Lubinianin B. Dzielnicki jest operatorem wiertnicy. Ma 31 lat. Kiedy o pierwszej w nocy tysiąc metrów pod ziemią nastąpiło tąpniecie, siedział w kabinie kilkutonowej maszyny. Wstrząs miał siłę górniczej siódemki.
- Pojazd podskoczył w powietrze, a ja spadłem z siedzenia i znalazłem się na podłodze szoferki - opowiada kierowca górniczego kolosa. - Chciałem lecieć z pomocą koledze w wozie kotwiącym, bo był w epicentrum wstrząsu, ale miałem połamane żebra. Z bólu nie mogłem się ruszyć.
30-letni kierowca wozu kotwiącego zginał. - Rozmawialiśmy na chwilę przed tą tragedią. Ustaliliśmy szczegóły nawierceń i on poszedł do szoferki. Potem gruchnęło - opowiada B. Dzielnicki. - Może był jeszcze poza kabiną maszyny. Jej wnętrze chroni przed takimi zdarzeniami - dodaje.
Górnik, który stracił wczoraj życie pochodził z Głogowa. Był żonaty. Osierocił małe dziecko. W tym czasie w rejonie tragedii pracowały jeszcze 22 osoby. Trzy zostały ranne. Dwie już wyszły ze szpitala.
- Mój pomocnik ocalał dzięki temu, że siła podmuchu wsunęła go pod maszynę - wspomina górnik, który pozostaje na razie na obserwacji w lubińskim szpitalu. Mówi, że do pracy wróci.
O czym teraz myśli? - Cieszę się, że moje dzieci nie zostały sierotami - opowiada wzruszony. - Mogłem zobaczyć żonę. Przyjechała do szpitala mnie umyć, bo przywieziono mnie tutaj czarnego od pyłu - dodaje.
Obecnie na miejscu tragedii pracują specjaliści, którzy badają okoliczności wypadku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?