z ryżu, ale taka słaba. O północy wyjdziemy do parku. Będzie festyn ze smokami i lwami, wielkie fajerwerki. Ludzie też będą strzelali, choć nie wolno. Na Nowy Rok ubierzemy nowe ciuchy i tak będziemy chodzili cały dzień. To taki zwyczaj, aby mieć nowe ciuchy przez cały rok. Potem będę musiała wracać. Mama i tata będą płakali, ale na sto procent wrócę do Gorzowa.

Alen: - Rok temu święta i Sylwester spędziłem w Żyrardowie. Pierwszy raz w życiu zobaczyłem śnieg, bardzo się cieszyłem. W tym roku z większą grupą kolegów wyjedziemy na całe święta gdzieś poza Gorzów. Musi tam być lodowisko, bo ja koniecznie chcę się nauczyć jeździć na łyżwach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska