Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyżurny

HENRYKA BEDNARSKA 0 95 722 57 [email protected]
W 24 Godzinach Adam jest od listopada. Zapewnia, że klub go uratował. Ma cel: podleczyć się, bo jest strasznie słaby, znaleźć pracę, wynająć mieszkanie. Wrócić do życia.

Marian chlał już miesiąc. Miał za co, bo udało mu się sprzedać auto, starego grata. Dostał dziesięć tysięcy. Dla alkoholika to majątek. Można pić i pić. I Marian pił, nie pamiętając ani o jedzeniu, ani o bożym świecie. Aż nie wytrzymał organizm. W listopadzie pogotowie zabrało go do szpitala przy Walczaka. Na odtrucie. - Dotychczas nie chciał słyszeć o leczeniu. Teraz się przestraszył - opowiadają najbliżsi Mariana.

Dyżurny

Wiedzieli, że po wyjściu ze szpitala Marian nie może wrócić do domu. Bo piłby dalej. Jedynym ratunkiem wydawało się umieszczenie go w szpitalu w Obrzycach lub w ośrodku w Ciborzu. - Ale tam nie było miejsc - mówi rodzina Mariana. Wtedy dostali ten adres: klub 24 Godziny, Łużycka 32.
To w Gorzowie jedyny klub abstynenta, w którym można przenocować. - Potrzebujący zostają u nas na kilka nocy, choć bywa, że dłużej. Są dyżurnymi gotowymi pomóc innym. W dzień chodzą na terapię, mityngi, tu wracają na noc - wyjaśnia Henryk Drubkowski, założyciel klubu. Przed dyżurnymi stawia warunki: nie mogą pić, muszą przyznać, że mają problem z alkoholem i sami muszą chcieć się leczyć.

Henryk

Wie, o czym mówi. Jest alkoholikiem, który nie pije od 13 lat. Był złotą rączką, klienci chętnie częstowali go wódką. Później sam się o nią upominał. - Żona dostrzegała problem, ja uważałem, że się czepia - wspomina Drubkowski. - Żona mówiła: lecz się, a ja się upijałem. Dostawałem od niej kolejno kwity o rozwód, alimenty, wreszcie eksmisję. Nie pomogło, alkohol był silniejszy - opowiada.
W grudniu 1992 r. wylądował w Obrzycach. Zrozumiał, że jest chory. Wrócił po trzech miesiącach. Zaczął jeździć na mityngi poza Gorzów, bo tu wstydził się na nie chodzić. Przełamał się po roku. W 1996 r. zorganizował spotkanie takich jak on u siebie w mieszkaniu. Później na potrzeby rodzącego się klubu wyremontował strych, a potem - piwnicę.

Włodek

Był pierwszym dyżurnym w klubie. Wrócił z Obrzyc i nie miał gdzie się podziać. - Żona zostawiła mnie w 1990 r., bo piłem. Spadłem na dno: chodziłem brudny, taki kloszard, spałem w windach - mówi dziś Włodek. Nie wiedział, jak Henryk, że jest alkoholikiem. - Straciłem rodzinę, no to rozczulałem się nad sobą i chlałem dalej - wspomina. Przełomowy okazał się 1996 r. - Nie jadłem, już nawet nie mogłem pić. Miałem przygotowany sznur, wybraną belkę. Widziałem siebie, jak dyndam. Jakoś dotarłem do doktora Sterny. Dał mi skierowanie do Obrzyc - opowiada. Po odtruciu przechodził terapię. Na mityngach słuchał innych i nie mógł się nadziwić, skąd tyle wiedzą... o nim. Bo jakby siebie słyszał. - Tak kończył życie pijak cielesny, rodził się trzeźwy alkoholik - puentuje Włodek. Wrócił do Gorzowa, trafił do klubu 24 Godziny. Mówi, że był i jest dla niego domem. Przyszedł na jedną noc, został cztery miesiące. W tym czasie stanął na nogi. Dziś ma mieszkanie, rozwija własną firmę. Nie pije od dziewięciu lat. I chodzi na mityngi.

Adam

Jest z Sulęcina. O klubie dowiedział się od takich jak on, gdy w listopadzie był w gorzowskim szpitalu na odtruciu. - Tu znalazłem ciszę, spokój. Chodzę na mityngi, terapię - mówi. Nie wie, jak długo nie będzie pił. Ma nadzieję, że już nie tknie alkoholu. - Wkurzyłem się na wódkę - twierdzi. Zapewnia, że klub go uratował. Jeszcze jest nerwowy, na niektóre słowa reaguje emocjonalnie. Ma cel: podleczyć się, bo jest strasznie słaby, znaleźć pracę, wynająć mieszkanie. I wrócić do życia.
Henryk Drubkowski mówi, że z tysiąca dyżurnych, którzy w ciągu dziewięciu lat przewinęli się przez klub, z nałogu wyszła połowa. Jego żona Jolanta dopowiada: - Ale ciągle trzeba brać udział w terapii, mityngach. To podstawa trzeźwienia.
Henryk i Włodek wyszli na prostą. Czy Adamowi i Marianowi się uda?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska