Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyrektor Domu Kultury w Gubinie widzi... skrzaty

Michał Szczęch
Janusz Gajda chodzi po mieście i widzi skrzaty. Wierzy, że stwory odmienią los Gubina, że przyniosą miastu szczęście i dobrobyt.
Janusz Gajda chodzi po mieście i widzi skrzaty. Wierzy, że stwory odmienią los Gubina, że przyniosą miastu szczęście i dobrobyt. Mariusz Kapała
To nie halucynacje. Tak twierdzi Janusz Gajda. Dyrektor domu kultury chodzi po Gubinie i widzi skrzaty. Widzi je również kilku innych gubinian. Chcą tańczyć na cześć tych stworów. Chcą gotować im powidła ze śliwek! Gubin oszalał?

Ostatnio przyjechał do Gubina Marcin Daniec. - Co Gubin ma charakterystycznego? - zapytała Janusza Gajdę menadżerka kabareciarza. Pana Gajdę, dyrektora domu kultury, aż zamurowało.
- Taki Siedlec ma święto świni, bo słynie z zakładów wędliniarskich. A my co? - pomyślał. - O kradzieżach samochodów przecież nie powiem, bo wstyd. O domach publicznych, z których Gubin był znany w przeszłości, tym bardziej wstyd mówić. Juma odpada. Granica? Banał. Fara? Dość oklepana.
Koniec końców niczym szczególnym pan Gajda się nie pochwalił.

Dziś bez wahania odpowiedziałby, że to skrzaty są czymś dla Gubina wyjątkowym. - Chodzę po mieście i wszędzie je widzę. Inaczej dziś patrzę na Gubin. Przez te skrzaty - opowiada pan Gajda. Gdzie widzi? Nie chce powiedzieć, zasłania się tajemnicą. W tym momencie dyrektor domu kultury uspakaja wszystkich mieszkańców, że nie oszalał. I że na pewno tych skrzatów sobie nie wymyślił po spotkaniu z Dańcem i menadżerką.

Janina Kaśka Izdebska też przecież nie zwariowała, a skrzaty widzi podobnie, jak pan Gajda. Nawet Stefan Pilaczyński, znany regionalista, je widzi. Kogo jak kogo, ale pana Pilaczyńskiego nie sposób przecież podejrzewać o kłamstwo.

- Oczywiście, że skrzaty mieszkały i mieszkają w Gubinie - potwierdza Ewa Dąbek z miejskiej biblioteki. I już oczami wyobraźni widzi szlak małych rzeźb, by uczcić obecność karzełków w Gubinie. Szlak, dodajmy, na wzór tego zielonogórskiego z bachusikami. Pani Dąbek oczami wyobraźni widzi nawet ławeczkę ze skrzatem, na wzór ławeczki Norwida przed biblioteką wojewódzką, albo na wzór tej z Niemenem w Świebodzinie. Czegoś takiego nad Nysą jeszcze nie było. Turyści przyjeżdżaliby, podziwiali. - Ach! To ten Gubin, miasto skrzatów - tak by mówili.
- Pewnie, że wierzę w skrzaty. Od niedawna nawet je widzę - nie kryje się Marcin Gwizdalski. Również Marcin nie zdradzi, gdzie te stwory można spotkać. Czyżby to jednak zbiorowa halucynacja dopadła gubinian?

Plotki, ciekawostki, moda, kuchnia, celebryci. Zobacz nasz serwis Styl życia.

- Chciałbym, żeby w czerwcu spotkali się wszyscy mieszkańcy na placu Jana Pawła II - apeluje J. Gajda. - Będziemy się uczyć tańca na cześć skrzatów gubińskich. Przyjedzie zespół Yere, znany z irlandzich tańców. Nauczą nas. Już pracują nad choreografią.
Taniec to nie wszystko. Dyrektor Gajda chce zaprosić mieszkańców do wspólnego gotowania powideł ze śliwek gubinek. - Powidła będą pasować do podpłomyków, które skrzaty przyniosły do Gubina. Schowały też u nas pierścień. Ruszymy na poszukiwania. Kto go znajdzie, będzie miał szczęście, bogactwo... - Janusz Gajda już widzi te tłumy mieszkańców, rzucające się na poszukiwania pierścienia. Widzi też burmistrza i radnych przebranych w skrzacie stroje. - Przecież konkurs na najpiękniejsze skrzacie przebranie to coś oczywistego, skoro skrzaty żyją w Gubinie.
Sześć lat Janusz Gajda głowił się, chodził jak struty. - Jak przyciągnąć ludzi? - pytał siebie, znajomych. - Jak uatrakcyjnić formułę Wiosny nad Nysą?

Pomysł leżał pod samym nosem, bo w bibliotece. Wystarczyło zerknąć do księgi z polskimi legendami... Jest tam legenda "O gubińskich karzełkach". - Czyli o skrzatach, to synonim - zauważa J. Gajda. - Skrzaty możemy dojrzeć na gubińskich budynkach, w różnych zakamarkach miasta. Nie zdradzę gdzie, żeby nie spalić konkursów, które przygotowujemy na Wiosnę nad Nysę. Wierzę, że nowa formuła tchnie w święto miasta dużo świeżości. W domu kultury czekamy na mieszkańców, którzy chcą podpowiedzieć, a przede wszystkim pomóc w przygotowaniach.

Co do wspomnianej legendy, tak się zaczyna: "W dawnych czasach żyło ponoć społeczeństwo brodatych karzełków. Karzełki lubiły zaglądać do ludzkich siedzib i urządzać w nich zwykle w pobliżu pieca wesołe biesiady i tańce. Ludzie nie odmawiali skrzatom gościny, bo przynosiły szczęście.

Pewnego wieczoru karzełki zajrzały do zamku księcia Gniewosława, ku uciesze jego żony Mirosławy, która pod nieobecność małżonka smutna i niespokojna przy robótce skracała sobie czas oczekiwania. Otóż tego wieczoru gdy Mirosława jak zwykle siedziała w swej komnacie, uwagę jej zwrócił szmer dochodzący ze strony kominka...". Jak brzmi dalsza część tej legendy? Dowiemy się w bibliotece.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska