Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziś wyborcy mogą uznać, że głosowanie na PiS przestało być obciachem

Zbigniew Borek
Jarosław Macała jest profesorem w Instytucie Politologii Uniwersytetu Zielonogórskiego
Jarosław Macała jest profesorem w Instytucie Politologii Uniwersytetu Zielonogórskiego fot. Bartłomiej Kudowicz
Może się okazać, że elektorat PiS był silnie niedoszacowany. Ludzie nie przyznawali się do tej partii, bo głosowanie na PiS było obciachem. Po tłumach na pogrzebach mogą uznać, że już obciachem nie jest - mówi prof. Jarosław Macała, politolog z Uniwersytetu Zielonogórskiego.

- Nie doczekaliśmy się jakoś jednego "ponadpartyjnego" kandydata, o co po katastrofie w Smoleńsku apelował np. szef SLD Grzegorz Napieralski?**
- Nie doczekaliśmy się i bardzo dobrze, bo byłby to nonsens. Wybory polegają na tym, że wyborcy mają prawo wybierać, a nie głosować na osobę wskazaną im przez polityków. To byłoby wbrew regułom demokracji.
- Każda partia wystawiła więc albo lada dzień wystawi swojego kandydata. Nawet teraz, po ogólnonarodowym wstrząsie wywołanym katastrofą, będziemy mieli taką kampanię jak zwykle, czyli konkurs piękności? **
- Tzw. kampanie merytoryczne już wyginęły. Współczesna polityka to nie rywalizacja programów, ale wizerunków. Kandydaci zachowują się jak celebryci, którzy walczą o to, kto bardziej się przypodoba publice. Zamiast programów my, wyborcy, słyszymy najwyżej hasła i zbiór pobożnych życzeń. Tu są dwie szkoły. Jedna sprowadza się do stwierdzenia: dajcie nam władzę, a my potem się zastanowimy, co chcemy zrobić. Druga szkoła polega na tym, że w wyborach ogłasza się "konkretny" program, ale po dojściu do władzy w ogóle się go nie realizuje. Tu znakomitym przykładem jest Platforma Obywatelska, która po przejęciu rządów nie zrealizowała niemal nic ze swoich zapowiedzi.
- Kampania potrwa zaledwie dwa miesiące. Będzie spokojna?**
- Nie, brutalna. Dwie główne partie, czyli PO i PiS, spróbują zachować hegemonię. Nie chcą rywali ani z lewa, ani z prawa, a najłatwiejszym na to sposobem jest polaryzacja sceny politycznej. To już ćwiczyliśmy w poprzednich wyborach - i prezydenckich, i parlamentarnych, bo jasno określony przeciwnik jest na rękę obu głównym partiom.
- Atmosfera żałoby po Smoleńsku tego nie zmieni?**
- Niestety. PiS stracił tam niemal połowę spośród swoich bardzo znacznych polityków. Ich miejsce zajmą inni, może tak samo sprawni, ale może już nie aż tak lojalni wobec prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Partii może więc grozić nawet rozłam. Jeśli Jarosław Kaczyński wystartuje i przegra wybory, niezadowoleni mogą go próbować rozliczyć, choć dziś, po Smoleńsku, nikt o tym nawet nie wspomni. Wojna z platformą na pewno pomoże PiS-owi zewrzeć szeregi. Jest też korzystna paradoksalnie dla PO. Zwycięstwo Komorowskiego wcale nie musi być dla tej partii i jej obecnego przywódcy dobre, bo mógłby się w niej pojawić drugi, silny ośrodek władzy - prezydencki, a to również mogłoby doprowadzić do rozłamu. Proszę pamiętać, że SLD też miało prezydenta, premiera i większość parlamentarną i się niemal rozsypało. W każdej okoliczności PO potrzebuje w miarę jasno określonego wroga, a PiS świetnie się do tej roli nadaje. Ten zaś może z rozmysłem prowadzić politykę "w cieniu sarkofagu na Wawelu", co dodatkowo zaostrzy kampanię.
- A dla nas, wyborców, to dobrze, że zachowają się tak silne podziały?**
- Oczywiście lepiej byłoby, gdyby to były różnice programowe, a nie tylko deklaracje ideowe. Nie sądzę jednak, że ewentualna wygrana Jarosława Kaczyńskiego czy innego kandydata PiS-u byłaby dla Polski zła. Wręcz przeciwnie: nie spodziewam się, by PO nagle zaczęła realizować niezbędne programy reform. Po wygranych wyborach prezydenckich miałaby niemal pełnię władzy w kraju, a to wcale nie jest dobre dla demokracji. Jej istotą jest przecież wzajemna kontrola i równoważenie się ośrodków władzy.
- A mniejsze partie? SLD, PSL?**
- Dla nich wybory prezydenckie też to jest walka, tyle że wewnętrzna, w partii. Żadne liczące się ugrupowanie nie może sobie pozwolić na to, by nie wystawić kandydata w wyborach prezydenckich, bo w perspektywie są przecież tegoroczne wybory samorządowe i przyszłoroczne parlamentarne. Wystawienie kandydata w wyborach i kampania są więc próbą oszacowania i siły konkretnych polityków w partii, i samej partii w kraju.
- No i zostają nam kandydaci bez zaplecza partyjnego.**
- Im niezwykle trudno będzie zebrać w 15 dni aż 100 tys. podpisów. To dlatego wycofali się już: Ludwik Dorn i Tomasza Nałęcz, a najpewniej zrobi to też Marek Jurek.
- To jaki będzie wynik tych wyborów?**
- Dziś nikt nie wie, jak mogą się zachować wyborcy 20 czerwca. Sondaże sprzed 10 kwietnia, które dawały przewagę Komorowskiemu, są już nieaktualne. Czy i na ile tragedia smoleńska przełoży się na elektorat, tego jednak nie sposób dziś przewidzieć. Może się okazać, że elektorat PiS był silnie niedoszacowany. Ludzie nie przyznawali się do głosowania na tę partię, bo to był obciach. Dziś, po tłumach na uroczystościach pogrzebowych, ci wyborcy mogą uznać, że przyznanie się do PiS-u już obciachem nie jest.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska