Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dokładnie rok temu do gorzowskiego szpitala trafił pierwszy pacjent z koronawirusem. - Załamka była - mówi pan Patryk. Jak się teraz czuje?

Jakub Pikulik, Zbigniew Borek
21-letni wówczas pan Patryk trafił do szpitala zakaźnego w Gorzowie Wlkp. Był to pierwszy pacjent chory na COVID-19 w Gorzowie.
21-letni wówczas pan Patryk trafił do szpitala zakaźnego w Gorzowie Wlkp. Był to pierwszy pacjent chory na COVID-19 w Gorzowie. archiwum GL
- Przez rok koronawirusa miali członkowie mojej rodziny. Staramy się żyć normalnie, nie da się ciągle myśleć o pandemii i wirusie - mówi Patryk. 21-latek rok temu jako pierwszy pacjent z koronawirisem trafił do szpitala zakaźnego w Gorzowie Wlkp.

- Pobyt w szpitalu nie był przyjemny, ale powoli o tym zapominam. Najważniejsze, że z tego wyszedłem. Przez rok koronawirusa mieli również członkowie mojej rodziny. Na szczęście już nikt z moich bliskich nie musiał być hospitalizowany - mówi Patryk. 22 marca 2020 r. jako pierwszy pacjent z koronawirusem trafił do szpitala zakaźnego w Gorzowie Wlkp. - Miałem duszności, kaszel - wspomina nasz rozmówca. - Od tego czasu powoli oswajam się z pandemią. Nie da się żyć i wciąż myśleć o wirusie - mówi gorzowianin.

Przed rokiem rozmawialiśmy z panem Patrykiem. Tak wspominał swoją chorobę i pobyt w szpitalu:
Pan jak się dowiedział, że jest chory?
To była sobota (21 marca – red.), wracałem od mojego wujka do domu. Już wcześniej miałem kaszel, ale zaczął mnie porządnie męczyć. Choć brałem jakieś leki, to nic nie pomagało, co gorsza doszły duszności. Nie, nie przypuszczałem, że to może być koronawirus, ale już oczywiście wiedziałem o epidemii. W drodze zadzwoniłem na pogotowie. Pogotowie kazało mi dzwonić do sanepidu. Sanepid kazał mi iść do domu. Obiecał poinformować pogotowie, że coś mi dolega, że to może być koronawirus. No więc szedłem do domu, ale czułem się coraz gorzej… Na dodatek telefon mi padł i już nigdzie nie mogłem zadzwonić. Podszedłem więc do pierwszego lepszego bloku, nacisnąłem guzik w domofonie. Odezwała się jakaś pani, której powiedziałem, co się stało.

Powiedział pan, co się stało?
No tak. Że jestem podejrzanym o zakażenie koronawirusem, padł mi telefon i proszę, żeby zadzwoniła po pogotowie.

I?
I ta pani powiedziała, że oczywiście nie wpuści mnie do klatki, żebym zaczekał przed blokiem, a ona zadzwoni do szpitala. I po kilku minutach powiedziała mi przez okno, że oni mówią, że mam sam iść do szpitala. To było jednak zdecydowanie za daleko. Nie chcę mówić, gdzie mieszkam, ale niech pan mi wierzy, za daleko, żeby dojść do szpitala na własnych nogach. I powiedziałem to tej pani. Ona to przekazała dalej, bo w końcu przyjechała specjalna karetka do przewozu zakażonych koronawirusem.

Przeczytaj też:

W końcu?
Po około godzinie.

Co pan w tym czasie robił?
Nic. Siedziałem na ławce przed blokiem. Czekałem.

Przyjechała karetka i…
...I lekarz z tej karetki trochę był zdziwiony, że ktoś mi kazał iść samemu do szpitala i czekać na tej ławce. A potem zabrali mnie do szpitala, tego zakaźnego, przy ul. Walczaka. W namiocie przy szpitalu przeprowadzono ze mną wstępny wywiad, zmierzono temperaturę, ciśnienie. Tu zacząłem jeszcze mocniej kaszleć. Z namiotu trafiłem na izbę przyjęć, gdzie pobrali mi wymaz na koronawirusa. Następnie trafiłem na salę obserwacyjną. W niedzielę około 19.00 dowiedziałem się, że jestem zakażony.

Jak?
To nawet dosyć ciekawe, bo od swojej mamy. Do rodziców zadzwonił sanepid, że nie mają dla nich dobrej wiadomości… Mama zadzwoniła do mnie, a dopiero później dowiedziałem się od lekarzy.

Reakcja?
Wie pan… Załamka była. Każdy płakał.

A jak pan się czuł fizycznie?

Nic mi się nie pogarszało. Miałem kaszel, ale duszności powoli się uspokajały, po pięciu – sześciu dniach czułem się już dobrze. W tych dniach jedynie skakała mi temperatura, raz była normalna, raz gorączkowałem. Najwięcej miałem 39,2.

W jaki sposób pana leczono?
Ani przez chwilę nie leżałem pod respiratorem i tak dalej, żadnych dramatycznych scen nie było. Trzy razy w dzień podawano mi po trzy tabletki: na śniadanie, obiad i kolację. Przeciwgorączkową, przeciwkaszlową i zdaje się na malarię, czy jakoś tak, ale tego pewien nie jestem. Czwarty raz w nocy. Były bardzo gorzkie, trzeba było jak najszybciej popić i połknąć, żeby nie czuć tego smaku, a i tak się nie udawało.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zmiany w rządzie. Donald Tusk przedstawił nowych ministrów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska