Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czułość i ostra ręka

DANUTA KULESZYŃSKA
Wacław Janowski uchronił swoją żonę przed więzieniem. Wcześniej znał ją tylko z widzenia. Dziś mają pięcioro dzieci, siedmioro wnucząt i jednego prawnuka.

Blok w centrum miasta. Drzwi otwiera uśmiechnięty mężczyzna. Podaje rękę i zaprasza do pokoju. To Wacław Janowski. Nie wygląda na swoje 81 lat. - Z długowiecznej rodziny pochodzę - mówi od progu. - Moja prababka żyła 116 lat, babcia 98 a mama 90. Wyliczyłem sobie, że ja dociągnę do 112 lat.
- Tak długo zamierza pan żyć?!
- A kto by nie chciał!
Do pokoju wchodzi uśmiechnięta kobieta. Na stół stawia kanapki, ciastka i kawę. - Pani pewnie głodna, proszę się posilić - zachęca.
To Janina Janowska. Nie wygląda na swoje 80 lat. - W dowodzie jestem o dwa lata młodsza - wyjaśnia. - Prawidłowo urodziłam się 28 sierpnia 1926 roku, ale jak wywozili mnie na Sybir, to tata odmłodził mnie o dwa lata. Myślał, że nie zabiorą. Ale zabrali.

Czułość i ostra ręka

Siadamy w pokoju gościnnym. Na ścianie mnóstwo zdjęć. Z fotografii spoglądają dzieci. W różnym wieku. - A to nasza kochana wnusia Asia - Wacław pokazuje na ładną kobietę w mundurze moro. - Kapitanem w wojsku jest, w Iraku półtora roku służyła.
- Baliśmy się o nią bardzo, ale wróciła cała i zdrowa - Janina z szuflady wyjmuje kolejne zdjęcia. - A to Asia jak siedzi na fotelu Saddama Husajna w jego pałacu - pokazuje.
- Joanna to wasze oczko w głowie?
- Ależ skąd - protestują oboje. - Równo kochamy wszystkie dzieci, wnuki i prawnuczka.
Na dowód tego wyjmują następne fotografie i opowiadają o swoich pociechach: Halina była nauczycielką rosyjskiego, dziś już na emeryturze. Stanisław pływa na barkach, ostatnio w Berlinie. Jarosław prowadzi filię fabryki Relpol w Wilnie, Teresa jest księgową w Żaganiu, a Czesława uczy rosyjskiego w szkole. - Udały nam się dzieci. Wszystkie, bez wyjątku - mówi Janina. - Jesteśmy z nich bardzo dumni.
- I dzięki Bogu żadnych problemów nam nie sprawiały - dodaje Wacław. - U mnie ostra ręka była. Punktualność i słowność im wpajałem. Ale żona trochę ich rozpieszczała.
Halina Janowska, najstarsza córka, potwierdza: - Tata nigdy nas nie uderzył, ale wystarczy, że surowo spojrzał, już wiedzieliśmy, co nam wolno a czego nie. A mama? Zawsze można było mamę przekonać. Dogadywaliśmy się z nią inaczej.

Potajemny ślub

Urodzili się na wileńszczyźnie. Ona w Stefanopolu, on w Lispolu 20 kilometrów dalej. Pochodzili z zamożnych rodzin. Po wojnie stali się wrogami ludu. Zwłaszcza rodzina Janiny.
- Byłam córką kułaka, więc w 1944 roku przyszli Ruscy i powiedzieli: ty do Archangielska, do roboty! Cały tydzień nas wieźli.
W Archangielsku razem z innymi młodymi, których sowieci wpakowali do wagonów, Janina budowała baraki. Dla jeńców niemieckich. Mróz 50 stopni, palce drętwiały. Rok później przyjechała do domu na urlop. Na Syberię wracać już nie chciała. Za karę władza ludowa zamknęła ją w więzieniu.
- Przybiegł do mnie jej ojciec i prosi: ratuj naszą Anulę - opowiada Wacław. - Pracowałem wtedy na poczcie i czasami przychodziłem do jej rodziców. A Anulkę widziałem może raz w życiu.
Ratunkiem był ślub. Pobrali się w Turczynie 13 maja 1946 roku. - Nie było między nami żadnej miłości - podkreśla Janina.
Uczucie przyszło później. W Raculi, gdzie zjechali kilka miesięcy później jako repatrianci. - Dostaliśmy domek, krowę i trochę ziemniaków - wspomina Wacław. - I zaczęliśmy życie od nowa.
Od Raculi zaczęła się też kariera Wacława. Był wójtem, potem kierownikiem w starostwie, jeszcze później wicestarostą w Żaganiu, dyrektorem, a na końcu prezesem Gminnej Spółdzielni. Janina zajmowała się domem. I tylko krótko pracowała w handlu.

W domu i w ogrodzie

Przeżyli ze sobą 60 lat. - Chyba nigdy się w niej nie zakochałem - śmieje się Wacław. I ukradkiem spogląda na swoją wybrankę. - A ja cię pokochałam, bo byłeś i jesteś cudownym ojcem dla naszych dzieci i wnuków - odpiera Janina.
- Kochali się i kochają nadal - wtrąca córka Halina. - W domu nigdy nie było awantur, podniesionych głosów, rzucania talerzami... A ciche dni zdarzały się tylko od czasu do czasu.
Jeśli się sprzeczali, to o drobiazgi. Bo, jak mówią, szkoda życia na poważne swary, obrażanie się i wzajemną szarpaninę. - Najważniejsze w małżeństwie to wzajemny szacunek
- podkreśla Wacław. - Oraz tolerancja i zaufanie - dodaje Janina. - Ja nigdy nie zadręczałam męża pytaniami gdzie był, co robił, dlaczego nie wrócił na noc. To nie miało żadnego sensu. Ja tylko żądałam jednego: zadzwoń i powiedz, że się spóźnisz, albo że nie wrócisz.
I to mi zupełnie wystarczało.
Janina zawsze lubiła domowe ognisko. Dziś też wolny czas najchętniej spędza w mieszkaniu przy Ratuszowej. Lubi gotować obiady dla męża. Czasami zajrzy do ogródka, gdzie swój czas najchętniej spędza Wacław: przy pomidorach, ogórkach, jabłkach, winogronach i w altance jak z bajki. A wieczorami siadają wspólnie przed telewizorem. Albo czytają książki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska