,,Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza’’ to najstarsze polskie pismo emigracyjne w Anglii. Powstał w 1944 r. po połączeniu dwóch gazet: założonego we Francji w 1940 r. ,,Dziennika Polskiego’’ oraz wydawanego w Glasgow ,,Dziennika Żołnierza’’. Ukazuje się do dziś. Podczas drugiej wojny światowej, dla przebywających na Wyspach polskich żołnierzy i emigrantów, był najważniejszym źródłem informacji o okupowanym przez Niemców kraju oraz wydarzeniach na świecie. Archiwalny egzemplarz tej gazety z 8 czerwca 1944 r. przechowuje w swoim domowym archiwum Stefan Cyraniak - regionalista z Międzyrzecza.
Gazeta ma 65 lat, ale jest w doskonałym stanie. Na pierwszej stronie czarnymi literami aż krzyczy tytuł ,,Ciężkie walki w Normandii". A nad nim czytamy ,,Wojska sojusznicze lądują bez przerwy - Tysiące szybowców leci z posiłkami’’. Właściciel zaznacza, że to wyjątkowy egzemplarz. Większość zamieszczonych w niej artykułów poświęcona jest operacji D-Day sprzed dwóch dni, czyli lądowaniu aliantów na normandzkich plażach. - I wcale się temu nie dziwię. Otwarcie drugiego frontu było bez wątpienia najważniejszym wydarzeniem w 1944 roku. Wszyscy na to czekaliśmy - tłumaczy.
Kopał okopy nad Wisłą
Latem 1944 r. S. Cyraniak miał 22 lata. Przebywał wtedy w obozie pracy Mielęcinie koło Włocławka. Kopał rowy i budował zapory wzdłuż Wisły. Nie z własnej woli, ale pod batem i karabinami niemieckich strażników. Transzeje i zasieki miały powstrzymać zbliżającą się ze wschodu Armię Czerwoną. Tymczasem na plażach Normandii wylądowali Anglicy i Amerykanie.
- Niemcy tego nie ukrywali. O desancie sojuszników przeczytałem w ich gazecie. Polskiej prasy wtedy nie było ani na Pomorzu, ani w Warthegau, czyli w Kraju Warty, jak hitlerowcy nazwali Wielkopolskę - mówi.
,,Dziennik’’ ma 16 stron, kosztował jednego pensa. Czytamy w nim o polskich pilotach wspierających desantujące oddziały. Kolejny artykuł poświęcony jest roli lotnictwa. Gazeta informuje, że Anglicy z Royal Air Force (Królewskich Sił Powietrznych) oraz Amerykanie z United States Army Air Forces (Sił Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych) wykonali już 13 tys. lotów, podczas których zrzucili na Niemców i ich fortyfikacje 20 tys. ton bomb. Nie brakuje tam tzw. dziennikarskich michałków - krótkich informacji, wypełniających luki między większymi artykułami. M.in. o pancerzach chroniących brytyjskich żołnierzy przed kulami niemieckich kaemów oraz o tym, że brytyjski premier Winston Churchill jakoby też chciał lądować w Normandii (sic!).
Prezydent Raczkiewicz: - Jesteśmy dumni
W gazecie jest spory artykuł o wizycie premiera emigracyjnego rządu Stanisława Mikołajczyka w Departamencie Stanu w USA. Na pierwszej stronie zamieszczono przemówienie prezydenta Władysława Raczkiewicza ,,Jesteśmy dumni z naszego dorobku’’. Czytamy w nim ,,Nie byliśmy biernymi świadkami wydarzeń. Wypełniliśmy postanowienia sojuszu polsko-angielskiego walcząc u boku Anglii. W historycznej bitwie nad Wielką Brytanią lotnicy polscy chlubnie spełnili swój obowiązek, a potem na polach Tobruku wojska polskie mężnie walczyły obok wojsk Imperium Brytyjskiego".
W ,,Dzienniku" jest także sprostowanie. Zatytułowano je jako odpowiedź redakcji. Nie bardzo wiadomo komu redakcja odpowiada, gdyż nazwisko Czytelnika ukryto pod inicjałami P.W.M w Londynie. ,,- Ma pan słuszność, sprawdziliśmy, że nazwisko osoby należące do Klubu Postępowego w Londynie brzmi nie Dora Birnbaum, jak podaliśmy swego czasu, ale Dora Birnbach’’ - napisano w odpowiedzi. Ale bez słowa przepraszam.
Zupełnie inną wagę ma informacja zamieszczona na kolejnej stronie. To list kpt. Gustawa Pfanzera i ks. Konstantego Pogłódka ze szpitala polowego Sefa. Autorzy piszą o przekazaniu przez personel i chorych szpitala polowego 25 funtów na budowę polskiej kaplicy w klasztorze na Monte Cassino. W swoim liście proszą ,,Raczy Pan Redaktor poświęcić miejsce w poczytnym Dzienniku wzmiance o złożeniu tej ofiary, gdyż wierzymy, że znajdziemy naśladowców, którzy chociaż w ten sposób przyczynią się do rozsławienia Imienia Polskiego mimo, że nie danym im było wziąć osobistego udziału w walkach o Monte Cassino sławnego II Korpusu’’.
Prezent od fryzjera
87-letni Stefan Cyraniak to skarbnica wiedzy o dawnym Międzyrzeczu. Wydał już kilka książek, niebawem ukaże się drugi tom jego Kronik Międzyrzeckich. W domu zgromadził spore archiwum na temat historii miasta, okolic i drugiej wojny. Skąd wziął gazetę sprzed 65 lat?
Dostał ją na początku lat pięćdziesiątych od fryzjera Felicjana Mroczkowskiego. Bardzo się ucieszył z prezentu, choć mógł słono za to zapłacić. To były lata stalinowskiego terroru. Za posiadanie takich wydawnictw można było trafić za kraty.
- Zaryzykowałem. Czytałem ją z wypiekami na twarzy, choć od opisanych wydarzeń minęło już kilka lat. Dla mnie było to zupełna nowość. Czułem się jak podróżnik, który odkrywa nieznany ląd - opowiada.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?