Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

GKP na starcie skasował komplet punktów

Z Kluczborka Paweł Tracz 0 95722 69 37 [email protected]
Choć zawodnicy obu ekip rzadko odstawiali nogi, skończyło się tylko na słownych reprymendach arbitra i dwóch żółtych kartkach
Choć zawodnicy obu ekip rzadko odstawiali nogi, skończyło się tylko na słownych reprymendach arbitra i dwóch żółtych kartkach fot. Sławomir Jakubowski/NTO
- Wiecie, dlaczego wygraliście? - wypalił do gorzowskich dziennikarzy jeden z członków zarządu MKS-u. - Bo po raz pierwszy w życiu zabrałem na mecz żonę, która pochodzi z waszego miasta!

Może rzeczywiście nasza krajanka przyniosła gospodarzom pecha, ale komplet punktów zdobyty w sobotę na gorącym terenie w Kluczborku, to bardziej zasługa dojrzałej gry gości.

Na inaugurację los był dla nas średnio łaskawy, skoro podarował nam wymagającego beniaminka pierwszej ligi. Miejscowy MKS, którego prowadzi doskonale znany w lubuskim środowisku Grzegorz Kowalski, wrócił na zaplecze ekstraklasy po 34 latach. Nic dziwnego więc, że w 25-tysięcznym miasteczku już kilka godzin przed meczem czuło się atmosferę wielkiego święta.

Podobnie było w trakcie spotkania. Najpierw równo o godz. 17.00 na stadionie zapanowała cisza, która uczciła pamięć poległych w powstaniu warszawskim mieszkańców stolicy. Z tej okazji najzagorzalsi fani MKS-u przygotowali też specjalną oprawę oraz odśpiewali Mazurka Dąbrowskiego.

Kibice gospodarzy mocno liczyli na zwycięstwo pupili, a ich apetyty rozbudziła wysoka wygrana 7:0 z Widzewem Łódź. I nie miało dla nich żadnego znaczenia, że były to jedynie rezerwy czterokrotnych mistrzów Polski. Również u "buka" więcej szans dawano gospodarzom. A jak było na murawie?
Po początkowym wzajemnym badaniu sił, odważniej zaatakowali rywale. Prowadzenie beniaminka już w 19 min było dla niebiesko-białych niczym kubeł zimnej wody. Nasi, grający w czerwono-granatowych strojach ze złotymi wypustkami jak Hiszpanie, od razu ruszyli odważniej do przodu. Kilka razy na lewej flance szarpnął Paweł Kaczorowski, starał się Dawid Topolski, a całość nadzorował kapitan Artur Andruszczak. To właśnie "Andrut" zostawił na prawej stronie sporo zdrowia: dużo biegał wzdłuż linii, udanie dośrodkowywał, parę razy strzelił z dystansu.

Ale z grona podopiecznych Adama Topolskiego najbardziej zasługuje na wyróżnienie Mouhamadou Traore. Senegalczyk grał jak z nut, a akcję, po której doprowadził w 31 min do wyrównania, można oglądać do znudzenia. Przypomnijcie sobie jego firmową sztuczkę z zastawieniem się przed obrońcą w polu karnym. Potem jeszcze tylko przyjęcie piłki "na klatę" i soczyste uderzenie nie do obrony w długi róg.

Słabszy dzień mieli za to środkowi pomocnicy Adrian Łuszkiewicz i Łukasz Maliszewski, na których spada lwia część odpowiedzialności za straconą bramkę. Ten pierwszy zrehabilitował się w 75 min, gdy miękko zacentrował w pole karne, wprost na głowę Traore. Ten tylko musnął piłkę, ale na tyle dokładnie, żeby przelobować wysuniętego bramkarza. Ta następnie odbiła się od słupka, potem od Krzysztofa Stodoły i... wpadła do siatki. Gol samobójczy i na kwadrans przed końcem mamy 2:1! I właśnie wówczas wyszła przewaga GKP, czyli doświadczenie. Bo spokój i opanowanie obrońców oraz szanowanie piłki były wystarczającym argumentem, który pozwolił dowieźć gorzowianom prowadzenie do końca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska