Przeczytaj też: Którzy lekarze i pielęgniarki są najlepsi? (opinie Czytelników)
W poniedziałek rano 70-letni mężczyzna czekał na żonę w samochodzie na parkingu przed sklepem w podgorzowskim Bogdańcu. Kiedy ta wróciła z zakupów, zauważyła, że mąż jest nieprzytomny. Kobieta wbiegła z powrotem do sklepu. Krzyknęła tylko, by ktoś wezwał pomoc. - Jedna z naszych pracownic zadzwoniła pod 999. Po chwili zatelefonowała do pobliskiego ośrodka zdrowia z prośbą o pomoc do czasu przyjazdu pogotowia. Jednak odmówiono interwencji - relacjonuje nam ekspedientka, która chce pozostać anonimowa.
Nie wie, kto w przychodni odebrał telefon. Po chwili pod sklepem zjawiła się zaalarmowana córka starszego małżeństwa. Pani Krystyna mieszka nieopodal. Ona po raz drugi zadzwoniła do ośrodka zdrowia, ale pomoc nie nadeszła. Po kilkunastu minutach do Bogdańca dotarło pogotowie z Gorzowa. W międzyczasie na zakupy przyszła miejscowa pielęgniarka i to ona ostatecznie udzieliła pierwszej pomocy. Według świadków zanim karetka ruszyła do szpitala, stała na parkingu jeszcze około 20 minut. Trwała reanimacja. Dlaczego nikt z ośrodka zdrowia nie przybiegł?
Więcej o całej sprawie przeczytasz we wtorek w papierowym wydaniu Gazety Lubuskiej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?