- Zwykle szukamy jakiejś pointy. Dla pana jaka wiąże się z Janem Pawłem II?
- Chyba to pożegnanie, w którym pisał "Zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością...".
- Ile było tych spotkań z papieżem?
- Przynajmniej pięć. Rzym, Gorzów, Warszawa, Kraków... W niewielkiej grupie, ale także w tłumie pielgrzymów. I myśl, aby napisać o tym książkę, chodziła za mną od lat. Zresztą proszę spojrzeć. Została ona przesłana postulatorowi jako świadectwo procesu beatyfikacyjnego, świadectwo doznań pielgrzyma, dowód triumfu życia nad śmiercią i szczęścia ludzi, którym dane było żyć za jego pontyfikatu.
- Skąd to dążenie do bycia blisko Jana Pawła II?
- Myślę, że zawsze szukałem Boga, dowodów na jego istnienie. A papież mi w tym pomagał. Jego życie, homilie, encykliki, jego postawa prawdziwego sługi Kościoła i ludzi... To dla mnie dowód na istnienie Boga, w którego on tak wierzył. Stałem się dzięki niemu lepszym człowiekiem, większą wagę przywiązuję do duchowości i zrozumiałem słowa z księgi Mądrości "Bo we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie. Dlatego nieznacznie karzesz upadających i strofujesz, przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli".
- Podczas pierwszego spotkania z nieznanym człowiekiem zwraca się uwagę na oczy, dłonie, głos...
- W nim uderzała niezwykła łagodność, radość, optymizm bijący z całej sylwetki. Całym sobą mówił "Nie lękajcie się". Przestawałem bać się życia. Wreszcie naprawdę będąc obok niego, miało się świadomość, że jest bardzo mądrym człowiekiem. I dobrym.
- Ale jaki sens miało uczestniczenie w tych monstrualnych spotkaniach, wśród tysięcy, setek tysięcy innych?
- Miało wielki sens, czułem wówczas jedność z tym tłumem i widziałem, jaki on ma wpływ na ludzi. Byłem świadkiem pojednań zwaśnionych od lat ludzi, ogromnych wzruszeń i nawróceń. Po każdym z tych spotkań miałem wrażenie, że jestem lepszym człowiekiem, czułem się jak po... pielgrzymce do Częstochowy.
- Jakieś relikwie?
- Dla mnie to jego testament, który noszę w głowie, w sercu i trzymam w szufladzie. Będę o nim mówił dużo dzieciom i wnukom.
- Wybiera się pan na beatyfikację?
- W Rzymie będą moja żona i syn. Niestety, stan zdrowia nie pozwala mi na taką wyprawę i dla mnie to prawdziwa katastrofa.
- Gdy zasiądzie pan przed telewizorem i będzie oglądał transmisję uroczystości, o czym będzie pan myślał?
- Przede wszystkim o tym, jak wielkim wyróżnieniem było życie jednocześnie z Janem Pawłem II. Myślę, że inne pokolenia Polaków bardziej na to zasłużyły, może to Mickiewicza, Norwida i Słowackiego. Ale my mieliśmy to szczęście. I mam wrażenie, że tego pontyfikatu nie przegapiłem.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?