Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Clive Harris dodaje im sił

Dariusz Brożek 0 95 742 16 83 [email protected]
- Podczas spotkania poczułam nagły przypływ energii. Świat od razu nabrał barw - mówiła nam emerytowana nauczycielka Izabella Stopyra.
- Podczas spotkania poczułam nagły przypływ energii. Świat od razu nabrał barw - mówiła nam emerytowana nauczycielka Izabella Stopyra. fot. Dariusz Brożek
W ostatnim spotkaniu z Clivem Harrisem w Międzyrzeczu wzięło udział ponad 60 osób. Niektórzy przyjechali z odległych miejscowości, bo wierzą w uzdrowicielską moc jego dłoni.

Uzdrowiciel jest Anglikiem. Do Polski przyjeżdża od blisko 40 lat. Jeździ zresztą po całym świecie. Jak oblicza szefowa polskiej fundacji jego imienia Anna Łożyńska, spotkał się już kilkunastoma milionami osób chorych na nowotwory, schorzenia układu krążenia czy tarczycy.

Kilka razy w roku przyjeżdża do Międzyrzecza. Ostatnio był tam w poniedziałek. Spotkanie miało się rozpocząć o 14.55, ale dojechał 20 minut wcześniej. W sali gimnastycznej Zespołu Szkół Ekonomicznych czekało na niego ponad 30 osób. Drugie tyle dotarło tam już w trakcie seansu. Przeważały kobiety. Stały w kolejce w samych swetrach i bluzkach. Wchodząc na salę zdejmowały czapki, płaszcze, kurtki i kładły je na ławeczkach. - Leczy przez dotyk, dlatego trzeba być lekko ubranym - tłumaczy mi pani Józefa.

Kobieta ma ponad 80 lat. Przywiozła ją wnuczka. Od ponad kilkunastu lat uczestniczy w spotkaniach z Harrisem. Na co choruje? - Teraz, to już chyba na wszystko. Taki wiek. Ale po każdym spotkaniu czuje się znacznie lepiej - mówi.

Córce było zimno

Do uzdrowiciela podchodzą kolejne osoby. Z boku przypomina nieco krawca, który bierze miarę ze swoich klientów. Szybko dotyka rękoma ich tułowia, głów, barków, kończyn. Teraz kolej na ufarbowaną na rudo kobietę. C. Harris kładzie dłonie na jej głowie. Potem dotyka szyi. Jego ręce są już na brzuchu i znowu na szyi. Anglik kręci głową. Przestaje się uśmiechać i znowu krąży dłońmi wokół jej szyi. - Jestem w szoku. Skąd wiedział, że mam chorą tarczycę? - pyta potem jego pacjentka.

Czy coś czuła? Mówi, że nic. Żadnego ciepła, prądów czy mrowienia. Naszej rozmowie przysłuchuje się inna kobieta. - W trakcie zabiegu też nic nie czułam. Ale mojej córce zrobiło się zimno - mówi.

Kielicha też strzeli

Z Gorzowa przyjechał na spotkanie pan Mieczysław. Dziesięć lat temu lekarze wykryli u niego ciężką, nieuleczalną chorobę. Od tej pory jeździ na spotkania z C. Harissem. - Lekarz powiedział mi wtedy, że niebawem znowu się spotkamy. Był w błędzie, bo dzięki Harrisowi choroba przestała się rozwijać. Nie muszę tracić czasu na wizyty w szpitalach i przychodniach. Jem i piję, od czasu do czasu kielicha sobie strzelę. I cieszę się życiem - mówił.

Na stoliku z walizką uzdrowiciela leży kartką z prośbą do pacjentów, żeby po spotkaniu robili badania lekarskie. - Liczą się dowody. Każdy może porównać wyniki przed i po spotkaniu z uzdrowicielem - mówi A. Łożyńska.

W paszporcie C. Harris jako zawód ma wpisane słowo Healer. Po angielsku to uzdrowiciel. - Bo jest uzdrowicielem. Ten dar odkryto u niego w dzieciństwie, kiedy trafił do szpitala. Wszystkie dzieci wokół niego zaczęły raptownie zdrowieć, co zaintrygowało lekarzy - opowiada A. Łożyńska.

Wierzą w jego ręce

Moi rozmówcy nie chcą zdjęć i nazwisk w gazecie. Wszyscy wierzą w magiczną moc rąk Anglika. Tak jak pani Zofia z Sulęcina, która była już na kilkunastu sesjach. Zapewnia, że potem nabiera energii i apetytu na życie. Ale tylko na kilka dni, najwyżej tydzień. Potem choroby jednak wracają. - Za każdym razem czuję wyraźną ulgę. Gdyby było inaczej, to bym nie przychodził na te spotkania - mówi międzyrzeczanin Stefan Furtak.

Kolejna kobieta ma chory kręgosłup. - Czekają mnie trzy operacje. O Harrisie dowiedziałam się od znajomej. Omal nie zemdlałam, kiedy pierwszy raz dotknął moich pleców. I prawie natychmiast przestały mnie boleć - mówi.

Po spotkaniu chcę porozmawiać z C. Harrisem. Uzdrowiciel jednak bardzo się śpieszy, bo czekają na niego w Szczecinie, a drogi są oblodzone. Rozmawiam o nim z A. Łożyńską. Szefowa fundacji unika słów leczenie, czy zabieg. - Podczas spotkań z ludźmi Cliv po prostu mobilizuje ich do życia - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska