Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Falubaz będzie szkolił młodzież, ale z większą precyzją

Marcin Łada 68 324 88 16 [email protected]
Maciej Janowski  i Patryk Dudek są juniorami, którzy nie przeszli tradycyjnej, szkółkowej drogi. Znacznie wyprzedzają swych rówieśników na torze i w parkingu.
Maciej Janowski i Patryk Dudek są juniorami, którzy nie przeszli tradycyjnej, szkółkowej drogi. Znacznie wyprzedzają swych rówieśników na torze i w parkingu. fot. Tomasz Gawałkiewicz
Polscy juniorzy coraz rzadziej pojawiają się w drużynach ekstraligi. Przegrywają rywalizację z zagranicznymi rówieśnikami, a stary model szkolenia wyraźnie przeżywa kryzys. Jedni wolą importować, inni postanowili zmienić podejście do tematu.

Powszechny nabór, wstępna selekcja i jazda, by zdobyć upragnioną licencję. Tak zaczynały się kiedyś kariery czołowych polskich żużlowców. Klub ubierał, dawał motocykl, a majster czuwał, żeby na następnym treningu było na czym pojechać. Po zmianie ustroju szkółki kręciły się coraz słabiej. Mniej chętnych, pustki w kasie, a do tego masowy napływ obiecujących młodzieżowców z Zachodu spowodowały, że system się załamał. Przetrwało kilka ośrodków m.in. Leszno, Gorzów, Zielona Góra czy Toruń. Reszta miała w ostatnich latach kłopoty, żeby zbudować drużynę na zawody juniorów.

Podniosły się głosy, że trzeba regulaminowo zapewnić starty polskiej młodzieży, wziąć ich pod parasol, bo zginą. Trener Stanisław Chomski zauważył jednak swego czasu, że Jasonowi Crumpowi nikt niczego nie gwarantował. Sam przebijał się na szczyt, bo był po prostu dobry. No właśnie...

Historia zielonogórskiej szkółki dowodzi, że ilość nie zawsze przechodzi w jakość, a zmiany przepisów niewiele dają. Od czasów Rafała Kurmańskiego tylko jeden przedstawiciel "starej szkoły" na dobre zadomowił się w ekstraligowym składzie. Grzegorz Zengota był zdeterminowany i miał szczęście. Inni albo rezygnowali, albo kończyli kariery po 21. urodzinach, kiedy stawali się seniorami. Kasa została wydana, ale efekt niewielki. Po ostatnim sezonie w szkółce mieliśmy dwóch "dziadków": Janusz Baniak i Mateusz Łukowiak oraz czterech debiutantów, którzy wyszli spod ręki Andrzeja Huszczy. Równocześnie pojawiła się zupełnie nowa jakość w osobie Patryka Dudka. Jego szkolenie nie miało charakteru społecznego (klubowa szkółka), ale prywatny. Rodzina inwestuje w przyszłość syna. Kształtują zawodowca, który w wieku 21 lat będzie dysponował zapleczem sprzętowym, logistycznym. Niczym firma podpisze po prostu umowę z klubem X i wykona usługę. A Maciej Janowski z Wrocławia czy Przemysław Pawlicki z Leszna? Oni idą tą samą drogą i znacznie wyprzedzają "szkółkowych" kolegów. Wniosek nasuwa się sam.

- Kartingowcy, motocrossowcy, trialiści są tylko zrzeszeni w jakiś klubach, ale prowadzą swą karierę prywatnie. Patrząc, jak wygląda to w Anglii, Szwecji czy Danii widać, że zawodnicy rozwijają się dzięki sprywatyzowanemu systemowi szkolenia. Ale tam od dziesięcioleci mamy wolny rynek - ocenił wiceprezes stowarzyszenia ZKŻ Jacek Frątczak. - Staramy się w klubie kontynuować tradycyjny model, ale na pewnym etapie wszyscy bawiący się w ten sport muszą sobie zdać sprawę, że przyjdzie moment i trzeba przejść na zawodowstwo. Zresztą próg wieku, w którym to nastąpi będzie się obniżał przez naturalną selekcję. To wymusi zwykła konkurencja. Kluby muszą się koncentrować na wybitnych jednostkach. Ludziach bardziej perspektywicznych. Żeby wydajność szkolenia mogła być wysoka, trzeba ją koncentrować na tych chłopakach, którzy mają już walory, wkład, pracują i żyją żużlem. Tony Rickardsson mówił, że sukces można osiągnąć, kiedy się żużlem oddycha, je i później nim... wiadomo co. Był sześciokrotnym mistrzem świata.

Zarząd ZKŻ-u chce poprowadzić szkolenie z większą, chirurgiczną precyzją, skupić się na tych, którzy przejdą wstępną selekcję, wykażą się determinacją. Po etapie przetarcia, zabawy i nauki żużlowego ABC, kandydaci będą musieli wspólnie z rodzicami podejmować decyzje: to jest nasza przyszłość do emerytury albo dać sobie spokój.

- W dzisiejszej sytuacji ekonomicznej nie stać nas na zabawę. Sporty motorowe są z natury drogie, bo sprzęt sporo kosztuje. Musimy patrzeć, czemu w innych dyscyplinach schemat się zmienił, a w żużlu nie. Z resztą inne kluby żużlowe w Polsce idą tą samą drogą - zaznaczył Frątczak.
Do czego chcą doprowadzić działacze z Zielonej Góry? Żeby racjonalniej i celniej wydawać pieniądze przeznaczone na szkolenie. Żeby bilans równoważył się w postaci zdolnego juniora, który najpierw wejdzie do składu w ekstralidze, a później rozwinie skrzydła jako senior.

- Pomysł: już w wieku juniora kierować i wspierać kandydata na drodze do zawodowstwa. Taki chłopak musi się zdeklarować. Klub pomaga mu w ramach, dajmy na to, pakietu startowego. Użycza motocykl, kevlar. Młody zawodnik nie ma jeszcze zaplecza finansowego, ale już wtedy trzeba mówić o zawodowstwie. Przecież w kadrze i najwyższej lidze nie ma innych zawodników - powiedział Frątczak.

ZKŻ postawi na czwórkę najmłodszych. Mają po 16 lat i szansę, by nie zginąć w realiach wolnego rynku. Klub pomoże rodzicom, wyposaży ich w narzędzia do prowadzenia skutecznego marketingu, szukania sponsorów. Dziś nikt nie daje pieniędzy bez pytania, co dostanie w zamian i oni muszą sobie z tym radzić. Wiadomo, że Baniak zostanie wypożyczony. Jego nowym klubem ma być beniaminek drugiej ligi z Krakowa, w którym "Janek" ma pełnić rolę juniora nr 1. Trafi pod opiekę Krzysztofa Cegielskiego. Ma zapewnione mieszkanie na sezon, auto, mechanika, stypendium oraz dwa motocykle (jeden użycza ZKŻ). Łukowiak dostał ofertę pozostania przy W69 np. w charakterze asystenta trenera Huszczy. Mateusz zdaje niebawem maturę, myśli o studiach i bardzo dobrze zna żużlowe realia. Działacze nie chcą zmarnować jego potencjału.

Oponenci mówią, że droga wytyczona przez ZKŻ spowoduje, że biedny, ale z talentem nie ma szans.

- Wielu przywołuje przykład Rafała Kurmańskiego, który nie miał zaplecza, ale wielki talent. Przecież nikt z nas nie jest idiotą, a rozwój kariery "Kurmanka" potwierdza rolę klubu w tym zakresie. Jeśli pojawi się diament, to mamy przecież w klubie świetnych trenerów. Są właśnie po to, żeby nam sugerowali, na kogo należy zwrócić uwagę, w kogo inwestować. To już się dzieje - zaznaczył Frątczak i dodał, że błędy czy "pudła" mogą się zdarzyć. - Nie szedłbym też za głosami o Andrzeju Zarzeckim. Ktoś tam mówi, że objawił się w wieku 21 lat. Nieprawda. Andrzej zaczął wtedy punktować w lidze, a brązowy medal mistrzostw Polski juniorów zdobył wcześniej. Czasy się zmieniły. Na początku lat 90. nie było takiego napływu zachodniego modelu, nikt ich nie cisnął. Teraz Darcy Ward w wieku 17 lat zostaje mistrzem świata juniorów. Przychodzi do naszej ekstraligi jako nikomu nieznany zawodnik i robi średnio 5-6 punktów w meczu. Jeśli chce się odnosić sukcesy na arenie międzynarodowej, to z tym Wardem trzeba kiedyś stanąć pod taśmą.

Co ciekawe, trener Huszcza potwierdził, że niezależnie od działań ZKŻ-u, w szkółce już pojawili się chłopcy, którzy dysponują własnym sprzętem, dołączył świetnie zorganizowany i zdeterminowany Łukasz Sówka. Oni będą mocno cisnęli czwórkę młodych "Myszy" i kto wie, może za rok czy dwa doczekamy się wartościowych ekstraligowców. Może nie będzie dylematów, co zrobić z niemal dojrzałym juniorem, który dorobił się tylko kilku blizn i nie liczy się na niezwykle trudnym, żużlowym rynku pracy. Oby!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska